Izrael zaatakuje Iran? USA patrzą z niepokojem

Po irańskim ataku rakietowym cały świat czeka na odpowiedź Izraela. Jego charakter może być symboliczny, jak i prowadzący do niekontrolowanej eskalacji w regionie, O możliwe działania Izraela redakcja GeekWeeka zapytała analityka PISM, Michała Wojnarowicza. Tłumaczy jak wielki strach irańskie ataki mogą wywoływać w Izraelu, w jaki sposób atak na Iran może być kosztowny i dlaczego przez następne tygodnie USA mogą ograniczać się z reakcją na konflikt dwóch państw.

Dlaczego Iran zaatakował Izrael?

Oficjalnym powodem Iranu do kolejnego ostrzału rakietowego Izraela miała być m.in. śmierć przywódcy Hezbollahu i zlikwidowanie większości kierownictwa organizacji wspieranej przez Teheran. Operacje przeprowadzone przez izraelskie wojsko i Mossad sprawiły, że bez względu na rozwój sytuacji, arabska społeczność musiała odpowiedzieć. A do tego największe możliwości miał Iran.

- Podstawowo chodzi o pokazanie, że istnieje aktywny opór wobec Izraela. Że w tym regionie jest siła, która może się mu przeciwstawić. I że tą siłą jest właśnie Iran - tłumaczy w rozmowie z GeekWeekiem Michał Wojnarowicz.

Reklama

Jednak zauważyć też można, że sama odpowiedź była podobna do tej z kwietnia, gdy Iran także wystrzelił w kierunku Izraela drony. Wojnarowicz podkreśla, że sam atak można odbierać jako "odhaczenie" wymaganej zemsty. Tak, aby jej dokonać, ale nie sprawić, że z kolei Izrael będzie chciał przeprowadzić silniejszy kontratak.

Innym powodem prowadzenia przez Iran takich ataków, jest poznawanie możliwości swojego uzbrojenia. Teheran ciągle rozwija swoje rakiety i w takich ostrzałach widzi szanse, aby sprawdzić ich efektywność.

- Takimi atakami Irańczycy mogą sprawdzać skuteczność swoich rakiet oraz obrony powietrznej Izraela. Podobnie jak to miało miejsce w kwietniu - wskazuje Michał Wojnarowicz.

Wojna psychologiczna

Iran wystrzelił blisko 200 pocisków balistycznych średniego i krótkiego zasięgu. Część ekspertów wskazuje, że takie "testy" mogą polegać także na sprawdzeniu, czy przez obronę powietrzną Izraela mogą przedrzeć się pocisk, który jest opracowywany jako możliwy nośnik broni nuklearnej.

Spekuluje się, że Iran może w niedługim czasie pozyskać broń nuklearną w technologii pozwalającej umieszczać ją na pociskach balistycznych. Wojnarowicz zauważa, że to ma szczególnie ważny wymiar psychologiczny. Ma pokazywać Izraelowi, że nawet ze swoją niezwykle zaawansowaną obroną powietrzną nie może się uchronić przed każdym zagrożeniem.

- Porównałbym to do Pierwszej Wojny w Zatoce Perskiej, gdy Irak ostrzeliwał Izrael i istniały podejrzenia, że jego pociski mogą mieć ładunek broni chemicznej. Więc jak droga od umieszczenia potencjalnego ładunku nuklearnego na pociskach jest bardzo długa, to zawsze wywołuje efekt strachu, jeśli taki środek przenoszenia przejdzie obronę - wskazuje Wojnarowicz.

Odpowiedź Izraela pod okiem USA

Tel Awiw od razu po ataku zapowiedział wielki odwet. Według izraelskiej agencji Axios, w kuluarach władz istnieje przeświadczenie, że odpowiedź może zakładać precyzyjne uderzenie na cele w samym Iranie m.in. platformy wiertnicze czy systemy obrony powietrznej. W grę może wchodzić także likwidacja czołowych irańskich polityków czy wojskowych. Jednak bez względu na cel, atak na terytorium Iranu może być dla Izraela zbyt ryzykowną operacją.

- Najszybszą odpowiedzią byłoby zaatakowanie celów irańskich w Syrii i w Jemenie. Jednak możliwy jest również w Iranie np. instalacje woskowe. Niemniej dla Izraela mógłby to być wysiłek bardzo kosztowny, angażujący i mogący przynieść straty. Wyobraźmy sobie np. że jakiś samolot Izraela zostanie zestrzelony i pilot trafi do irańskiej niewoli. To od razu blamaż wizerunkowy - twierdzi Wojnarowicz.

Z kolei zaatakowanie nuklearnych instalacji Iranu może być przekroczeniem Rubikonu przy obecnych napięciach na Bliskim Wschodzie. Taka decyzja byłaby olbrzymim ciosem, po którym Iran mógłby już nie odpowiedzieć stricte symbolicznie, tylko starałby się już realnie zadać jak największe straty Izraelowi, ale także innym państwom.

- Pamiętajmy, że już wcześniej celem podobnych ataków padały np. bazy amerykańskiej armii na Bliskim Wschodzie. Waszyngton spodziewając się potencjalnej odpowiedzi, pewnie naciska na Izrael, aby to też wziął pod uwagę - wskazuje Wojnarowicz.

"Gorący ziemniak" dla Waszyngtonu

Przez możliwą eskalację konfliktu na inne kraje w regionie oraz amerykańskie wojska, samo USA jest także pośrednio zaangażowane w napięcia. I to w momencie zbliżających się wyborów prezydenckich, które według Wojnarowicza mogą ograniczyć jakiekolwiek działania Waszyngtonu.

Wszystko przez to, że obecna sytuacja na Bliskim Wschodzie jest postrzegana jako potencjalny "gorący ziemniak", który zostanie przekazany przyszłemu zwycięzcy.

- Administracja prezydenta Bidena nie będzie chciała się mocno angażować w sytuację, aby ewentualnie nie utrudnić kampanii kandydatce demokratów, Kamali Harris,. Donald Trump oczywiście prowadzi na wydarzeniach kampanię i mówi, że za jego kadencji to by się nie wydarzyło. Jednak samym republikanom zależy na tym, aby sytuacja się uspokoiła i aby ich kandydat ewentualnie nie otrzymał na samym początku trudnego zadania w postaci bliskowschodniego kryzysu - mówi Wojnarowicz.

USA dalej może odciągać Izrael od silnej odpowiedzi. Szczególnie że eskalacja nie służy żadnej ze stron, a inne państwa na Bliskim Wschodzie także mogą przekonywać zarówno Iran, jak i Izrael, aby zachowały spokój. Pytanie jednak, czy Izrael będzie chciał na to przystać.

Premier Netanjahu decyduje o losach Bliskiego Wschodu

Istnieje bowiem szansa, że na decyzję o skali odpowiedzi dla Iranu, zadecyduje uznanie jej za okazję do poprawy sytuacji politycznej przez premiera Benjamina Netanjahu. W obliczu jego krytyki w kraju za niezrealizowanie celów przy działaniach w Strefie Gazy to coś, co może de facto zmienić oblicze regionu.

- Na pewno możliwe korzyści wizerunkowe dla Benjamina Netanjahu są tu ważnym czynnikiem, wpływającym na działania Izraela. To właśnie skuteczne operacje militarne mogą poprawić pozycje premiera. Na ten moment, chociażby operacja w Libanie mu służy, gdyż przynosi efekty. Niemniej w każdej chwili może obrócić się przeciw niemu, jeśli nagle Hezbollah zacznie zdobywać inicjatywę - zauważa Wojnarowicz.

Według analityka ewentualna odpowiedź  Izraela niekoniecznie wpłynie na przebieg operacji w Libanie. Istnieje jednak szansa, że Tel Awiw zechce potraktować nalot Iranu to jako element szerszej kampanii wsparcia dla Hezbollahu w obliczu działań w Libanie, a przez to usprawiedliwienie do eskalacji i mocniejszej odpowiedzi wobec Teheranu. Szczególnie jeśli Iran zdecydowałby się, że zechce kontynuować ostrzały. Tym samym doprowadziłoby to do niekontrolowanej eskalacji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bliski Wschód | Donald Trump | Hezbollah | Irańczycy | Izrael | Mossad | Strefa Gazy | USA | Waszyngton
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama