To kara za wspieranie Putina! Anonymous dobrali się do reżimu Łukaszenki i otoczenia Ławrowa

Hakerzy najbardziej rozpoznawalnego kolektywu poinformowali o kolejnych akcjach, tym razem wymierzonych bardzo "wysoko", bo mowa o zhakowaniu strony Ministerstwa Gospodarki Białorusi oraz rosyjskiego przedsiębiorstwa należącego do bliskiej rodziny ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, Siergieja Ławrowa.

Hakerzy najbardziej rozpoznawalnego kolektywu poinformowali o kolejnych akcjach, tym razem wymierzonych bardzo "wysoko", bo mowa o zhakowaniu strony Ministerstwa Gospodarki Białorusi oraz rosyjskiego przedsiębiorstwa należącego do bliskiej rodziny ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, Siergieja Ławrowa.
Anonymous atakują coraz "wyżej". Tym razem bliskie otoczenie Ławrowa i Łukaszenki /123RF/PICSEL

Kilka dni temu hakerzy Anonymous zapowiedzieli ujawnienie największej i najważniejszej dotąd paczki danych wykradzionej podczas OpRussia, jak nazywają swoją "operację specjalną" w Rosji, która dosłownie “zmiecie Moskwę z planszy". Wciąż czekamy na jej udostępnienie, co ze względu na wielkość pliku może potrwać jeszcze ok. tygodnia, ale hakerzy dbają o to, żebyśmy się w tym czasie zbytnio nie nudzili. 

Rosja i Białoruś na celowniku Anonymous

Anonymous poinformowali właśnie, że na ich stronie internetowej - postawionej specjalnie w tym celu po blokadzie części kont kolektywu na Twitterze - pojawiła się właśnie nowa zawartość. A mowa o 62 tys. wiadomości email pochodzących z serwerów zhakowanej firmy inwestycyjnej Marathon Group, której nazwa może nie mówi zbyt wiele, ale jej właścicielem jest objęty zachodnimi sankcjami oligarcha Alexander Semenovich Vinokurov, który aktywnie zasilał konta bankowe Kremla. Jego żoną jest zaś niejaka Ekaterina Vinokurov, z domu... Ławrowa - nie ma tu żadnego przypadku, hakerzy uderzyli w najbliższe otoczenie rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Siergieja Ławrowa.

Reklama

To jednak nie wszystko, bo Anonymous postanowiło zaznaczyć swoją obecność również na Białorusi, wyłączając oficjalną stronę Ministerstwa Gospodarki. To kolejna kara za popieranie Putina, bo chociaż Łukaszenka twierdzi, że oficjalnie nie bierze udziału w działaniach wojennych w Ukrainie, to jego wsparcie dla inwazji jest coraz wyraźniej widoczne. Co ciekawe, strona wciąż nie działa, wyrzucając komunikaty o przekroczeniu czasu połączenia, choć od ataku minęło już kilka godzin, więc sytuacja może być ciekawsza niż się wydaje.

Na kogo kara Anonymous spadnie następnym razem? Hakerzy nie zdradzają potencjalnych celów, ale zapewniają, że ich cyberwojna nie ustanie, dopóki Władimir Putin całkowicie nie wycofa się z Ukrainy, bo cały świat musi zobaczyć, kim on naprawdę jest, czyli międzynarodowym zbrodniarzem, który dopuszcza się ludobójstwa na mieszkańcach Ukrainy, również dzieciach.

Hakerzy postanowili przy okazji wyjaśnić pewne nieporozumienie dotyczące ich rzekomego ataku na Federalną Agencję Transportu Lotniczego "Rosaviatsia", w ramach którego z serwerów instytucji zniknęły wszystkie krytyczne dane, co spowodowało całkowity paraliż transportu powietrznego w Rosji.

Mowa o usunięciu 65 terabajtach danych, w tym danych rejestracyjnych lotów, samolotów oraz korespondencji pracowników agencji z ostatnich 18 miesięcy.

Tyle że jak się okazuje, za atakiem wcale nie stało Anonymous - hakerzy przekonują, że chociaż taka informacja pojawiła się na jednym z ich kont, to osoba pisząca wiadomość nie zweryfikowała danych i poczyniła pewne błędne założenie. Przedstawiciel kolektywu w wywiadzie z International Business Times tłumaczy, że nigdy nie dokonują ataków, które mogłyby stanowić zagrożenie dla ludności cywilnej, a tu ryzyko byłoby ogromne: - Usuwanie danych lotnictwa cywilnego, danych, które nie mają backupu i spowodują najpewniej starty cywilne z powodu wadliwych samolotów (...) Anonymous tego nie robi. Nigdy nie narazimy cywilów na niebezpieczeństwo - komentują.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna Ukraina-Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama