Supernowoczesne laboratorium do walki z chorobami

Radzieccy uczeni zostawili po sobie nie tylko bezpańskie składowiska materiałów radioaktywnych, ale również patogeny wykorzystywane do produkcji broni biologicznej. Czy powstające w Kazachstanie supernowoczesne laboratorium zajmie się ich neutralizacją i pomoże tamtejszej ludności w walce ze śmiertelnym zagrożeniem?

Radzieckich uczonych interesowały wszystkie typy broni - także biologiczna. Intensywne badania nad wąglikiem ruszyły jeszcze w latach 40., ale produkcją mikroba na masową skalę zajął się Instytut Mikrobiologii Stosowanej "Biopreparat" mniej więcej dwie dekady później. W tym samym miejscu prowadzono także inne eksperymenty z wykorzystaniem m.in. pałeczki dżumy, filowirusów odpowiedzialnych za wirusowe gorączki krwotoczne, wirusa grypy czy bakterii cholery.

Zakład produkcji wąglika

Świat mógłby się nie dowiedzieć o skali tych badań oraz wynikającym z nich zagrożeniu, gdyby nie Kanatjan Alibekow - były zastępca dyrektora zakładu produkcji wąglika w Stepnogorsku i zastępca dyrektora Biopreparatu, który w 1992 roku przeniósł się do Stanów Zjednoczonych i tam opowiedział CIA przerażającą historię programu prowadzonego przez ZSRR. Okazało się wówczas, że produkcja broni wzbogacanej wąglikiem nie zatrzymała się w 1980 roku, a kilka lat później - kiedy przywódcy państw zachodnich wzywali ZSRR do zaprzestania prac nad rozwojem arsenału biologicznego - skala programu Biopreparat przerosła badania prowadzone przez Amerykanów "o wiele rzędów wielkości".

Reklama

Alibekow - znany w USA jako Ken Alibek - podkreśla, że radziecka broń biologiczna podzieliła losy broni atomowej. Aktualnie na terenie Rosji lub byłych republik radzieckich znajdują się całe stosy niebezpiecznych materiałów, które tylko czekają na tego, kto da za nie najwyższą cenę.

Rzecz dotyczy nie tylko śmiertelnie niebezpiecznego materiału, ale także dokumentacji oraz personelu, który po rozpadzie ZSRR został bez pracy. To właśnie te czynniki skłoniły Alibeka do "ucieczki" z kraju, a Pentagon - do wpompowania milionów dolarów w programy mające na celu zabezpieczenie materiałów jądrowych, chemicznych i biologicznych.

Jednym z takich przedsięwzięć może być budowany na przedmieściach Astany - stolicy Kazachstanu - Central Reference Laboratory, czyli kompleks laboratoriów przystosowanych do walki z najgroźniejszymi chorobami. Warto zaznaczyć, że konstrukcja powstaje na miejscu dawnego ośrodka, w którym ZSRR prowadziło podobne badania.

Koncepcja realizowana przez Pentagon za pieniądze amerykańskich podatników może wydać się bardzo dziwna, ale urzędnicy są zdania, że stanowi ważny oręż w walce z terroryzmem - szczególnie aktywnym  w tej części świata. To również wielka szansa dla kazachskich naukowców, którzy chcą brać udział w międzynarodowych przedsięwzięciach i posługiwać się nowoczesną aparaturą. Ważne jest również to, że mają oni niezwykle obszerną wiedzę na temat broni, która nie może trafić w nieodpowiednie ręce.

- Nie można usunąć wiedzy z czyjegoś mózgu. Zagrożenie polegające na tym, że naukowcy zaczną pracować dla złej strony, jest naprawdę poważne. Robimy wszystko, aby zatrudnić tych ludzi. Mamy nadzieję, że dzięki pracy za dobre wynagrodzenie nie pójdą w niewłaściwym kierunku - powiedział ppłk Charles Carlton, dyrektor amerykańskiej Defense Threat Reduction Agency w Kazachstanie.

Tam wciąż istnieje problem dżumy i cholery

Nowym ośrodkiem będzie zarządzał sześćdziesięcioletni Bakyt B. Atshabar, naukowiec z kazachskiego Centrum Kwarantanny i Chorób Zwierzęcych. Dla niego oraz wielu kazachskich biologów laboratorium odegra mniejszą rolę w kwestii obronności, a skupi się przede wszystkim na zagadnieniach naukowych i zagrożeniach wynikających ze stosowania broni biologicznej. Mogłoby się wydawać, że wiele śmiertelnych chorób zakaźnych już nas nie dotyczy, ale w tamtej części świata problem wciąż istnieje i bez pomocy z zewnątrz prawdopodobnie nigdy nie zostanie rozwiązany. PopSci podaje za przykład tragiczną historię nastolatka, który zachorował na dżumę po zjedzeniu pieczonego świstaka. Lekarze stwierdzili natomiast, że młody mieszkaniec Kazachstanu zachorował najprawdopodobniej po ugryzieniu przez pchły.

