Celebryci na celowniku cyberprzestępców
Zarabiający miliony dolarów i trafiający na pierwsze strony gazet celebryci przyciągają nie tylko uwagę fanów, ale także cyberprzestępców. I nie muszą być hollywoodzkimi gwiazdami, by paść ofiarą hakerów.
Podobne ataki dotknęły także innych hollywoodzkich gwiazd. Jak donosi telewizja ABC, wśród poszkodowanych znalazły się m.in. aktorki - Jessica Alba i Ali Larter, piosenkarki - Christina Aguilera i Miley Cyrus czy celebrytka Paris Hilton. Przestępcy nie oszczędzili także gwiazdek popularnych wśród młodzieży - Vanessy Hudgens, Demi Lovato czy Seleny Gomez. Szacuje się, że ofiarą hakerów padło już ok. 50 amerykańskich gwiazd.
Organizacje haktywistów - te same, które prowadzą cyfrową wojnę z instytucjami rządowymi, bankami i wielkimi korporacjami - zapowiedziały też ataki wymierzone w sławy kina i przemysłu muzycznego. Nic w końcu nie zagwarantuje większego rozgłosu niż Hollywood.
Atak na gwiazdę
Czy atakowanie celebrytów to nowe hobby przestępców internetowych? - Sława nie uchroni nikogo przed cyberatakiem. Trzeba myśleć o bezpieczeństwie - radzą specjaliści z firmy F-Secure.
Jeszcze w 2008 roku amerykańskie Federalne Biuro Śledcze (FBI) aresztowało Josha Holly'ego, nastolatka z Tennessee, który nielegalnie wszedł w posiadanie pikantnych zdjęć nieletniej jeszcze wtedy Miley Cyrus. Nastolatek został uwolniony z zarzutów w tej sprawie, ale w 2011 roku aresztowano go ponownie, za znacznie poważniejsze przestępstwo - kradzież numerów kart kredytowych.
Kolejnym sygnałem świadczącym o tym, że celebryci znaleźli się na celowniku cyberprzestępców, było wszczęcie przez "federalnych" dochodzenia w sprawie szajki hakerów szantażujących najsławniejsze kobiety Hollywood. Działania przestępców polegały na wykradaniu kompromitujących materiałów z komputera lub komórki ofiary, a następnie szantażowaniu jej możliwością ich publikacji. Niekiedy włamywacze nie nawiązywali nawet kontaktu w sprawie okupu, umieszczając zdobyte materiały od razu w internecie.
Nie tylko Hollywood
Nie trzeba być gwiazdą Fabryki Snów, by stać się ofiarą internetowych przestępców, o czym boleśnie przekonał się Michał Piróg. Konto bankowe tego znanego tancerza i choreografa zostało niemal całkowicie wyczyszczone przez hakerów. O sprawie szeroko informowały kolorowe media.
Cyberataki nie omijają także gwiazd sportu. Kilka miesięcy temu haker, podpisany jako "Terrorist_MC", włamał się na stronę internetową słynnego brazylijskiego piłkarza Ronaldinho. Włamywacz usunął oryginalną zawartość strony, zastępując ją złośliwym porównaniem piłkarza do jednej z postaci "Gwiezdnych Wojen", okraszonym obelgami pod adresem USA i prezydenta Baracka Obamy oraz hasłami wychwalającymi Al-Kaidę i Osamę bin Ladena.
Sławy mają gorzej
Sławne osoby są dla hakerów atrakcyjnym celem - kradzieżą lub szantażem przestępcy mogą uzyskać od nich spore sumy pieniędzy. Tym bardziej, że dane znanych osób są łatwo dostępne, chociażby za sprawą portali społecznościowych. Przez konto na Twitterze czy Facebooku można w stosunkowo prosty sposób dotrzeć do adresu e-mail wybranej osoby. Jeżeli hasło jest źle chronione, przestępcy łatwo dostaną się do takiego konta.
- Dość łatwo jest również uzyskać kontrolę nad telefonem komórkowym ofiary. W przypadku celebrytów, paradoksalnie, najtrudniejszą sprawą jest poznanie samego numeru telefonu. Gdy przestępcy już go mają, mogą np. wysłać SMS-a z linkiem do pobrania pozornie niewinnej aplikacji, a w rzeczywistości zawierającej złośliwe oprogramowanie, przekazujące im kontrolę nad aparatem - mówi Michał Iwan.
Jak się zabezpieczyć?
To jednak nie wszystko. - Bardzo ważne jest też korzystanie ze stale aktualizowanych programów zabezpieczających zarówno komputer, jak i telefon komórkowy - dodaje. - Warto również zainteresować się rozwiązaniami pozwalającymi bezpiecznie przechowywać dane. Wszelkie wrażliwe lub prywatne pliki dobrze jest zgrywać do bezpiecznej kopii zapasowej, zamiast przechowywać je w telefonie czy komputerze. Jeżeli nie musimy z nich codziennie korzystać, lepiej schować je w bezpiecznym miejscu, tak, by nie wpadły w niepowołane ręce - konkluduje Michał Iwan.