Chiny i USA walczą na bezzałogowce. Porównanie doktryn
Chiny stale rozwijają swoje projekty pozyskania jak najbardziej autonomicznego statku powietrznego. W tym czasie USA stawiają na lojalnych skrzydłowych, działających w ścisłej kooperacji z samolotami bojowymi. Komentatorzy wskazują, że ta różnica doktryn może zaważyć nad wynikiem potencjalnej konfrontacji mocarstw.
Przyszłość lotnictwa bojowego stoi pod znakiem integracji samolotów załogowych z bezzałogowcami. Koncepcja tzw. lojalnego skrzydłowego, który będzie np. dronem sterowanym przez pilota myśliwca, jest już powszechnie przyjęta w możliwej doktrynie przyszłości sił powietrznych różnych państw. Jednym z pionierów tego są Stany Zjednoczone, gdzie już trwają intensywne prace nad stworzeniem takich maszyn w technologii stealth, posiadających możliwości wsparcia oraz walki powietrznej czy ataku naziemnego. Przykładem takiej maszyny jest Kratos XQ-58 Valkyrie.
Niemniej o silnej współpracy samolotów bojowych i bezzałogowców marzą także Chińczycy. Oni idą jednak dalej niż Amerykanie. Zakładają bowiem stworzenie w pełni autonomicznych bezzałogowych statków powietrznych, mogących działać indywidualnie. Nie będą wtedy zależne od pilotów załogowych maszyn. Mowa więc tu nawet o m.in. bezzałogowych samolotach, które działałyby w doktrynie wkomponowanej w całe siły powietrzne Chin.
Portal The War Zone zauważył, że obecnie nie ma w USA parcia na wyniesienie roli bezzałogowych konstrukcji aż do takie roli. Pojedyncze projekty, które zdobywały rozgłos ponad dekadę temu, jak Boeing X-45A, nie mają już takiej uwagi. Taka różnica doktryn wykorzystania bezzałogowców w przyszłości może być niezwykle ważna w potencjalnej wojnie na Pacyfiku, gdzie siły powietrzne Chin i USA starłyby się o dominację.
Amerykański lojalny skrzydłowy
Wojskowi sił powietrznych USA powiedzieli dla The War Zone, że priorytetem dla nich jest stworzenie tanich i łatwych w produkcji lojalnych skrzydłowych, którzy w przyszłości będą wspierać pilotów samolotów bojowych w osiągnięciu przewagi powietrznej. W takim układzie pojedynczy samolot jak nowy myśliwiec programu NGAD mógłby mieć przy sobie nawet pięciu takich "lojalnych skrzydłowych", którzy byliby kontrolowani przez pilota.
Amerykanie uważają, że systemy bezzałogowe powinny służyć jako wsparcie i nie powinny zastępować załogowych maszyn, jeśli te dobrze wykonują swoje zadania. W rozmowie z The War Zone amerykański sekretarz sił powietrznych Frank Kendall przyznał, że w takiej zasadzie wykorzystania bezzałogowców ważna jest jak najlepsza komunikacja i utrzymanie łączności. Pilot nie może nagle stracić kontroli nad potencjalnie groźną maszyną, a w takim wypadku, ta musi natychmiast wrócić do bazy. Taka maksymalna kontrola nad lojalnymi skrzydłowymi ma zapewnić Stanom Zjednoczonym bezpieczne użytkowanie broni. Żaden z nich nie może działać bez wiedzy pilota samolotu bojowego. Ma to stworzyć idealną symbiozę na polu walki.
Chiński rój dronów
Chińczycy natomiast stawiają na to, aby bezzałogowce operowały nawet bez ciągłej kontroli ze strony człowieka. Naturalnie ich misje byłyby ustawiane i monitorowane. Jednak w założeniach Pekinu bezzałogowce miałyby możliwość także działać samodzielnie, odciążając pilotów samolotów bojowych od nie raz podstawowych zadań jak zestrzeliwanie samolotów czy wsparcie naziemne. Pozwoliłoby to lepiej zarządzać zasobami podczas ewentualnych walk.
Chińczycy mają testować jednego z autonomicznych bezzałogowców, który mógłby w przyszłości prowadzić indywidualne działania. Jest to GJ-11 Sharp Sword, który według chińskich mediów mógłby w przyszłości współpracować z samolotami bojowymi, ale także działać w ramach indywidualnych rojów dronów. Poza tym chińska konstrukcja posiada rozmiary zwykłego samolotu, zapewniając większy udźwig czy zasięg lotu. Co więcej, GJ-11 Sharp Sword stworzony został w technologii zmniejszonej wykrywalności tzw. stealth.
Niewątpliwie takie podejście do implementacji bezzałogowców do sił powietrznych wymaga poświęcenia większej ilości zasobów do opracowania konstrukcji, a same koszty ich eksploatacji znacząco się zwiększają. Poza tym mniejsza kontrola nad bezzałogowcami mającymi wykonywać pełnoprawne misje walki powietrznej, wsparcia naziemnego czy rekonesansu jest ryzykowne z punktu widzenia efektywności. Podejście amerykańskie, mimo że ogranicza możliwości w wykorzystaniu autonomicznych statków powietrznych, daje większą pewność, że zrobią to, co każe im się zrobić.