- Chcemy stać się regionalnym ośrodkiem szkoleniowym, który skoncentruje się na zakażeniach ludzi i zwierząt. Jednym z najpoważniejszych zagrożeń występujących w naszym regionie jest także cholera - głównie ze względu na naszych licznych południowych sąsiadów. Ryzyko zwiększenia transmisji choroby wynika również z rozwoju handlu z Chinami i budowy rurociągu - powiedział Atshabar.

Kazachstan wciąż zmaga się chorobami, o których świat zdążył już dawno zapomnieć. Są one wywoływane przez zwierzęta, złe warunki sanitarne, a rozprzestrzeniają się przez powietrze, drogą kropelkową lub zanieczyszczoną żywność. Do 2007 roku każdy przypadek zachorowania na dżumę musiał być zgłoszony do Światowej Organizacji Zdrowia - podobnie jak żółta febra i cholera. Wspomniany przypadek nastolatka pokazuje, że ta choroba wciąż jest groźna, a statystyki nie pozostawiają złudzeń - w Kazachstanie i okolicach stwierdza się kilkaset przypadków zachorowań na dżumę rocznie.

Jednym z najważniejszych zadań przyszłych naukowców ośrodka w Astanie ma być także wspomniana neutralizacja zagrożeń pozostawionych przez ZSRR. Jednak nie do końca wiadomo, co się z nimi stało. Oficjalnie nikt nie potrafi udowodnić, że zostały one sprzedane w latach 90. Alibek jest zdania, że wciąż istnieje wiele "nieoficjalnych" zapasów np. wirusa ospy. Takie informacje znajdują potwierdzenie w doniesieniach z zachodnich agencji wywiadowczych, według których Korea Północna i Rosja w roli broni masowego rażenia mogą wykorzystać właśnie ospę.

Ratunek dla Azji czy doskonała przykrywka?

Wokół budowy ośrodka rodzi się jednak wiele kontrowersji. Nie wszyscy podzielają obawy Amerykanów i nie wierzą w ich czyste intencje. Jeszcze inni upatrują w nim kolejnego zagrożenia bezpieczeństwa tego regionu oraz smakowitego kąska dla terrorystów.

Głos w tej sprawie zabrała skromna grupa przeciwników z Astany. Ich zadaniem laboratorium będzie zagrożeniem dla mieszkańców miasta, ponieważ znajduje się na terenie o podwyższonej aktywności sejsmicznej. Urzędnicy odpowiadają jednak, że budynek spełnia najsurowsze normy i wymagania. Z kolei ambasada odpowiedziała, że znajdujące się po sąsiedzku starsze budynki nie spełniają żadnej z takich norm.

- Chciałbym powiedzieć, że ten budynek może stawić czoła wszystkiemu. Jego konstrukcja jest dwukrotnie bardziej wytrzymała niż wszystkich innych budynków w Astanie - powiedział Dan Erbach, inżynier reprezentujący firmę nadzorującą budowę.

Obawy rodzi także scenariusz przypadkowego wydostania się jakiegokolwiek patogenu poza laboratorium - w końcu takie przypadki miały miejsce nawet najważniejszych laboratoriach w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie pomieszczenia będą jednak chronione przez specjalne śluzy. Pod tym względem kompleks może się pochwalić trzecim stopniem bezpieczeństwa biologicznego - BSL3 (najwyższy jest BSL4). Ale tylko niewielka jego część ma być poświęcona badaniu najgroźniejszych chorób. Pozostałe - przeznaczone do eksperymentów nad odmianami nieśmiercionośnymi - będzie miała drugi stopień.

Krytycy rosyjscy twierdzą z kolei, że kompleks laboratoriów stanie się tak naprawdę amerykańskim centrum badań nad bronią biologiczną. - Rosja postrzega to jako potężny potencjał ofensywny - powiedział Giennadij Oniszczenko, główny inspektor sanitarny Rosji.           

Waszyngton oczywiście zaprzecza i utrzymuje, że badania prowadzone w bazie amerykańskiej armii w Fort Detrick w stanie Maryland nie miały charakteru ofensywnego i spełniały normy BWC (Biological and Toxin Weapons Convention) ustanowione w 1972 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Broń biologiczna | Kazachstan | wąglik | cholera | ZSRR | Rosja | Amerykanie | dżuma | ospa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy