Teoretycznie nie mają prawa istnieć, ale Sea Towers nie boją się morza!
Jedni nazywają je koszmarem, a inni umieszczają na widokówkach i przekonują, że to jeden z symboli Gdyni. Bo Sea Towers to jeden z tych budynków, które albo się kocha, albo nienawidzi.
Na początku było morze
Wystarczy rzut oka na stare mapy i zdjęcia miejsca, w którym obecnie stoją Sea Towers, żeby przekonać się, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu należało ono do Bałtyku. Dopiero w latach 1928-1929 powstał nasyp i tzw. Nabrzeże Prezydenta, gdzie zatopiono żelbetowe skrzynie wypełnione piaskiem pochodzącym z pogłębienia portu, z którym lokalne władze wiązały bardzo ambitne plany.
I konsekwentnie je realizowały, bo w ciągu kilku lat port gdyński stał się największym portem na Bałtyku pod względem wielkości przeładunków i jednym z najnowocześniejszych portów Europy. Gdynia została więc uznana polską "bramą na świat" i miała dawać przykład rozwoju i modernizacji oraz budowy polskiej tożsamości po odzyskaniu niepodległości.
Ucieleśnieniem tych idei były szkice Dzielnicy Reprezentacyjnej Gdyni, wykonane w drugiej połowie lat trzydziestych przez architekta Stanisława Filipkowskiego i jego zespół z Biura Architektonicznego Miasta w Gdyni, które zakładały m.in. elegancki plac nad morzem przy którym staną Bazylika Morska i Ratusz. Niestety plany realizacji przerwała II wojna światowa, podczas której Gdynia stała się bazą niemieckiej marynarki wojennej, a tym samym celem nalotów alianckich.
I chociaż starty w samym mieście nie były duże, gdyński port został dosłownie zrównany z ziemią. Jak wyjaśnia prof. dr hab. inż. arch. Maria Sołtysik z Politechniki Gdańskiej w publikacji Dzielnica Reprezentacyjna Gdyni i jej powojenne oraz współczesne interpretacje, temat powrócił po 1945 roku, ale w mało sprzyjającej sytuacji politycznej.
Z tego tekstu dowiadujemy się, że zaproponowano wówczas kilka szkiców tzw. Forum Morskiego, ale w mocno zmienionej formie, tj. pozbawionej głównych monumentalnych budowli, Bazyliki Morskiej i Ratusza. Co więcej, żaden z projektów nie został zrealizowany, a idea "miasta otwartego na morze" upadła, ustępując miejsca chaotycznej zabudowie i konstrukcjom, które budzą wiele kontrowersji.
Powstające kolejno projekty World Trade Center, Sea Towers, Centrum Kultury czy Forum Morskiego proponują po północnej stronie Mola Południowego zabudowę tak intensywną i gęstą, że na otwarcie miasta na morze właściwie nie zostaje miejsca
Nie sposób ich nie zauważyć
I nie ma się co oszukiwać, Sea Towers, czyli dwa wieżowce zaprojektowane przez wiedeńską pracownię architektoniczną Andrzeja Kapuścika i zbudowane w latach 2006-2009, są jedną z tych kontrowersyjnych konstrukcji. Dlaczego? Mówimy bowiem o mocno rzucającym się w oczy modernistycznym budynku, który na stałe wpisał się w krajobraz i jest widoczny z niemal każdego miejsca w Gdyni.
A mówiąc precyzyjniej, drapacz chmur Sea Towers to budynki o charakterze mieszkalnym oraz usługowo-biurowym, na które składają się dwie wieże - wyższa mierzy 141,6 m i liczy 38 kondygnacji, a niższa 91 metrów i 29 kondygnacji. Dolne kondygnacje są przeznaczone na powierzchnie garażowe, usługowe czy biurowe, a wyższe na apartamenty mieszkalne - niebotycznie drogie, bo najdroższy penthouse w tym budynku został sprzedany w 2021 roku za 16 mln złotych!
Na samym szczycie wyższej z wież znajduje się taras, z którego roztacza się przepiękny widok na Zatokę Gdańską, Mierzeję Helską oraz znaczną część Trójmiasta, tyle że... przeciętny Kowalski raczej nie będzie miał okazji, by nacieszyć nim oczy, bo chociaż pierwsze zapowiedzi mówiły o jego powszechnej dostępności, ostatecznie mogą z niego korzystać jedynie mieszkańcy.
Zadanie dla cierpliwych i zdeterminowanych
Zanim jednak ktokolwiek mógł zamieszkać w Sea Towers, potrzebnych było kilka lat na prace przygotowawcze i budowę, bo jak już wspominaliśmy, teren był ekstremalnie trudny. Jak czytamy na stronie gdynia.pl, aby możliwe było usytuowanie konstrukcji zaledwie 12 metrów od brzegu morza, konieczne było utwardzenie i zagęszczenie gruntu, a także uwzględnienie istniejących warunków wodnych oraz wiatrowych.
Eksperci z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wykonali ekspertyzę o sile i kierunku wiatrów, co pozwoliło określić wymaganą sztywność wież, a pod uwagę wzięto również warunki wodne i fakt, że poziom wody w basenie portowym ulega okresowym wahaniom nawet o ponad metr.
Wykonawca zdecydował się też na zastosowanie wibroflotacji, tzn. wzmocnienie gruntu w za pomocą wielkiej rury, która poprzez drgania o wysokiej częstotliwości utwardza podłoże, wprowadzając do niego dodatkowo żwir - takie zagęszczenie zostało wykonane w ponad 1100 punktach.
Autorzy projektu doskonale zdawali sobie jednak sprawę z faktu, że pomimo tych wszystkich zabiegów budynek o wadze ponad 140 tys. ton, do wykonania którego potrzeba było 42,4 tys. metrów betonu i 4,3 tys. ton stali, musi osiąść. Przyjęli, że maksymalnie będzie to 10,5 cm i jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem, bo Sea Towers osiadły 5,4 cm, więc do granicy jeszcze trochę zostało.
Nowy symbol miasta?
Budowę zakończono 28 lutego 2009 roku, a oficjalne otwarcie miało miejsce 14 sierpnia 2009 roku. Mówiąc krótko, mieszkańcy Gdyni mieli już sporo czasu na przyzwyczajenie się do budynku i wydaje się, że ten początkowo kontrowersyjny i często nazywany po prostu "brzydkim" projekt, powoli staje się nowym symbolem miasta.
Znajdziemy go na widokówkach, magnesach na lodówkę i innych pamiątkach z Gdyni, a z okazji 85. urodzin miasta Rada Numizmatyczna NBP wydała nawet monetę okolicznościową, na której z jednej strony umieściła port, a z drugiej właśnie Sea Towers, które bez inwestycji w ten pierwszy z lat 20. pewnie nigdy by nie powstały. No cóż, jak się nie ma, co się lubi...