Kanały Powstania Warszawskiego. Piekło o szerokości 1 metra
Powstanie Warszawskie to jedna z najważniejszych, ale i równie przykrych kart naszej historii. Przeglądając zdjęcia i nagrania z tego wydarzenia widzimy, jaka wielka tragedia spotkała miasto i jego mieszkańców. Znacznie trudniej jest dostrzec to, co działo się pod ziemią. A tak się składa, że kanały stanowiły podczas powstania kluczowy element walki z Niemcami.
Gdy 1 sierpnia 1944 roku część mieszkańców okupowanej Warszawy chwyciła za broń, mało kto wiedział, co będzie jutro. Cel był jeden - wyzwolić miasto, albo chociaż przez chwilę być wolnym i stać na rodzimych ulicach z wysoko podniesioną głową. W czasie walk wydarzyło się wiele - sam okres ich trwania zaskoczył Niemców i Sowietów, bo siły powstańcze walczyły do 3 października. Ponad 60 dni w Warszawie pełnych było zarówno sukcesów po stronie Polaków, jak i śmierci wielu obrońców ojczyzny.
Chociaż pod względem czasu trwania Powstanie Warszawskie stanowi tylko wycinek całej historii II Wojny Światowej, do dziś pozostaje obiektem debat, dyskusji i sporów historyków. Dziś jednak nie czas i nie miejsce na ocenę jego zasadności. Powstańczy zryw nadal skrywa wiele tajemnic, a przynajmniej rzeczy, z których nie wszyscy zdają sobie sprawę. Niektóre z nich były doskonale ukryte - choćby pod ziemią. To właśnie w warszawskich kanałach zapisano jedną z najtragiczniejszych kart polskiej walki o wolność w czasie największego konfliktu w historii.
Dziś wiemy, że liczba walczących po stronie Powstania Warszawskiego wynosiła w 1944 roku około 50 tysięcy osób. Chociaż trudno nazwać ich garstką, to z uwagi na ekstremalne warunki nie była to typowa armia polowa z całym zapleczem logistycznym. Jasne, podziemne państwo polskie było największą organizacją partyzancką podczas wojny, jednak jego możliwości nie pozwalały wystawić armii równej niemieckiej machinie wojennej - tej, która w Warszawie ugruntowała swoje pozycje i kontrolowała całe miasto.
Po stronie powstańców stała jednak nie tylko znajomość stolicy, ale także rozsianie oddziałów i żołnierzy po całym jego terytorium. To pozwalało stopniowo zdobywać przyczółki (np. istotne budynki czy ulice), mając nadzieję na dalszą ekspansję i poszerzanie swoich zdobyczy terytorialnych. Wszystko to odbywało się w akompaniamencie braków amunicji, żywności czy lekarstw. Mimo to próbowano sobie radzić - na przykład poprzez dosłowne zejście do podziemi.
Bo jak poradzić sobie z przemieszczaniem się między dzielnicami, które na powierzchni były od siebie odcięte? Niemcy obstawiali ulice, kluczowe skrzyżowania czy mosty - tych gdzieniegdzie po prostu nie było. Otwarty szturm nie wchodził w grę, prześlizgiwanie się setek osób również było niemożliwe. Z pomocą przyszły jednak kanały. Te podczas Powstania Warszawskiego odegrały kluczową rolę, łącząc oddalone od siebie dzielnice i będąc poza zasięgiem Niemców. Przynajmniej do czasu.
Przedłużające się walki sprawiły, że powstańcy zmuszeni byli do poszukiwania alternatyw w zakresie logistyki i komunikacji. Kanały pod Warszawą okazały się być do tego wystarczające. Można było zniknąć z pola widzenia Niemców i niemal niepostrzeżenie dostać się do oddalonych od siebie dzielnic. Chociaż system kanałów w ówczesnej Warszawie liczył sobie kilkaset kilometrów, to podczas Powstania Warszawskiego najczęściej eksploatowano około 25 kilometrów tras.
Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 wymienia najważniejsze z nich:
- Stare Miasto - Żoliborz - 3060 metrów
- Żoliborz - Śródmieście - 4830 metrów
- Stare Miasto - Śródmieście - 1600 metrów
- Stare Miasto - Śródmieście - 1370 metrów
- Stare Miasto - pl. Bankowy - 1430 metrów
Zastosowanie kanałów różniło się zależnie od przebiegu walk. Nadawały się do transportowania broni i amunicji, ale także do komunikacji. Jednym z niewątpliwych osiągnięć powstańców okazało się położenie kabla telefonicznego, który umożliwiał komunikację Śródmieścia ze Starówką. Ostatecznie kanały były dla powstańców pomocne, jednak korzystanie z nich nie miało nic wspólnego z wygodą.
Zgodnie z wypowiedziami uczestników powstania, przemieszczanie się podziemnymi tunelami było szalenie uciążliwe. Pokonanie 1 kilometra często trwało nawet 6 godzin. Największym utrudnieniem od samego początku była wielkość kanałów. Te potrafiły osiągać szerokość nieprzekraczającą 60 centymetrów, przy wysokości około 1 metra. Po rozpoczęciu walk do kanałów schodziły głównie kobiety i dzieci, czyli osoby o najdrobniejszej posturze. Było im łatwiej przeczesywać ciasne tunele, choć oczywiście tym samym przenoszono mniej materiałów i zasobów.
Do tego wszystkiego dodajmy zalegającą w kanałach wodę, ludzkie ekskrementy i ciemność - warunki panujące pod ziemią były przerażające, ale stanowiły jedyny sposób na ominięcie niemieckich pozycji i przekazanie meldunków do oddalonych oddziałów. Powstańcy przemieszczający się w ten sposób przedstawiali to jako sposób na szaleństwo. Niewielkie grupy wraz z przewodnikiem spędzały w kanałach jednorazowo wiele godzin. Często podróż odbywała się na kolanach, gdzie nogi cierpiały z powodu ostrego żwiru i kamieni.
Dochodziło również do zgubienia drogi, gdy ktoś niewprawiony próbował przemieszczać się pod ziemią - niektóre odnogi kończyły się bez wyjścia. Do tego wszystkiego nawet w wodzie po pas należało zachować ciszę - stacjonujący na powierzchni Niemcy zaczęli w końcu nasłuchiwać powstańców pod ziemią.
Początkowo Niemcy nie przykładali większej wagi do powstańców, którzy wykorzystywali kanały. Chociaż dowódcom składano meldunki o Polakach przemierzających podziemne tunele, główna uwaga okupanta dotyczyła walk na powierzchni. Rzadko kiedy zwracano uwagę na to, co działo się pod ziemią - a w ten sposób nie tylko dbano o przenoszenie meldunków i zapasów, lecz nawet organizowano akcje ewakuacyjne setek czy tysięcy powstańców.
W końcu okupant zauważył, że podziemne tunele stanowią istotny element logistyki Powstania Warszawskiego. Na powstańców zaczęto nastawiać pułapki. Do tuneli wrzucano szyny owinięte w drut kolczasty. Ktoś nieostrożny mógł szybko zakończyć swoją dalszą podróż, jednocześnie uniemożliwiając sobie powrót na powierzchnię. Gdy słyszano kroki w podziemiach, przez otwory studzienek wrzucano granaty, a nawet trujące gazy czy karbid. Ten ostatni po kontakcie z wodą pozbawiał tunele tlenu, przez co znajdujący się w pobliżu powstańcy szybko dusili się i umierali - lub uciekali na powierzchnię, gdzie byli rozstrzeliwani przez Niemców.
Kanały w Powstaniu Warszawskim były używane praktycznie do samego końca walk. Z biegiem tygodni przeprawy przez nie były coraz trudniejsze. Ciemność, swąd i pułapki zastawiane przez Niemców to jedno, ale samo przemieszczanie było naznaczone chodzeniem po trupach - dosłownie, bo w tunelach znajdowało się coraz więcej ciał poległych. Jak przyznał jeden z uczestników powstania, Tadeusz Janowski, podczas jednej z ewakuacji na Mokotowie do kanałów weszło 5000 osób. Na Śródmieściu wyszło zaledwie 800.
***
Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!