Eksplozja 200 Shahedów! Spektakularna akcja Ukrainy
Ukraina intensyfikuje działania na rosyjskim terytorium, a tym razem jej celem padły rosyjskie magazyny dronów szturmowych w obwodzie orłowskim. Jak dowiadujemy się ze wstępnych analiz Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, zniszczeniu uległo co najmniej 200 egzemplarzy dronów-kamikadze Shahed, ale liczba ta może być w rzeczywistości dużo wyższa.
W nocy 26 stycznia, zaledwie kilka dni po poprzednim ataku, Ukraińcy ponownie obrali za cel rafinerię w Riazaniu, wywołując na miejscu ogromny pożar. Jak przekazał na Telegramie szef Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Kowalenko, "dostarcza ona na paliwo do rosyjskiego sprzętu wojskowego i nie tylko", więc musiała zostać zniszczona.
Ukraińskie drony wciąż latają, rosyjskie już nie
To jednak nie wszystko, bo Siły Zbrojne Ukrainy coraz odważniej atakują cele położne na terytorium Federacji Rosyjskiej. O jednym z nich, przeprowadzonym wczorajszej nocy, poinformował na swoim Telegramie Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy. Z tego wpisu dowiadujemy się, że chociaż dokładna skala zniszczeń jest wciąż ustalana, to według wstępnych analiz zniszczonych zostało około 200 dronów-kamikadze przechowywanych w magazynie dronów szturmowych w obwodzie orłowskim.
Atak był wymierzony w żelbetowe konstrukcje używane do przechowywania głowic termobarycznych dla dronów. Raporty wskazują na potężną detonację wtórną
Daleko, daleko. Nawet 2000 km
Jednocześnie Sztab Generalny dodaje, że działania bojowe przeciwko kluczowym obiektom biorącym udział w atakach na infrastrukturę cywilną Ukrainy i terroryzowaniu ludności będą kontynuowane. I w tym miejscu warto dodać, że Rosja z pewnością ma się czego obawiać, bo z nowej publikacji Reutersa wynika, że Kijów dysponuje dronami dalekiego zasięgu, zdolnymi do atakowania celów oddalonych nawet o 2 tys. kilometrów.
Agencja rozmawiała na ich temat z dowódcą 1. Batalionu 14. Samodzielnego Pułku Bezzałogowych statków powietrznych Sił Zbrojnych Ukrainy, o znaku wywoławczym Casper. Jak wyjaśnił, celem tej jednostki jest atakowanie wrogich węzłów logistycznych i składów amunicji daleko za linią frontu - jego batalion składać ma się z kilkuset pracowników, w tym analityków i inżynierów.
W artykule pojawia się także były dowódca pułku, znak wywoławczy Fidel, który ujawnił, że Ukraina posiada drony zdolne do osiągania zasięgu do 2000 km, aby razić cele na terenie Rosji. W raporcie nawiązano do przeszłych ataków, w tym ataku na rosyjską bazę lotniczą Engels i podkreślono użycie ukraińskiego drona An-196 Liutyi.
Jak powiedział Reutersowi, "ogólna skuteczność naszej broni wynosi 40–50 proc.", chociaż nie sprecyzował, czy liczba ta dotyczy wyłącznie drona Liutyi, czy wszystkich operacji. Tak czy inaczej, to bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę wyzwania, jakie stwarzają obrona powietrzna i inne czynniki.
Ukraińskie F-16 nad rosyjskim niebem?
Rosyjska publikacja Argumenty i Fakty sugeruje też, że Ukraińskie Siły Powietrzne zintensyfikowały swoje operacje w pobliżu granicy z Rosją, rozmieszczając amerykańskie myśliwce F-16, co może zmienić dynamikę działań powietrznych w konflikcie. I choć brakuje tu konkretnych dowodów na poparcie tych twierdzeń, to zdaniem jej autorów myśliwce prowadzą ćwiczenia symulacyjne, naśladując ataki w kierunku Zaporoża oraz Donieckiej Republiki Ludowej, potencjalnie z użyciem pocisków powietrze-powietrze.
Zaobserwowane trasy lotów sugerować mają, że samoloty ćwiczą złożone manewry, w tym wykorzystanie wielu lotnisk do szybkiego tankowania i uzbrajania, prawdopodobnie w celu przeprowadzenia uderzeń na cele głęboko na obszarach konfliktu. Wcześniej F-16 były mniej widoczne we wschodniej Ukrainie, koncentrując się głównie na szkoleniach w zachodniej części kraju. I niezależnie od tego, ile w tym prawdy, wyraźnie widać, że wprowadzenie ich do działań wojennych mocno zaniepokoiło Rosję, choć skuteczność tych myśliwców w rękach Ukrainy jest trudna do oszacowania.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 88 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!