Sprzedaż mleka rośnie. Wierzą, że picie "ptasiej grypy" zapewnia odporność
Eksperci ostrzegają, by nie spożywać świeżego niepasteryzowanego mleka, bo może zawierać "wysokie stężenie" wirusa H5N1, ale Amerykanie wiedzą lepiej. Sprzedaż poszybowała w górę, a jego nabywcy liczą na nabycie odporności na ptasią grypę.
Obecna epidemia ptasiej grypy H5N1 rozpoczęła się w 2020 r. i doprowadziła do śmierci dziesiątek milionów drobiu, a naukowcy są coraz bardziej zaniepokojeni jej rozprzestrzenianiem się na nowe gatunki. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że zarażone są także dzikie ptactwo oraz ssaki morskie i lądowe, w tym krowy i kozy - te ostatnie były specjalistów ogromnym zaskoczeniem, bo dotąd sądziliśmy, że nie są one podatne na H5N1.
Co prawda, jak dotąd nie ma dowodów na to, że wirus rozprzestrzenia się między ludźmi, ale stale ewoluuje i rozwija swoją zdolność infekowania, więc w końcu może zyskać zdolność do przenoszenia się z człowieka na człowieka. I będzie to dla nas duże wyzwanie, bo jak pokazują przypadki zachorowań po kontakcie ze zwierzętami, H5N1 cechuje się "niezwykle wysoką" śmiertelnością. WHO podała, że do 1 kwietnia tego roku odnotowała 463 zgony z 889 przypadków u ludzi w 23 krajach, co oznacza, że wskaźnik śmiertelności na poziomie 52 proc.
Tymczasem zamiast unikać wszelkich możliwych dróg zakażenia, Amerykanie zaczęli celowo wystawiać się na działanie wirusa H5N1, co ich zdaniem ma zapewniać odporność na chorobę. W jaki sposób? Pijąc świeże niepasteryzowane mleko, chociaż Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych przekonuje, że nie działa to w ten sposób, narażenie na wirusa nie jest korzystne dla człowieka i apeluje, aby nie tego nie robić.