Skała z kosmosu, która rozpoczęła globalne ocieplenie
Powszechnie panuje przekonanie, że globalne ocieplenie to wynik działalności człowieka. A co jeżeli do wzrostu temperatury na Ziemi przyczyniło się pojedyncze zdarzenie? Takie jak owiana tajemnicą katastrofa tunguska.
30 czerwca 1908 r. w środkowej Syberii, nad rzeką Podkamienna Tunguska, na północ od jeziora Bajkał doszło do jednego z najbardziej zagadkowych zdarzeń XX wieku - przelotu i eksplozji kosmicznego ciała nieznanego bliżej pochodzenia. Eksplozja spowodowała zniszczenia na obszarze 2150 km2 tajgi, powalając ok. 30 mln drzew. Na obszarze 200 km2 roślinność została wypalona. Zdarzenie było widziane w promieniu 650 km i słyszane z odległości 1000 km, a potężny wstrząs odnotowały sejsmografy na całej Ziemi.
Przed samą eksplozją lokalna ludność ujrzała jasny obiekt poruszający się po bezchmurnym niebie. Mieszkańcy wielu osad twierdzili, że przelotowi obiektu towarzyszył huk. Wiele lat później to, co widzieli, nazwano "meteorytem tunguskim".
Tunguska iskra
Czy faktycznie w 1908 r. w tajgę uderzył meteoryt? Odpowiedź na to pytanie pozostaje kwestią sporną. W odniesieniu do tego zdarzenia stosuje się obecnie nazwę "bolid tunguski" lub "tunguskie ciało kosmiczne" (ang. tunguska space body, TSB). Czas eksplozji obiektu udało się ustalić z dokładnością do 10 sekund. Zdarzenie miało miejsce o 0:13:35 GMT, około 5-8 km nad powierzchnią ziemi. Od tego momentu nasza planeta nie jest już taka sama.
Według Władymira Szaidurowa z Rosyjskiej Akademii Nauk, katastrofa tunguska mogła nieodwracalnie wpłynąć na ziemski klimat. Zmiany ilości kryształków lodu na dużej wysokości mogły zmienić poziom chmur znajdujących się w mezosferze, co z kolei wpłynęło na ilość promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi. Szaidurow przekonuje, że wydarzenie w Tungusce na początku zeszłego wieku mogło zapoczątkować proces obserwowanych przemian klimatycznych.
Obowiązujące w świecie nauki modele globalnego ocieplenia pokazują, że gwałtowny wzrost emisji dwutlenku węgla zbiega się w czasie z początkiem rewolucji przemysłowej. Z drugiej strony, wykonana przez rosyjskiego badacza analiza corocznych zmian średnich temperatur w ciągu ostatnich 150 lat wykazała, że na początku XX wieku miało miejsce nieznaczne ochłodzenie. Zatem to nie nagły rozwój technologii, a katastrofa tunguska mogła zainicjować globalne ocieplenie, które trwa do dziś.
Papier, nożyce, meteor
Katastrofa tunguska okazała się tragiczna nie tylko dla lokalnych systemów biologicznych. Obliczono, że siła kataklizmu była równa 15-megatonowej eksplozji jądrowej. Niestety, nie dokonano zbyt wielu analiz atmosferycznych skutków zdarzenia, gdyż miało ono miejsce w oddalonym, trudno dostępnym zakątku Syberii.
Kluczowy dla poparcia teorii o wpływie katastrofy tunguskiej na globalne ocieplenie jest fakt, że zdarzenie spowodowało znaczne zmiany w wyższych warstwach atmosfery. Co ciekawe, teorię Szaidurowa potwierdzono badaniami śladów uderzeń innych ciał niebieskich w naszą planetę i ich szczątków porozrzucanych na dużych wysokościach.
Naukowcy z Australian Antarctic Division, Aerospace Corporation i laboratorium w Los Alamos opublikowali niedawno w prestiżowym "Nature" wyniki potwierdzające, że szczątki asteroid krążące w ziemskiej atmosferze mają ogromny wpływ na pogodę. Dzieje się tak dlatego, że materia z asteroid, meteorów i innych obiektów pochodzenia kosmicznego regularnie styka się z chmurami na dużych wysokościach, zmieniając je w podobny sposób jak pył wyrzucany podczas erupcji wulkanu.
Pył kosmiczny może nieznacznie modyfikować strukturę chmur, regulując tym samym ilość energii słonecznej przedostającej się do atmosfery. Zmiany te są na tyle subtelne, że nie generują natychmiastowych skutków, a jedynie nieznacznie podwyższają średnią temperaturę Ziemi.
Para wodna to życie
Szaidurow twierdzi, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na efekt cieplarniany jest woda. Wahania ilości pary wodnej i kryształków lodu w atmosferze mają większy wpływ na temperaturę niż gromadzące się w niej gazy cieplarniane. Wzrost ilości pary wodnej zaledwie o 1 proc. może podnieść średnią temperaturę na całej Ziemi aż o 4 o Celsjusza.
"Jest to najsilniejszy pochłaniacz ciepła, najważniejszy gaz kontrolujący ziemską atmosferę. Gdyby nie para wodna, powierzchnia naszej planety szybko znalazłaby się w żelaznym uścisku mrozu" - poetycko ujął irlandzki naukowiec John Tyndall, który już 150 lat temu docenił znaczenie wody dla ziemskiego klimatu.
Jednak system, dzięki któremu promieniowanie docierające do powierzchni Ziemi jest równomiernie rozpraszane, jest bardzo delikatny. Potwierdza to Andrew Dessler z Texas A&M University: - Działalność ludzka nie kontroluje wszystkich gazów szklarniowych, ponieważ najpotężniejszym z nich jest para wodna. Nawet najbardziej skomplikowane przeobrażenia mają nieznaczny wpływ na bezpośrednią kontrolę jego ilości w atmosferze, która jest w równowadze między parowaniem z oceanów a opadami.
Szaidurow przekonuje, że tylko zdarzenie o tak niszczącym potencjale, jak bolid tunguski, mogłoby zmienić ilość wody w atmosferze i zaburzyć strukturę chmur w mezosferze. Incydent z 1908 r. ponadto mógł zbiec się w czasie z okresem, kiedy to w wyniku rewolucji przemysłowej zaczęła wzrastać średnia temperatura na świecie.
Kosmiczna selekcja
Teoria bezpośredniego wpływu katastrofy tunguskiej na globalne ocieplenie uświadamia, jak poważne szkody mógłby wyrządzić upadek meteoru na naszą planetę. Wbrew pozorom, to nie samo uderzenie połączone z dewastacją, a długotrwałe zmiany klimatyczne mogłyby okazać się zgubne dla ludzkości.
Czy jest możliwe by podobne zdarzenia kształtowały historię naszej planety w przeszłości? Autorem jednego z najodważniejszych wytłumaczeń dla rozwoju i upadku wielkich cywilizacji jest Jared Diamond. Sugeruje on, że każda cywilizacja w końcu dociera do krytycznego punktu, w którym upada i rozpada się. Ale czy jest możliwe, by zasoby, z których cywilizacje te korzystały zniknęły w wyniku znacznych zmian klimatycznych spowodowanych przez upadek ciała niebieskiego na powierzchnię Ziemi?
Spadające na naszą planetę asteroidy mogą stanowić wygodne wyjaśnienie równoczesnego zniknięcia niektórych wielkich cywilizacji w Epoce Brązu, podczas gdy w innych miejscach rozwijały się inne. Do niedawna naukowcy przypisywali to wojnom, głodowi i katastrofom naturalnym, aż w końcu pojawiła się koncepcja specyficznej "kosmicznej selekcji".
Z całą pewnością uderzenie ciała z kosmosu mogłoby zmienić bilans władzy i umożliwić rozrost wybranej kulturze. Przecież zmiany klimatyczne niejedną cywilizację zmusiły do przesiedlenia, pozostawiając nawet za sobą prosperujące społeczeństwa - obszary gospodarcze znajdujące się nad Morzem Martwym i na Saharze stały się pustyniami ok. 2350 r. p.n.e.
Czy wahania klimatu na Ziemi faktycznie mogą mieć pozaziemskie pochodzenie? Jeżeli tak, to niebawem powinniśmy być świadkami końca wzrostu temperatur jako cofającego się skutku katastrofy tunguskiej. A może wręcz przeciwnie - nasza cywilizacja wkrótce podzieli losy poprzednich, determinowanych uderzeniami kosmicznych skał?