Mi-14 – ratownicza łódź ze śmigłami

Mi-14PS "1016" podczas wodowania, zdj. Miłosz Rusiecki ze zbiorów Muzeum Ratownictwa w Krakowie /materiały prasowe
Reklama

Od wieków militarne potęgi ścierały się w morskich bitwach doskonaląc taktykę i swoje okręty. Rozwój techniki w pierwszej poł. XX wieku przyniósł pojawienie się nowego rodzaju broni – statków podwodnych. Aby je śledzić i skutecznie niszczyć powstał niezwykły śmigłowiec – latająca łódź Mil mi-14. W polskiej marynarce maszyny tego typu od 1984 roku ratują też rozbitków na Bałtyku.

Maszynę zaprojektowano w biurze konstrukcyjnym Michaiła Mila na bazie wielozadaniowego mi-8. Od pierwowzoru różnił się się kształtem dolnej części kadłuba przypominającego łódź, czyli rozwiązanie znane min. z amerykańskiego pokładowego helikoptera sea king. Zabieg ten dał możliwość bezpiecznego wodowania, a tym samym operacje nad rozległymi obszarami morskimi.

Śmigłowiec wzbił się w powietrze 1 sierpnia 1967 roku, ale do seryjnej produkcji skierowano go dopiero w 1973 roku po przeprowadzeniu szeregu badań prototypów, przy współpracy z zakładami Beriewa wyspecjalizowanymi w budowie wodnosamolotów. Na potrzeby tej konstrukcji opracowano nowe silniki turbinowe tw3-117m o mocy 2225 km każdy, oraz nową przekładnię. W odróżnieniu od mi-8 przeniesiono też śmigło ogonowe na lewą stronę belki ogonowej.

Reklama

Mi-14 produkowano w dwóch podstawowych wersjach: PŁ - tzw. ZOP służący do wykrywania i walki z okrętami podwodnymi, oraz PS - czyli ratownictwa morskiego. Ta ostatnia została specjalnie przygotowana np. poprzez powiększenie drzwi ładunkowych po lewej stronie kadłuba, by ułatwić załadunek rozbitków. Do wyposażenia należały też dodatkowe specjalne reflektory FPP-7, wciągarka łpg-300 o udźwigu w zakresie 300-500 kg, bomby sygnalizacyjne omab, czy tratwa ratownicza psn-6a.

W produkcji była też specjalna odmiana mi-14bt - holowniczo-trałowa skierowana do niszczenia morskich min. Do 1986 roku wyprodukowano 273 egzemplarze, które służyły w lotnictwie ZSRR, Jemenu, Ukrainy, Syrii, Bułgarii, Libii, NRD i oczywiście w Polsce, gdzie kilka sztuk pozostaje w ciągłej eksploatacji bazy w Darłowie. Jedną w trudniejszych operacji w których brały one udział to zatonięcie promu Jan Heweliusz w 1993 roku.

W 2010 roku podjęto decyzję o "budowie" nowej polskiej wersji mi-14pł/r. Maszyny powstały w wyniku przebudowy egzemplarzy wersji ZOP, czyli pł do standardu wersji ratowniczej. Było to konieczne by zastąpić wszystkie dotychczas używane w tym celu ratownicze mi-14ps, z powodu wyczerpania się fabrycznego resursu - zdolności do lotu.

Zadanie zostało zlecone Wojskowym Zakładom Lotniczym Nr 1 w Łodzi, które niedawno zakończyły również zapoczątkowane w 2017 roku prace przy remontach i przedłużeniu resursów polskich mi-14 o kolejne 4 lata. Tym samym wyprodukowane w 1983 roku śmigłowce - w nowym schemacie malowania, będą jedynym ratunkiem w razie większych katastrof na Bałtyku.

W przyszłości ich godnym następcą będą 4 maszyny AW101 merlin zakupione w 2019 roku, a obecnie w działaniach ratowniczych wspierają je rodzime anakondy. Natomiast wszystkie dotychczas wycofane w 2010 roku egzemplarze polskich mi-14ps trafiły do zbiorów Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. 

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Jego artykuły o historii ratownictwa pojawiają się regularnie w serwisie Menway.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama