Supermeni nie chorują

Mężczyzna ma być dominujący, sprawny, niezawodny. Skoro tak, nie dziwmy się, że nie chce poradzić się lekarza. Jak stereotypy na temat płci wpływają na nasz stosunek do ciała?

article cover
INTERIA.PL

TS: Czego oczekujemy od mężczyzny?

AGP: Przede wszystkim siły. Tę ich cechę jeszcze potęgują stereotypy, wedle których męska fizyczność jest bardziej prymitywna, nawet zwierzęca. To masywny i włochaty facet chętnie demonstruje przewagę, podczas gdy kobieta, drobniejsza i delikatna, na drodze swej ewolucji zmierza ku aniołom. Nic dziwnego, że przy takim postrzeganiu płci inaczej o siebie dbamy. Z moich badań nad stosunkiem Polaków do zdrowia wynika, że mężczyźni najczęściej przyjmują wobec ciała postawę agresywną. Polski facet przypomina w tym młodego De Niro z filmów gangsterskich: wrażliwy chłopak z dziwacznym poczuciem honoru strzela do każdego, kto ośmiela się stanąć mu na drodze. Innymi słowy polski mężczyzna stosuje wobec ciała przemoc. Zakłada, że organizm ma go słuchać i robić to, co mu się każe. A jeśli ciało się buntuje, trzeba je ujarzmić i zmusić do większej wydajności. By móc szybciej biec, mniej się męczyć, więcej wypić.

TS: A kobieta?

AGP: Traktuje ciało jak Mały Książę liska: zaprzyjaźnia się z nim i wsłuchuje w jego potrzeby. Tu na pewno dużą rolę odgrywa biologia, ale też od najwcześniejszych lat pokazujemy dziewczętom, jak troszczyć się o organizm. Zachęcamy je do wizyt u ginekologa. Zupełnie inaczej postępujemy z chłopcami: wpajamy im głównie zasady higieny, kontrolujemy, czy umyli szyję i nogi. W ogóle nie uwrażliwiamy ich na sygnały z ciała. Rak jądra atakuje przede wszystkim młodych mężczyzn. Czy komuś przyszło do głowy uczyć chłopców, by badali jądra, tak jak uczymy dziewczęta samokontroli piersi?

TS: To dlaczego mężczyźni mają opinię hipochondryków?

AGP: To taki sam niesprawiedliwy stereotyp jak pogląd, że kobiety są bardziej gadatliwe. W większości przypadków nie są oni hipochondrykami. Przecież rzadko się skarżą. W naszej kulturze nie pozwalamy mężczyźnie przyznać się do problemów. Może się wściec i złość wyładować w konfrontacji z przeciwnikiem, ale nie ma prawa do chandry. A gdy już się gorzej poczuje, może jeszcze spotkać się z żartami albo oskarżeniem o hipochondrię. Natomiast kobietom normy społeczne dają takie przyzwolenie: możemy sobie ponarzekać na przykład na PMS i z każdym niemal drobiazgiem pójść do lekarza.

Co innego mężczyźni. Z badań wynika, że Polacy nie dbają o profilaktykę, a w obliczu chorób stosują strategię negowania rzeczywistości. Nazywam to zabagnianiem problemów. Poczekam, pozwlekam, może przejdzie. Na pewno winny jest brak edukacji prozdrowotnej. Sądzę jednak, że mężczyźni, także ci wykształceni, bardziej niż samych chorób lękają się ich konsekwencji, np. utraty akceptacji otoczenia i spadku statusu społecznego. Chory facet jest niemęski. Kto będzie chciał z takim pracować? Robią dobrą minę do złej gry nie dlatego, że w głębi duszy są macho. Po prostu nie wiedzą, gdzie przebiega granica tolerancji dla ich słabości.

TS: Przez lata lekarze postrzegali ciało kobiety przez pryzmat bikini: w dbaniu o jej zdrowie liczyło się głównie zapobieganie chorobom piersi i narządów rozrodczych. Dziś podobnie patrzymy na zdrowie mężczyzn: przez pryzmat kąpielówek.

AGP: Faktycznie, gdyby wierzyć męskim pismom, faceci mają tylko dwa problemy: jak wyrzeźbić mięśnie i zachować seksualną witalność. W powieściach dziewiętnastowiecznych mężczyźni w sile wieku często cierpieli na podagrę. Nie odbierało to im godności ani nie podważało statusu. Dziś trudno znaleźć męską dolegliwość, która byłaby społecznie akceptowana. Facet ma być zdrowy i sprawny. Ostatnio więcej mówi się o raku prostaty, ale znów głównie w kontekście sprawności seksualnej. Mężczyzn zachęca się do profilaktyki tej choroby nie po to, by żyli dłużej, ale by zachowali wigor. A przecież mają też inne problemy, choćby z prawidłowym odżywianiem. W Polsce panuje przekonanie, że prawdziwy facet musi zjeść dużo i tłusto. Wywodzi się z czasów, gdy mężczyźni ciężko pracowali na roli lub w przemyśle. Dziś warunki życia się zmieniły, stereotyp pozostał, a w jego utrwalaniu przodują kobiety. Kilka lat temu prowadziłam dla marki Knorr badania nad kulinarnymi nawykami Polaków. Pokazały, że duża część mężczyzn owszem, lubi tłusto zjeść, ale to absolutna większość kobiet jest zdania, że faceta trzeba karmić inaczej: golonką czy schabowym. Tuczony mężczyzna przeżywa dylematy. Z jednej strony podchodzi do jedzenia ambicjonalnie i trudno mu odmówić, gdy żona czy matka zachęca: "Stasiu, został jeden kotlecik, co ma się marnować. Może i kartofelki dojesz?". Z drugiej strony czuje się jak worek na jedzeniowe odpadki. Bo czy taką propozycję ktoś złożyłby kobiecie? A mężczyzna je i często tyje.

TS: Chyba nie jest aż tak źle? Tylu facetów ćwiczy na siłowni, używa kosmetyków.

AGP: Obawiam się, że w tym wszystkim chodzi głównie o wygląd, nie o zdrowie. Mężczyźni trenują, by mieć świetną sylwetkę, niektórzy nawet popadają w bigoreksję, obsesję na punkcie umięśnienia ciała. Biorą jakieś niebezpieczne odżywki czy sterydy. W kult atletycznego męskiego ciała i cech kojarzonych z macho, jak rywalizacja, dominacja, okazywanie siły, coraz mocniej włączają się kobiety, zwłaszcza młode. A jednocześnie chętnie demonstrują, że też potrafią być twarde i niezależne. To wszystko sprawia, że mężczyźni są pod jeszcze większą presją, by sprostać wizerunkowi twardziela. Czy są przez to szczęśliwsi? Nie wiem, na pewno nie zdrowsi. Czy ktoś widział, by superman badał cholesterol?

Rozmawiała Aleksandra Stelmach

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas