"Kill switch" w amerykańskiej broni. Ile w tym prawdy?
W obliczu twardej polityki Stanów Zjednoczonych i ich scysji z sojusznikami, pojawiają się opinie, że amerykańska broń w arsenale wielu państw może stać się bezużyteczna. Wizja samolotów F-35 spadających nagle w powietrzu po wciśnięciu magicznego "kill-switcha" może rozpalać wyobraźnię, ale bardziej przypomina scenariusz science-fiction. Niemniej prawdą jest, że USA łatwo mogą doprowadzić do tego, że wojskowy sprzęt ich produkcji szybko straci wartość bojową.

"Kill switch". Mityczny wyłącznik w amerykańskiej broni
Termin "kill switch", czyli możliwość nagłego wyłączenia czy pozbawienia wartości bojowej sprzętu wojskowego przez jego producenta, stał się popularny w ostatnim czasie, szczególnie w krajach Europy. Nagłe wstrzymanie pomocy ze Stanów Zjednoczonych dla Ukrainy i sprawienie m.in. że systemy HIMARS bez odpowiednich danych utraciły w znacznym stopniu swoje możliwości bojowe, doprowadziło do sytuacji, w której państwa, które w dużej części korzystają z amerykańskiej broni, zaczęły obawiać się o to, że także są na łasce USA. Wśród nich mogłaby być Polska, która niejako opiera się na broni amerykańskiej produkcji jak pociski JAASM, czołgi Abrams, wyrzutnie HIMARS, systemy obrony powietrznej Patriot czy w przyszłości samoloty bojowe F-35. Te ostatnie stały się swoistym symbolem o możliwościach "kill switch" ze Stanów, przez doniesienia o tym, że Niemcy mają rozważać przez to zredukowanie czy nawet porzucenie zamówienia na swoje F-35.
Czy F-35 nagle mogą spadać?
Nagły "kill switch", dzięki któremu Amerykanie mogą zdalnie wyłączyć wyprodukowaną przez siebie broń, jest jednak bardziej elementem science-fiction. W przypadku wielu amerykańskich produktów zbrojeniowych byłoby to trudne do implementacji. Chociażby w przypadku F-35 należy pamiętać, że ten samolot nie jest produkowany tylko przez firmy amerykańskie. Wielka Brytania jest partnerem Level 1 w produkcji F-35, gdzie firma BAE Systems pomaga m.in. w tworzeniu oprogramowania do tej maszyny. Można założyć, że w przypadku istnienia zdalnego "kill-switcha" w oprogramowaniu prędzej czy później nie tylko Amerykanie by o nim wiedzieli.
- "Kill switche" prawdopodobnie nie oferują funkcjonalności zdalnej dezaktywacji systemu. Nie ma przynajmniej żadnych dowodów wskazujących na takie rozwiązania w nowoczesnym sprzęcie wojskowym. Dzieje się tak, chociażby dlatego, że mogłyby być wykorzystane przez potencjalnego przeciwnika - mówi w komentarzu dla Interii GeekWeek prof. Rafał Kopeć, analityk wojskowości i kierownik Katedry Myśli Strategicznej w Instytucie Bezpieczeństwa i Informatyki Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
Zatrzymując się na F-35 warto zauważyć, że mit o jego nagłym "kill-switchu" wziął się niejako z dwóch amerykańskich programów ALIS (Autonomic Logistics Information System) oraz jego następcy ODIN (Operational Data Integrated Network). Pozwalają na szybką kontrolę każdego F-35 pod kątem jego logistycznych potrzeb, które śledzą np. zużycie samolotu i pozwalają zaplanować dostawy części. To bardzo pomocne narzędzie, które…jest podłączone do serwerów kontrolowanych tylko przez USA. Stąd przez lata niektórzy myśleli, że to właśnie np. ALIS może odpowiadać za nagłe "wyłączenie" F-35. Niemniej jest to po prostu system wsparcia, który pomaga w logistycznym utrzymaniu dla samolotu. Co jednak nie zmienia faktu, że bez dostępu do danych z takich programów możliwości F-35 może czekać stopniowa degradacja.
- Jeśli chodzi o F-35 istotne jest korzystanie z systemu ALIS/ODIN, który zapewnia wzgląd w stan i sposób użytkowania każdego egzemplarza samolotu. Te informacje jeszcze w 2017 roku ujawnili Norwegowie, kiedy okazało się, że system ALIS, który miał usprawnić kwestie logistyki samolotów, przekazywał przy tym do amerykańskich serwerów dane związane np. ze scenariuszami misji czy biblioteką zagrożeń - dodaje prof. Rafał Kopeć.

"Kill-switch" nienagły a systemowy
Właśnie przypadek programów ALIS i ODIN dla F-35 pokazuje, że po części "kill switch" w amerykańskiej broni istnieje. Tak samo, jak istnieje w broni niemieckiej czy rosyjskiej. A opiera się na tym, że bez wsparcia producenta i kraju, z którego pochodzi broń, ta powoli traci swoje zdolności bojowe.
- Amerykanie, a także inni eksporterzy nowoczesnego uzbrojenia, utrzymują pewien poziom kontroli nad sposobem jego wykorzystania. Ograniczenia mogą pojawić się zarówno w dostępie do części, jak i posiadania określonych kompetencji. Szczególnie narażonym na takie ograniczenia jest sprzęt lotniczy, którego możliwość użytkowania bez bieżącego wsparcia eksploatacyjnego producenta gwałtownie spada, znacznie bardziej niż jest to w przypadku np. pojazdów opancerzonych - wskazuje prof. Rafał Kopeć.
Odcięcie innego państwa wykorzystującego F-35 od danych z programu ALIS czy ODIN mogłoby przysporzyć dużego logistycznego koszmaru. Samolot dalej mógłby latać, jednak utrzymanie jego gotowości bojowej byłoby znacząco utrudnione i z czasem mogłoby to go uziemić. Szczególnie jeśli nie byłoby dostępu nie tylko do danych logistycznych, ale i do samych autoryzowanych części od producentów. To chociażby w Polsce doprowadziło do śmierci jednego z pilotów samolotu MiG-29 w katastrofie z 2018 roku pod Pasłękiem, gdzie po odcięciu dostępu do części foteli katapultowych z Rosji, wykorzystano wadliwe elementy opracowane inżynierią wsteczną w naszym kraju.
W przypadku tak zaawansowanej platformy, jak F-35 szczególnie istotne może być także odcięcie od regularnych aktualizacji oprogramowania, które mają ulepszać platformę. Bez takich aktualizacji nie można np. planować misji, ze względu na brak rozpoznawania emisji konkretnych nadajników oraz sygnatur, co uniemożliwi np. odpowiednią identyfikację celów na radarze.
- Systemowo ograniczenia mogą szczególnie dotyczyć obszarów planowania misji. Mogą to być np. ograniczenia geograficzne, czyli np. jakiś rodzaj geofencingu, zapewne działającego we współpracy z innymi systemami, nad którymi nie mamy narodowej kontroli, np. nawigacji satelitarnej czy łączności. Szczególnie istotne są zdolności do rozpoznania na dużych dystansach i wyznaczania celów (tzw. targetingu), w tym celów ruchomych. Pamiętajmy, że współczesne samoloty wielozadaniowe, jak F-16 czy F-35 to tylko platforma, a istotne jest przenoszone przez nie uzbrojenie, np. pociski manewrujące JASSM (i tu strefy wykluczenia są dość prawdopodobne). Generalnie, jeśli chodzi o bardzo skomplikowane systemy uzbrojenia, jak właśnie F-35 czy np. system zarządzania obroną powietrzną IBCS, to nie mamy dokładnej wiedzy, co jest "zaszyte” w oprogramowaniu - komentuje prof. Rafał Kopeć.
Ogromna cena za pełną kontrolę
Obecnie skuteczność polskiego uzbrojenia w dużej mierze zależy de facto od Amerykanów. Niemniej dotyczy to wielu państw z prostego względu, że przez lata zachodnie armie opierały się o broń z USA. A pełną kontrolę nad swoimi systemami uzbrojenia ma się tylko i wyłącznie wtedy, gdy sprzęt wojskowy i cały budowany wokół niego system jest tworzony przez nas. Taką wygodą może pochwalić się Izrael. Wspomniane samoloty F-35 używane przez te państwo są jednymi wyróżniającymi się na tle amerykańskich odpowiedników. Posiadają izraelskie oprogramowanie i dostosowane są do krajowych systemów.
- Izrael w użytkowanej przez siebie wersji samolotu F-35I Adir stosuje własne oprogramowanie, w tym protokoły wymiany danych kompatybilne z tymi wykorzystywanymi w Izraelskich Siłach Obronnych. Dokonał także integracji samolotu z produkowanym na miejscu uzbrojeniem precyzyjnym, w tym bombami kierowanymi rodziny SPICE. Pewne zmiany dotyczą też urządzeń elektronicznych, przede wszystkim systemów walki elektronicznej. Izrael nie wykorzystuje przy tym systemu ALIS. To wszystko kosztuje, wymaga też posiadania przez własny przemysł zbrojeniowy bardzo wysokich kompetencji. Obrazuje to skalę wyzwań stojących przed państwem podchodzącym w sposób bezkompromisowy do zachowania całkowitej kontroli nad uzbrojeniem i sprzętem wojskowym - podsumowuje prof. Rafał Kopeć.
Niemniej na taką wygodę pozwolić sobie mogą nieliczni. Zawsze wykorzystując jakiś zagraniczny sprzęt, trzeba się liczyć z tym, że do jakiegoś stopnia jest się skazanym na kogoś innego. Receptą jest naturalnie inwestycja we własne rozwiązania zbrojeniowe. Jednak to wymaga czasu, pieniędzy i dużych zasobów, aby móc sobie pozwolić na pełną niezależność. Szczególnie gdy technologia niektórych rodzajów uzbrojenia np. samolotów 5. generacji, obecnie jest domeną tylko kilku czołowych państw na świecie, z których jeśli chcemy wybierać, jedyną opcją są F-35 ze Stanów Zjednoczonych.