Tajemnicza baza nazistów na Arktyce. Niemcy chcieli tam znaleźć mityczny „Młot Thora”
Naziści szukali różnych sposobów, aby wygrać wojnę. Gdy sytuacja na froncie stawała się coraz gorsza, sięgali po niekonwencjonalne metody. Wśród nich było poszukiwanie mitycznych artefaktów, mających symbolizować walkę w imię "aryjskiej kultury". Doprowadziło to do owiania mgłą tajemnicy nazistowskiej stacji na kole podbiegunowym. Podejrzewa się, że poszukiwano tam legendarnego "Młotu Thora".
Spis treści:
Ezoteryka i zamiłowanie nazistów do tajemnic historii, które zaprowadziły ich na Arktykę
Czy naziści byli okultystami? To pytanie i stojąca za nią idea jest jedną z najbardziej fascynujących koncepcji wśród miłośników II wojny światowej. Oczywiście w tego typu historiach jest wiele nadinterpretacji i zwykłej fantazji. Jednak faktem jest, że istnieli czołowi naziści, którzy łączyli swoją ideologię z nadnaturalnymi wierzeniami o rasie aryjskiej i nordyckiej kulturze. Jednym z najsławniejszych przykładów nazisty o takim podejściu był Heinrich Himmler.
Dowódca SS zainspirował masę wypraw w odległe miejsca na świecie, w poszukiwaniu zaginionych artefaktów. Do bodaj najsławniejszej zaliczyć można udokumentowaną wyprawę do Tybetu w poszukiwaniu Świętego Grala. Jednak postawa Himmlera mogła wpłynąć na jedną z najbardziej tajemniczych wypraw nazistów podczas II Wojny Światowej. Wyprawy w rejon Arktyki.
Po co naziści w ogóle chcieli płynąć na Arktykę
Podstawowe założenia miały tu czysto strategiczny wymiar. W ramach trwającej wojny wszystkie państwa potrzebowały ciągłych informacji o warunkach pogodowych. Posiadanie wiedzy czy na danym odcinku frontu będzie padać, czy świecić słońce, mogło zadecydować o zwycięstwie.
Przez to wszystkie główne państwa biorące udział w wojnie posiadały rozwinięte systemy monitorowania prądów morskich, próbując przewidzieć pogodę na polu walki. Rzesza opierała swój system na specjalnie przygotowanych statkach i U-Bootach mogących zbierać te dane. Nie było to jednak skuteczne, zwłaszcza w obliczu utraty cennych jednostek badawczych, podczas wojny na Atlantyku.
Dlatego już w 1941 roku pojawiły się sugestie, żeby Rzesza stworzyła stałą bazę meteorologiczną, najlepiej na północnych rubieżach świata. Dla przyszłej placówki wybrano rejon Ziemi Aleksandry, tuż nad terytorium ZSRR. Decyzję zatwierdził sam Adolf Hitler.
I tu zaczyna się tajemnica. Jak bowiem wiadome jest, że naziści faktycznie chcieli stworzyć bazę meteorologiczną w rejonie Arktyki, to istnieją także przesłanki, że mogli ją wykorzystać do bardziej...ideologicznych praktyk. Podejrzewa się, że sama baza była także pomyślana jako miejsce poszukiwań rzekomych pozostałości aryjskiej cywilizacji.
Nazistowskie poszukiwania mitycznego "Młota Thora" na Arktyce
Wskazywanych jest kilka tropów, które mają potwierdzić te podejrzenia. Pierwszym z nich jest sama chęć poszukiwania takich artefaktów i założenia, że mogą znajdować się na terenach podbiegunowych. Dowodem na to były plany Himmlera stworzenia ekspedycji na terytorium Islandii, gdzie zakładano odkrycie pozostałości cywilizacji aryjskiej.
Naziści uwikłani w poszukiwania, szczególną uwagę przykuwali do terenów północnych. Wierzyli, że kiedyś cywilizacja aryjska musiała znajdować się na kole podbiegunowym i tam znajdą jej artefakty. Sama baza miała być także wykorzystana w celach propagandowych, więc naturalnym byłoby, gdyby postanowiono połączyć to z poszukiwaniami tych artefaktów.
Wśród nich szczególnie ważny był mityczny Młot Thora — Mjölnir. Dla nazistów, którzy łączyli ideologię III Rzeszy z dawnymi cywilizacjami, był on jednym z najważniejszych artefaktów. Posiadał wręcz priorytet w poszukiwaniach, chcąc go połączyć z nazistowską swastyką, tworząc nowy kult.
Perspektywa, że tak ważny artefakt znajduje się na odległym kole podbiegunowym, mogła być więc bardzo realna dla nazistów takich jak Himmler. A co za tym idzie, mogli oni wpłynąć na to, aby dodać kolejny cel bazie III Rzeszy na Arktyce. O tym, że mogło do tego dojść, świadczy fakt, że naziści bardzo szybko wymyślili, iż nowa baza stanie się wielkim kompleksem. Prócz stacji meteorologicznej planowano tam stworzyć port U-Bootów. Co za problem było więc dodać jeszcze przeznaczenie archeologiczne?
Ciekawa jest także nazwa, bazy - Schatzgräber. Tłumaczyć to można jako "Łowcy skarbów". Może to być oczywiście przypadek, ale interesujące jest, że akurat tak postanowiono nazwać niby zwykłą bazę meteorologiczną.
Niedźwiedź zniszczył marzenia o odkryciu aryjskiej cywilizacji
Pierwsza misja zbudowania bazy meteorologicznej na Arktyce mogła więc być tylko rozpoznaniem terenu przed zakrojonymi na szeroką skalę pracami archeologicznymi. Czy już po dotarciu pierwszej grupy badawczej udało coś się odkryć? Tego nie wiadomo, bo tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądała praca placówki w okresie funkcjonowania. Wiadomo natomiast dlaczego bardzo szybko upadła.
Stacja Schatzgräber działała od września 1943 do lipca 1944. Dzięki skoordynowanej akcji Kriegsmarine (floty wojennej III Rzeszy), pierwsza grupa niepostrzeżenie dotarła na Ziemię Aleksandry, gdzie rozstawiła placówkę. Zaopatrzenie dostarczano jej U-Bootami bądź nocnymi samolotami z terenów okupowanej Norwegii.
Jednak zmieniająca się sytuacja na froncie, utrudniła dostawy, przez co załoga musiała w pewnym momencie zdobyć jedzenie na własną rękę. Nazistom udało się zabić niedźwiedzia polarnego, jednak nie mając odpowiednich narzędzi do jego przygotowania, musieli zjeść go na surowo. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Prawie cała załoga uległa zatruciu. Wiedzieli, że bez pomocy niedługo umrą. Skontaktowali się więc z Berlinem, żądając wysłania ekipy ratunkowej. Co ciekawe w tym momencie załoga sama miała zadecydować, że projekt bazy na kole podbiegunowym zostaje bezpowrotnie porzucony.
Tu pojawiają się sprzeczności co do sposobu ewakuacji. Jedna wersja mówi, że całą załogę zabrał U-Boot, a sama operacja odbyła się bez żadnych problemów. Druga mówi natomiast o prawdziwej katastrofie.
Według niej pierwsza misja ratunkowa nie udała się, kiedy podczas lądowania w trudnym terenie, piloci samolotu ratunkowego Fw 200 Kondor zniszczyli podwozie. Przez to załoga i dodatkowo piloci, musieli czekać na drugą grupę, która przyleciała w latającej łodzi do zadań specjalnych, BV 222. Dzięki niej udało się naprawić Kondora i zabrać wszystkich do Norwegii. Po tym cała załoga Schatzgräbera nie opowiadała, co zobaczyła na kole podbiegunowym.
Legenda, która okazała się prawdziwa
Po wojnie temat nazistowskiej bazy w rejonie Arktyki traktowano jako zwykły mit. Nikt nie chciał wierzyć, że Niemcom udałoby się niepostrzeżenie zapuścić tak daleko podczas wojny, unikając wykrycia przez Rosjan czy Amerykanów. Były jednak głosy, że naziści faktycznie się tego dopuścili, właśnie, aby znaleźć ślady cywilizacji aryjskiej.
Potwierdzenie istnienia takiej bazy pojawiło się dopiero w 2016 roku, kiedy to grupa rosyjskich naukowców, znalazła na Ziemi Aleksandry jej pozostałości. Były to głównie bunkry, kanistry i metal, na którym widniały nazistowskie insygnia.
Jednak najciekawszym znaleziskiem był papierowy dokument, zachowany w dobrym stanie. Badacze spodziewali się po nim, że poznają tajemnicę nazistowskiej bazy. Jednak okazał się mało istotnym raportem.
Metal to więc wszystko, co dziś pozostało z zagadkowej placówki nazistów w rejonie Arktyki. Tym samym tajemnica, czy faktycznie służyła jako baza do poszukiwania aryjskich artefaktów, pozostaje niewyjaśniona.