Koniec oszczędzania. Rosja intensyfikuje wykorzystanie Su-57 w Ukrainie
Eksperci nie mają wątpliwości, że Kreml dysponuje bardzo ograniczoną liczbą egzemplarzy swoich najnowocześniejszych myśliwców, ale doniesienia z frontu sugerują znaczną intensyfikację wykorzystania Su-57 na froncie. O co tu chodzi?
W połowie kwietnia dowiedzieliśmy się, że Rosja ma posiadać ok. 300 gotowych bojowo samolotów, ale jedynie 10 spośród nich to myśliwce 5. generacji Su-57 reklamowane przez Kreml jako "najlepsze samoloty bojowe w historii rosyjskiej armii". Jakby tego było mało, z nieznanych powodów siły rosyjskie korzystać mają tylko z trzech jednostek, co w porównaniu z np. 540 amerykańskimi myśliwcami F-35 czekającymi w bazach nie wygląda to zbyt imponująco.
Czy to właśnie z tego powodu Rosja przez blisko dwa lata wojny unikała latania Su-57 nad terytorium Ukrainy? Najprawdopodobniej, zwłaszcza że jak wyjaśniał jakiś czas temu w wywiadzie dla Insidera ekspert w dziedzinie sił powietrznych i technologii z londyńskiego Royal United Services Institute (RUSI), Justin Bronk, Kreml nie tylko nie ma zbyt wielu egzemplarzy swojego "supermyśliwca", ale i obawia się, że jego ewentualny wrak mógłby wpaść w ręce zachodnich sił, zdradzając wszystkie tajemnice.
Rosyjska gospodarka w trybie wojennym, ale Su-57 brak
Co więcej, chociaż gospodarka Rosji została już przestawiona w tryb wojenny, nie należy się spodziewać zwiększonej produkcji akurat Su-57, a wszystko za sprawą dużych problemów Moskwy z dostępem do zaawansowanej zachodniej elektroniki. Śmiało można więc zakładać, że producent będzie miał problem z dostarczeniem do 2027 roku 76 myśliwców zamówionych przez armię w 2019 roku.
A może jednak dyrektor generalny UAC, Jurij Slyusar, który przekonywał jakiś czas temu, że w tym roku w ramach państwowego programu rozwoju kompleksu wojskowo-przemysłowego uruchomionych zostanie wiele obiektów do seryjnej produkcji samolotów Su-57, nie mijał się wcale z prawdą (albo Rosja poświęci część funkcjonalności, stawiając na gorsze podzespoły)?. Jak bowiem donoszą serwis Defense Express czy Defence Blog, Rosjanie postanowili o wiele bardziej zaangażować na froncie swoje najnowsze myśliwce wyposażone w pociski manewrujące Ch-69 (X-69).
Idą zmiany. Su-57 coraz częściej na froncie
Rosyjskie Siły Zbrojne zaczęły aktywniej wykorzystywać Su-57 pod koniec lutego, a częstotliwość tych ataków rakietowych stale rośnie. W ciągu ostatnich 30 dni siły rosyjskie wystrzeliły z samolotów Su-57 ponad 6 rakiet manewrujących - myśliwce startować mają z bazy lotniczej niedaleko Achtubinska w obwodzie astrachańskim i przeprowadzają ataki rakietowe z przestrzeni powietrznej nad Kurskiem, Briańskiem i okupowanym obwodem ługańskim.
Dowiadujemy się też, że samoloty Su-57 są zazwyczaj eskortowane przez dwa myśliwce Su-35, co dobrze podkreśla znaczenie tych jednostek dla Kremla. A skąd ta nagła zmiana zdania? Kreml potrzebuje przenoszonych przez myśliwiec pocisków manewrujących Kh-69 do uderzeń w strategiczne cele na terytorium Ukrainy - to rosyjska odpowiedź na niemieckie pociski Taurus i brytyjskie Storm Shadow. Jak przekonywał producent przed listopadową prezentacją, pocisk ma kilka cech, dzięki którym jest "wielofunkcyjny, dyskretny i wysoce precyzyjny", a do tego bardzo trudny do wykrycia, przechwycenia i zneutralizowania przez obronę przeciwlotniczą.
Do tego może przenosić amunicję odłamkowo-burzącą lub kasetową, co umożliwia użycie przeciwko różnym celom, w tym infrastrukturze komunikacyjnej, przemysłowej, transportowej, amunicyjnej i innej infrastrukturze wojskowej, takiej jak lotniska, składy paliwa i cele morskie. Głowica kasetowa może zaś zostać wykorzystana do zniszczenia wrogich formacji pancernych, rakietowych, komunikacyjnych i przeciwlotniczych rozmieszczonych na polu walki.
Mówiąc krótko, Rosja potrzebuje jego możliwości do postępów na froncie (warto przypomnieć, że pociski z Korei Północnej okazały mocno problematyczne) i najwyraźniej sytuacja nie pozostawia jej innego wyjścia, jak tylko zaryzykować.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!