Może i kiepskie, ale dużo. Rosja zasypuje Ukrainę koreańskimi pociskami

Jak podaje The Times, powołując się na źródła zachodniego wywiadu, Rosja jest bardziej zależna od broni dostarczanej przez Koreę Północną, niż się wszystkim wydaje. To przesyłki z Pjongjangu pozwoliły na postępy na froncie, bo chociaż są kiepskiej jakości, jest ich dużo.

Gdyby nie Kim Dzong Un, Władimir Putin pewnie dawno przegrałby z Ukrainą
Gdyby nie Kim Dzong Un, Władimir Putin pewnie dawno przegrałby z UkrainąVladimir SMIRNOV / POOL / Siły Zbrojne Federacji RosyjskiejAFP

Północnokoreańskie zaangażowanie w rosyjską inwazję na Ukrainę nie jest już tajemnicą, bo chociaż Kim Dzong Un początkowo wypierał się tej współpracy, zaprzeczając wysyłce wyposażenia i amunicji dla oddziałów Putina atakujących Kijów (nawet kiedy zdjęcia w media społecznościowych nie pozostawiały wątpliwości), obecnie jest ono powszechnie znane. Wojska rosyjskie mogą liczyć nie tylko na pociski Hwasong i pojazdy Bulsae, ale i wsparcie północnokoreańskich "kolegów" w okupowanym obwodzie donieckim. 

To jakby Ukraina walczyła z Koreą Północną

Wystarczy tylko przypomnieć, że w przeprowadzonym w czwartek ukraińskim ataku rakietowym na okupowanych przez Rosję terenach w pobliżu Doniecka zginęło ponad 20 żołnierzy, w tym sześciu oficerów z Korei Północnej. Jak zaś informuje The Times w swojej najnowszej publikacji, skala północnokoreańskiego zaangażowania jest dużo większa, niż mogło się dotąd wydawać. Powołując się na źródła w zachodnich wywiadach, dziennikarze twierdzą, że połowa amunicji artyleryjskiej na wyposażeniu rosyjskiej armii pochodzi z Pjongjangu.

Pociski z Pjongjangu zapewniają Rosji przewagę

To sprawia, że problemy z jej jakością, o których mówili sami rosyjscy żołnierze (wybuchające działa czy pociski, które eksplodowały w powietrzu na długo przed osiągnieciem celu, są zatuszowane przez ogromne ilości. Co więcej, zdaniem The Times mówimy łącznie o ok. 3 mln pocisków rocznie i chociaż autorzy publikacji nie precyzują dokładnie, o jaką amunicję chodzi, zwracają uwagę na płynący z tego wniosek - Kreml krytycznie polega na dostawach amunicji od swoich sojuszników. A te trzy miliony pozwalają na utrzymanie ciągłego tempa ostrzału z 8 tys. pocisków dziennie, co stało się kluczowym elementem taktyki Rosji polegającej na brutalnym bombardowaniu terenu przed atakiem.

Mimo że wiele z tych pocisków uważa się za wadliwe, ich ogromna ilość pozwoliła Rosji na stopniowe postępy, czego ostatnim przykładem jest zdobycie Wuhłedaru
zauważa The Times.

Tymczasem Ukraina, wraz ze swoimi partnerami z Europy i zza oceanu, nadal zmaga się z problemem zwiększenia produkcji amunicji artyleryjskiej, co stawia ją w niekorzystnej sytuacji ilościowej.

Zwłaszcza że Rosja jednocześnie zaczyna też rozwiązywać własne problemy produkcyjne i w lutym tego roku ukraiński wywiad informował o planach Rosji dotyczących wyprodukowania do końca roku 2,7 mln pocisków artyleryjskich przy użyciu własnych zdolności. Nie wiadomo przecież, jak długo Korea Północna będzie w stanie utrzymać stałe tempo dostaw - tym bardziej, że jak zdradzają oznaczenia na pociskach, duża część dotychczasowych dostaw była wyprodukowana jeszcze w XX wieku.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Okulary przyszłości zastąpią smartfony? Adrian Kilar o nowince technicznejPolsat
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas