Synthol - olej śmierci
Nie jest sterydem - jest czymś o wiele gorszym i bardziej niebezpiecznym. Choć jego stosowanie grozi śmiercią lub kalectwem, wielu wciąż decyduje się na jego użycie, by w krótkim czasie uzyskać efekt przyrostu masy mięśniowej. Synthol - olej śmierci. Poznajcie garść faktów na jego temat.
Co to jest synthol? Mówiąc w skrócie, jest to substancja sprzedawana jako olejek do pozowania. W praktyce jednak stosowana jest do domięśniowego wstrzykiwania, co powoduje niezwykle szybkie zwiększenie obwodu mięśni.
Wszystko zaczęło się od środka o nazwie Esiclene, preparatu, który przez wiele lat stosowali zawodowi kulturyści. Jego działanie jest jednak nieco odmienne od popularnych sterydów anaboliczno-androgennych. Nie stymuluje bowiem mięśni do bezpośredniego wzrostu, a jego działanie opiera się na powstawaniu stanu zapalnego w obrębie mięśni, co owocuje chwilowym zwiększeniem obwodów.Działanie to w dość luźny sposób można porównać do opuchlizny po stłuczeniu. Na 10-14 dni przed zawodami zawodnicy wstrzykiwali Esiclene w niewielkie grupy mięśniowe, by poprawić swoje proporcje. Zabieg taki musiał być wykonywany codziennie i był niezwykle bolesny, mimo substancji znieczulającej w nim zawartej.
Praktyki takie potrafiły zwiększyć obwód mięśnia nawet o 3-4 cm. Po 5-7 dniach od zaprzestania podawania środka, stan zapalny mijał, a mięśnie wracały do pierwotnych wymiarów.
Cały proces jest oczywiście dość bolesny. Niewielka ilość oleju zostaje zmetabolizowana, pozostała ulega otorbieniu i pozostaje w mięśniach przez wiele lat, zaburzając w pewnym stopniu ich naturalną pracę.
Efekty, jakie można uzyskać stosując ten preparat, wydają się dość spektakularne - wzrost obwodu ramienia nawet o kilkadziesiąt centymetrów w ciągu kilku tygodni, bez jakiejkolwiek diety czy treningu.
Największe niebezpieczeństwo powiązane jest z samą iniekcją. Mięśnie to tkanki bardzo silnie unaczynione. Zaaplikowanie lub przedostanie się środka do światła naczynia krwionośnego jest śmiertelnie niebezpieczne. Kropelki tłuszczu są transportowane z krwią, docierając do coraz mniejszych naczyń krwionośnych, zwykle powodując ich zatkanie.Gdy dojdzie do takiej sytuacji w obrębie tętnicy płucnej lub naczyń mózgowych, powstaje niebezpieczna dla życia zatorowość. Objawia się to dusznością, bólem w klatce piersiowej i utratą świadomości. Jeśli błyskawicznie nie zostanie udzielona fachowa pomoc lekarska, zgon staje się niezwykle prawdopodobny.
Synthol może powodować poważne infekcje. Ciało obce, dość dużych rozmiarów, powoduje ucisk i stan zapalny. Poza oczywistym dyskomfortem, pojawia się duże ryzyko infekcji.
Dyskusyjna pozostaje również sterylność środka oraz samego zabiegu. W efekcie osoby stosujące Synthol powinny liczyć się z powstaniem bardzo bolesnych ropni wewnątrz mięśni, które trzeba usunąć chirurgicznie.
Otorbiona struktura wewnątrz mięśni utrudnia ich normalne funkcjonowanie, dotlenienie i usuwanie zbędnych produktów przemiany materii. Mięśnie w tym rejonie obumierają, a w ich miejsce powstają zrosty tkanki łącznej.
Wzrost obwodu mięśnia nie idzie w parze ze wzrostem jego siły i sprawności. Co więcej, kształt mięśni pozostaje loterią. Stosujący nie ma wpływu na to, w jaki sposób "implant" rozlokuje się w ciele. W efekcie sylwetka może nabrać nieproporcjonalnych, karykaturalnych kształtów, które pozostają na długie lata.
Trwałość implantacji również budzi wiele wątpliwości. Nie ma jednoznacznych dowodów, przyjmuje się jednak, że efekt utrzymuje się 5 lat i więcej. Niepewna sterylność preparatu oraz nieznany wpływ na ogólne zdrowie (istnieją pogłoski, że stosowanie syntholu może przyczyniać się do powstawania nowotworów) oraz brak możliwości usunięcia syntholu w sposób inny niż chirurgiczny budzi negatywne emocje.
Co warto podkreślić, preparat ten nie jest aplikowany w żadnym gabinecie medycyny estetycznej. Użytkownicy samodzielnie wykonują ten "zabieg" w domowym zaciszu, bazując zwykle na informacjach pozyskanych w internecie. Ten niezwykły "olejek do pozowania", jak reklamuje go producent, jest dostępny w cenie ok. 250-400 dolarów za 100 ml.
Nasuwa się pytanie, jak wiele zdrowia jesteśmy w stanie poświęcić w imię dobrego wyglądu? W jak niebezpiecznym kierunku to zmierza?
Jacek Bilczyński
dietetyk, fizjoterapeuta, trener personalny