Chcieli mieć "gwiezdną" myjnię samochodową. Otrzymali pozew od Lucasfilm

Lokalna myjnia samochodowa w Chile o nazwie "Star Wash" dostała pozew od giganta filmowego po tym, jak w mediach społecznościowych zamieścili zdjęcia i nagrania pracowników przebranych w stroje nawiązujące do "Gwiezdnych Wojen".


Gigant filmowy warty miliardy dolarów Lucasfilm, należący obecnie do Disneya, odpowiedzialny za serię "Gwiezdne Wojny" pozwał małą chilijską myjnię samochodową "Star Wash". Zarzuca im plagiat i markowanie swoich usług słynną serią, jak donosi Reuters.

Mała myjnia samochodowa pozwana przez filmowego giganta

Czego się nie robi, żeby zareklamować swój mały biznes? Chilijska myjnia samochodowa udostępniła w mediach społecznościowych filmy i zdjęcia przedstawiające pracowników przebranych za postacie z "Gwiezdnych Wojen" takich jak Chewbacca lub szturmowiec wycierający kaptury, łowca nagród Boba Fett i bohater Cassian Andor dzierżący węże zamiast miotaczy oraz Darth Vader wydający się używać Mocy do przywołania ściereczki do czyszczenia.

Reklama

Problemy zaczęły się, gdy właściciel myjni, Matias Jara próbował zarejestrować nazwę i logo w krajowym urzędzie patentowym. Wówczas otrzymał pozew. Lucasfilm chciał zablokować możliwość rejestracji argumentując to możliwością pomylenia marki.

Pomysł na nazwę myjni narodził się podczas rodzinnej wycieczki do parku rozrywki Disneya w Stanach Zjednoczonych. Tam córka Matiasa Jary pomyślała o grze słów.

- Oczywiście, że ten pozew nas dotyka. Jesteśmy małą firmą i wydajemy pieniądze na rzeczy, których nie przewidzieliśmy w budżecie  - powiedziała Jara w wywiadzie dla Reutersa. - Nie kręcimy filmów, nie sprzedajemy ich produktów ani nic podobnego - dodał, zauważając, że jego pomysłem była jedynie "gwiezdna" myjnia samochodowa.

To nie pierwsza sytuacja, kiedy Lucasfilm pozywa firmy za nawiązania do "Gwiezdnych Wojen"

Już w 1985 roku Lucasfilm wystosował pozew za wykorzystanie marki w reklamach politycznych dotyczących Inicjatywy Obrony Strategicznej byłego prezydenta Ronalda Reagana, proponowanego systemu obrony przeciwrakietowej przed atakami nuklearnymi, którego część miałaby być zlokalizowana w kosmosie. Cóż, to może być zrozumiałe, że chcieli się odciąć od związku z polityką.

Ale pozew otrzymał także mężczyzna, który próbował zarejestrować znak towarowy Lightsaber Academy. Jego firma organizowała zajęcia z posługiwania się mieczami świetlnymi, fikcyjną bronią używaną przez kultowych Jedi w serii. Studio zarzuciło, że mężczyzna używał wielu znaków towarowych i zażądało odszkodowania i udziału w zyskach lub 2 milionów dolarów ustawowego odszkodowania za każde naruszenie znaku towarowego, jak przypomniał Forbes.

Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby np. nasze znane przedsiębiorstwo "Wars" znane z wagonów restauracyjnych w PKP w logo przed nazwą wstawiło gwiazdkę. Choć w tym przypadku może sytuacja byłaby łagodniej potraktowania. No chyba że Chewbacca albo Han Solo przynosiliby jedzenie do stolika.

A jak wy uważacie, czy dobrze, że Lucasfilm walczy o swoje prawa do marki, czy przesadza pozywając małe firmy nawiązujące do filmów, które bądź co bądź weszły do kanonu filmów? Dajcie znać w komentarzu na Facebooku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Star Wars | Chile
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama