Pierwsi pacjenci po transfuzji komórek krwi wyhodowanych w laboratorium

Po raz pierwszy w historii ludzie zostali poddani transfuzji z wykorzystaniem komórek krwi wyhodowanych z komórek macierzystych w laboratorium - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i testy kliniczne potwierdzą bezpieczeństwo procedury, możemy mieć do czynienia z rewolucją.

Po raz pierwszy w historii ludzie zostali poddani transfuzji z wykorzystaniem komórek krwi wyhodowanych z komórek macierzystych w laboratorium - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i testy kliniczne potwierdzą bezpieczeństwo procedury, możemy mieć do czynienia z rewolucją.
Pierwsi pacjenci już po transfuzji krwi wyhodowanej w laboratorium /123RF/PICSEL

Krew dawców każdego dnia ratuje życiu wielu pacjentów, nie tylko pilnie potrzebujących jej na skutek wypadków, ale i cierpiących z powodu wrodzonych zaburzeń, jak choćby anemii sierpowatej. Niestety popyt znacznie przewyższa podaż, a dodatkowym problemem jest konieczność dopasowania grupy krwi dawcy i biorcy, na skutek czego części potrzebujących nie udaje się pomóc. Gdyby tylko istniała alternatywa... i istnieje, bo naukowcy od dziesięcioleci pracujący nad krwią produkowaną w laboratorium ogłosili ważny kamień milowy.

Krew z laboratorium już u pierwszych pacjentów

Jak informuje National Health Service, czyli brytyjska służba zdrowia, udało się przeprowadzić pierwszą w historii transfuzję krwi wyhodowanej w laboratorium. Jak wygląda taka procedura? Podobnie jak w przypadku innych komórek hodowanych w laboratorium (np. zwierzęcych wykorzystywanych przy produkcji mięsa "z probówki"), cały proces zaczyna się od komórek dawców, w tym wypadku krwi, ale tym razem nie chodzi o czerwone krwinki, ale komórki macierzyste. Te są izolowane i umieszczane w pożywce na okres 18-21 dni, gdzie zachęca się je do namnażania i przekształcania w bardziej dojrzałe komórki krwi. Po tym czasie komórki są oczyszczane i gotowe do transfuzji, która wygląda dokładnie tak samo jak klasyczna.

Reklama

Nowe badanie kliniczne, które nosi nazwę RESTORE, ma na celu sprawdzenie bezpieczeństwa transfuzji tych wyprodukowanych laboratoryjnie komórek krwi, a także czasu ich utrzymywania się w organizmie. Warto tu zaznaczyć, że krwinki czerwone ssaków nie mają mechanizmu naprawiania uszkodzeń, więc po ok. 120 dniach ulegają zniszczeniu i organizm musi nieustannie produkować nowe.

Pod tym względem krew laboratoryjna może być nawet lepsza od tradycyjnej, bo w przypadku tej drugiej biorca otrzymuje komórki w różnym wieku, podczas gdy w "sztucznej" wszystkie erytrocyty są świeże, więc teoretycznie powinny dożyć tych 4 miesięcy. Oznacza to dłuższe przerwy między transfuzjami u osób, które wymagają ich regularnie, a także poprawę sytuacji niedoborów krwi w bankach.

Badanie RESTORE obejmie min. 10 pacjentów, którzy otrzymają dwie mini-transfuzje krwi, zawierające 5-10 ml czerwonych krwinek, w odstępie czterech miesięcy. W ramach jednej dostaną krwinki wyhodowane w laboratorium, a w drugiej standardową krew od dawców - w ten sposób naukowcy będą mogli porównać zachowanie obu rodzajów komórek. Dwóch pacjentów ma już za sobą pierwszą transfuzję krwi "z probówki" i jak przekonują lekarze, nie wystąpiły u nich żadne skutki uboczne. I choć od powszechnych transfuzji krwi hodowanej w laboratorium wciąż dzieli nas sporo czasu, to widać światełko w tunelu - teraz pozostaje tylko czekać na wyniki całego badania.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: transfuzja | krew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy