Zastrzyk z krwi. "Bluetoothing" niweczy dekady walki z HIV
Mimo że globalne dane pokazują spadek liczby zgonów z powodu AIDS i nowych zakażeń HIV, problem wciąż pozostaje poważny, a w niektórych regionach świata sytuacja się pogarsza. Eksperci alarmują, że jednym z głównych czynników przyczyniających się do wzrostu nowych infekcji jest tzw. bluetoothing (flushblood), czyli niebezpieczna praktyka wstrzykiwania sobie krwi pobranej od innego narkomana.

Chociaż pod koniec ubiegłego roku dowiedzieliśmy się, że w ciągu minionych 12 miesięcy z powodu chorób związanych z AIDS zmarło ok. 630 tys. osób, czyli najmniej od szczytu zgonów w 2004 roku, a wirusem HIV zaraziło się ok. 1,3 mln osób, czyli mniej niż kiedykolwiek od czasu wybuchu epidemii pod koniec lat 80. XX wieku, to wciąż nie ma powodów do optymizmu. Mówimy bowiem o liczbach ponad trzykrotnie wyższych niż potrzeba, aby osiągnąć cel ONZ polegający na wyeliminowaniu AIDS jako zagrożenia dla zdrowia publicznego do 2030 roku.
Co więcej, sytuacja mocno różni się w zależności od regionu świata i pomimo globalnych postępów, w 28 krajach odnotowano wzrost liczby zakażeń wirusem HIV. Jak pokazują kolejne badania, jedną z przyczyn może być tzw. bluetoothing (znany także jako flushblood), czyli niebezpieczna technika wstrzykiwania sobie krwi pobranej od innego narkomana (najczęściej takiego, który wcześniej zażył heroinę), której celem jest uzyskanie stanu odurzenia ("haju") lub złagodzenie objawów odstawienia.
Zjawisko znane, ale zlekceważone
Zjawisko po raz pierwszy zostało udokumentowane przez Sheryl A. McCurdy i jej współpracowników w październikowym numerze BMJ z 2005 roku, ale przez długi czas traktowane było trochę jak "miejska legenda". Bo jak łatwo sobie wyobrazić, takie zachowanie wiąże się z ekstremalnym ryzykiem przenoszenia wirusów, m.in. właśnie HIV, co wydaje się wystarczającym środkiem odstraszającym. Ale nic z tego, bo kolejne organizacje informują o dramatycznym wzroście liczby zakażeń HIV w Afryce i na wyspach Pacyfiku, a przyczyną ma być właśnie "bluetoothing".
Badanie opublikowane w 2023 roku w czasopiśmie PLOS One wykazało, że nawet 40 proc. osób przyjmujących narkotyki w formie dożylnej w RPA mogło już stosować tę metodę i chociaż ponad jedna trzecia z nich żyje z HIV, "tylko 40 procent skorzystało z terapii antyretrowirusowej w ciągu ostatniego roku, a jedna skorzystała z profilaktyki przedekspozycyjnej" (przyjmowanie leków antyretrowirusowych przez osoby niezakażone HIV, a narażone na kontakt z wirusem, w celu zapobieżenia zakażeniu - red.).
Eksperci alarmują. To zniweczy walkę z HIV
ONZ ostrzega z kolei, że zjawisko to może być silnie powiązane z niemal dziesięciokrotnym wzrostem zakażeń HIV na Fidżi w ciągu dekady trwającej od 2014 do 2024 roku. Wiceminister zdrowia Fidżi, Penioni Ravunawa, dodał zaś w ubiegłym tygodniu, że kraj może w 2025 roku odnotować ponad 3 tysiące nowych zakażeń, w porównaniu z mniej niż 500 w 2014 roku. A sytuacja jest tym bardziej dramatyczna, że zjawisko szerzy się wśród ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie, odciętych od programów profilaktyki czy leczenia antyretrowirusowego.
Eamonn Murphy z UNAIDS alarmuje, że trend "bluetoothingu" wśród użytkowników metamfetaminy w regionie Azji i Pacyfiku jest "skrajnie niepokojący" i jeśli nie zostaną wprowadzone szybkie działania edukacyjne i medyczne, może on stać się najgroźniejszym czynnikiem odwracającym dekady postępu w walce z HIV. Naukowcy apelują więc o włączenie pytań o tę praktykę do rutynowych wywiadów medycznych oraz odejście od stygmatyzacji, która spycha narkomanów jeszcze głębiej w cień.