Rosja twierdzi, że atomowe torpedy "dnia zagłady" Posejdon już czekają. Innej amunicji też ma pod dostatkiem

Kremlowskie media poinformowały, że produkcja pierwszej partii torped "dnia zagłady" Posejdon, czyli jednej z sześciu eksperymentalnych superbroni Putina, została ukończona, a przy okazji podały, że innych pocisków też Rosji nie brakuje, bo wytwarza miesięcznie więcej amunicji dużego kalibru niż Stany Zjednoczone.

Kremlowskie media poinformowały, że produkcja pierwszej partii torped "dnia zagłady" Posejdon, czyli jednej z sześciu eksperymentalnych superbroni Putina, została ukończona, a przy okazji podały, że innych pocisków też Rosji nie brakuje, bo wytwarza miesięcznie więcej amunicji dużego kalibru niż Stany Zjednoczone.
Władimir Putin na pokładzie łodzi podwodnej C-Explorer w 2019 roku /Mikhail Svetlov i Rosyjskie Ministerstwo Obrony (Posejdon) /Getty Images

Anonimowe źródło zbliżone do rosyjskiego wojska przekazało rosyjskiej państwowej agencji informacyjnej TASS, że pierwsza partia torped Posejdon została wyprodukowana i pomyślnie przeszła wszystkie testy, w tym reaktora jądrowego. Rosyjskie ministerstwo obrony jeszcze nie potwierdziło tych rewelacji, które okazują się... sprzeczne z jego dotychczasową narracją, a wszystko za sprawą przewijającej się w nich jednostki Biełgorod.

Pierwsza partia Posejdonów wyprodukowana. Torpedy dnia zagłady?

Kreml utrzymywał dotąd, że chodzi o łódź do celów ratunkowych i badawczo-naukowych, nawet kiedy międzynarodowi eksperci przekonywali, że Biełgorod to najdłuższy na świecie okręt podwodny zaprojektowany z myślą o działalności szpiegowskiej i wystrzeliwaniu pocisków nuklearnych. I to nie byle jakich, bo największych autonomicznych nuklearnych torped na świecie, czyli Posejdonów, nad którymi zdaniem amerykańskiego wywiadu Rosja pracuje już od ponad 20 lat.

Reklama

Po raz pierwszy o Posejdonach usłyszeliśmy w 2015 roku, kiedy to do sieci wyciekły zdjęcia określające tę technologię mianem "wielozadaniowego systemu oceanicznego", ale Kreml potwierdził ich istnienie dopiero podczas oficjalnego przemówienia Putina w 2018 roku.

Dowiedzieliśmy się wtedy, że torpedy mają ok. 24 metry długości i 1,6 m średnicy, są zdolne do zanurzenia na głębokość do 1000 metrów, poruszania się z prędkością maksymalną do 100 węzłów, czyli 185 km/h (napęd atomowy) i zostały zaprojektowane do niszczenia lotniskowców oraz infrastruktury portowej.

Międzynarodowi eksperci twierdzą, że chodzi o bardzo trudne do wykrycia międzykontynentalne pociski, które pokonują setki kilometrów wzdłuż dna morskiego, by ostatecznie wywołać "radioaktywne" tsunami, stąd określane są często torpedami "dnia zagłady". Biełgorod, który zdaniem stoczni Siewiernoje Maszynostroitielnoje Priedprijatije wszedł do służby w lipcu ubiegłego roku, może przenosić od 6 do 8 takich torped, a Rosja w najbliższych latach doczekać ma się jeszcze 3 podobnych okrętów.

Inna rosyjska agencja informacyjna, RIA Novosti, przekonuje zaś, że Rosji nie brakuje także innych rodzajów pocisków, bo chociaż na skutek sankcji zachodnich dostęp do części technologii jest utrudniony, to jeżeli chodzi o amunicję - poza dronami-kamikadze z Iranu - Moskwa sama produkuje wszystkie swoje pociski artyleryjskie i nieustannie zwiększa możliwości produkcyjne.

O jakich liczbach konkretnie mowa? W celu nieprzerwanego zaopatrzenia Ukrainy producenci w USA mają produkować ponad 40 tys. pocisków kalibru 155 mm miesięcznie, ale cel ten uda się osiągnąć dopiero w 2025 roku i obecnie jest to raczej 20 tys. pocisków. I chociaż z jednej strony trudno zweryfikować rosyjskie rewelacje, to z drugiej m.in. Kałasznikow deklarował 40-procentowy wzrost produkcji w 2022 roku, a Rosja - pomimo wielu zachodnich przewidywań - wciąż nie wykazuje oznak wyczerpania amunicji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Biełgorod | Posejdon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy