Koniec ery Jobsa
Od zapaści do nadzwyczaj wysokich wyników finansowych. Taką drogę przeszło Apple pod rządami Steve'a Jobsa. Dziś, po wielu latach sukcesów, zrezygnował on ze swojego stanowiska.
Weganin, buddysta, wizjoner
Historia człowieka, w którego od lat wpatrzone są oczy całego świata IT, mogłaby posłużyć jako materiał do nakręcenia niezłego filmu. Jego walka z przeciwnościami losu zaczęła się tuż po narodzinach, kiedy to został porzucony przez biologicznych rodziców i adoptowany przez parę z Mountain View. Pierwsze zarobione pieniądze poświęcił na wyprawę do Indii, skąd wrócił całkowicie odnowiony - jako buddysta. W czasie wakacji w szkole średniej pracował w koncernie Hewlett-Packard, a gdy dostał się na studia, wytrzymał na nich tylko jeden semestr. Po porzuceniu studiów uczęszczał jeszcze na zajęcia z... kaligrafii. - Gdyby nie te lekcje, maki nie miałyby takich eleganckich czcionek - podsumowuje swoją oficjalną edukację Jobs.
Można swobodnie stwierdzić, że doświadczenia pieszych wędrówek po Indiach ukształtowały umysł młodego Jobsa i stanowią swoisty klucz do jego osoby. Wraz ze wzrostem popularności firmy Apple oraz samego CEO firmy, nie wzrastał poziom wiedzy użytkowników na jego temat. Steve Jobs obrał ścieżkę tajemniczości, opanowania i ciągłego dążenia do celu. Co najmniej tak, jakby Apple miało być jego osobistą nirwaną.
Zamieniłbym wszystkie moje pomysły za jedno popołudnie z Sokratesem
Pomyli się jednak ten, kto powie, że Jobs był potulny jak baranek. Wystarczy przytoczyć sytuację niezbyt udanej premiery usług internetowych MobileMe, kiedy to Jobs zarzucił zespołowi za nie odpowiedzialnemu działanie na niekorzyść firmy i bycie plamą na jej nieskazitelnym, długo wypracowywanym, wizerunku.
Apple to on
Oficjalna historia koncernu Apple zaczyna się 1 kwietnia 1976 r., gdy Steve Jobs, Steve Wozniak i Ronald Wayne założyli tę firmę, by rozpocząć sprzedaż zaprojektowanego i składanego ręcznie komputera Apple I. Sposobem na tę zmianę świata był macintosh 128K - pierwszy komputer z interfejsem graficznym, który odniósł znaczący sukces na rynku. Działem, który go opracował, kierował Jobs. Zobaczył on interfejs graficzny w 1979 roku podczas wizyty w laboratoriach badawczych Xeroksa. Od tamtej pory był przekonany, że przyszłością maszyn obliczeniowych jest wirtualny pulpit, po którym użytkownik porusza się za pomocą myszki.
Rysunkowy komentarz z satyrycznego serwisu zboku.pl
Ratunek przyszedł w 1997 roku ze strony koncernu... Apple, który kupił firmę NeXT. Upiekł w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu: oprogramowanie NeXTStep stało się podstawą dla systemu operacyjnego MacOS X, a Jobs wrócił do firmy, którą zakładał.
Renesans Apple'a zaczął się w 1998 roku wraz z premierą iMaca G3 - projektu znajdującego się pod szczególną opieką Jobsa. Stał się on wzorem dla następnych generacji produktów, powstających pod nowym kierownictwem - funkcjonalnych i nowoczesnych, ale przede wszystkim wyróżniających się oryginalnym i estetycznym wyglądem. Przywiązanie Jobsa do eleganckiego designu, sprawiające czasem wrażenie obsesji, stało się podstawą strategii rynkowej Apple'a.
Estetyka i styl były kluczem do sukcesu następnych hitów firmy - iPoda i serwisu sprzedaży muzyki online iTunes (oba debiutowały w 2001 roku). Żaden z tych produktów nie był pionierski, a iTunes nie było nawet produktem Apple, a tylko nieco zmodyfikowanym serwisem kupionym rok wcześniej.
Zaklinacz umysłów
Do historii przejdą konferencje prasowe z udziałem Jobsa. Gdy cichła muzyka i przygaszano światła - liczył się tylko on. Wychodził na scenę niczym zaklinacz umysłów i rozpoczynał swoją przemowę. Prezentował produkty swojej firmy jak arcydzieła w muzeum, do perfekcji opanowując umiejętność zaskarbiania sobie przychylności widowni.
Pierwsze nagranie telewizyjne z udziałem Steve'a Jobsa
Gdyby rozrysować emocje, które towarzyszyły tym konferencjom, powstałaby sinusoida. Początkowo: zaskoczenie wynikami finansowymi, następnie: zapowiedź nowego produktu, element humorystyczny i pełna napięcia prezentacja nowego produktu. Po omówieniu wszystkich jego funkcji następowała chwila oczekiwania. To już koniec konferencji? Nie! "There is one more thing" - i podróż emocjonalnym rollercoasterem rozpoczynała się na nowo.
Co dalej?
Wbrew temu co może się wydawać, Steve Jobs nie kończy swojej przygody z Apple. Od teraz obejmuje on stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej firmy. I choć zmiana na stanowisku CEO spotkała się z ogromnym zainteresowaniem mediów, o tyle warto zauważyć, że patrząc od strony osób zarządzających Applem niewiele się zmieniło. Nie mamy tu do czynienia z korporacyjnym szokiem termalnym, a jedynie szepnięciem na ucho "odchodzę, doskonale wiedzieliście, że w końcu to się stanie".
Od początku 2011 roku, kiedy to Jobs poinformował o urlopie zdrowotnym, inwestorzy i świat IT miał do czynienia z pewną formą dłuższej prezentacji. Oto osoba zastępująca Jobsa - Tim Cook - prowadzi firmę przez pół roku i nic złego się nie dzieje. Kompletnie nic. Premiera iPada 2, odświeżenie większości linii produktowych w segmencie komputerowym, oszałamiające wyniki finansowe, coraz większe udziały w rynkach. Czego chcieć więcej?
Prezentacja pierwszego iPhone'a
Steve Jobs dokonał czegoś, co od strony wizerunkowej, jest rzeczą niemożliwą do wyceny. Przeniósł punkt ciężkości zaufania publicznego ze swojej osoby na firmę. I w pewnym momencie świat dojrzał do tego, żeby zamiast powtarzania "Jobs, Jobs", zacząć mówić "Apple". Możemy się spodziewać, że zmiana na stanowisku CEO, to właśnie tylko przypieczętowanie przeniesienia tego punktu ciężkości na firmę.
Bardzo możliwe, że Jobs nadal będzie robił to, co do tej pory, jednak w razie pogorszenia się jego stanu zdrowia, nie będzie miało to dużego wpływu na wartość firmy na giełdzie. Dzisiejsze wydarzenie ma wymiar symboliczny. Jest wodowaniem statku, który przez lata budowany był w stoczni Cupertino. Po uderzeniu o taflę wody i delikatnych zachwianiach, Apple popłynie dalej. A Steve Jobs będzie popijał szampana w swojej kajucie.
Współpraca: Łukasz Kujawa, niektóre fragmenty artykułu pochodzą z magazynu "NEXT" - numer 03/2008