Rosja wytoczyła ciężkie działa. TOS-2 miota "kule ognia" w Ukrainie

W połowie października rosyjskie media opublikowały materiał "dokumentujący" rozmieszczenie w Ukrainie systemu TOS-2 "Tosoczka", ale wiele osób podejrzewało wtedy, że może to być zwykła propaganda. A jednak...

W połowie października rosyjskie media opublikowały materiał "dokumentujący" rozmieszczenie w Ukrainie systemu TOS-2 "Tosoczka", ale wiele osób podejrzewało wtedy, że może to być zwykła propaganda. A jednak...
Co potrafi ciężki miotacz TOS-2? To przerażająca broń /X (Twitter)/JR2/@JanR210 /domena publiczna

Siły Zbrojne Ukrainy od początku wojny mierzą się z niszczycielską siłą rosyjskich wyrzutni rakiet termobarycznych TOS-1, więc aktywnie polują i starają się neutralizować każdy egzemplarz, jaki uda im się zidentyfikować. Bo to naprawdę przerażająca broń, która za sprawą pocisków z ładunkiem termobarycznym w kilka sekund dokonuje niewyobrażalnych zniszczeń i nie pozostawia szans przeżycia nikomu, kto znajdzie się w pobliżu. Po uderzeniu takim pociskiem następują dwa wybuchy - pierwszy rozprasza chmurę paliwa z toksycznymi materiałami, a drugi ją rozpala, tworząc ognistą eksplozję. W trakcie zderzenia z celem powstaje też długo trwająca fala uderzeniowa, która wnika do wnętrz budynków i wędruje korytarzami, zabijając po drodze ludzi szukających schronienia w domach czy bunkrach.

Reklama

Może być jeszcze gorzej. Rosja rozmieszcza TOS-2

I niestety może być jeszcze gorzej, bo Rosja dysponuje też nowszą wersją tego systemu, czyli TOS-2 "Tosoczka". W połowie października rosyjskie media opublikowały materiał "dokumentujący" rozmieszczenie w Ukrainie tego rozwiązania, ale jak to w przypadku Kremla, wiele osób uznało, że uwierzy, jeśli zobaczy na własne oczy (czytaj: będzie potwierdzenie z innych źródeł). Właśnie je dostaliśmy, bo ukraińscy żołnierze zauważyli rosyjską wyrzutnię rozmieszczoną na froncie wschodnim, a konkretniej w okupowanej części obwodu ługańskiego.

Nie wiadomo, czy do tej pory udało się już zneutralizować to zagrożenie, bo ukraińskie informacje mówiły jedynie o "zlokalizowaniu", ale śmiało można zakładać, że takie wysiłki zostały podjęte. Kijów doskonale zdaje sobie sprawę z możliwości tego rozwiązania, którego wykorzystanie w przyszłych starciach wojskowych dawałoby Rosji dużą przewagę.

Co potrafi ciężki miotacz TOS-2?

TOS-2 to następca TOS-1 oraz jego późniejszych modernizacji (jak TOS-1A), który został zaprezentowany przez Kreml w 2020 roku podczas defilady z okazji Dnia Zwycięstwa. 

Celem tej wersji było zwiększenie mobilności i wydajności operacyjnej systemu, dlatego został on przeniesiony z podwozia czołgu na platformę kołową, a konkretnie ciężarówkę "Ural" z opancerzoną kabiną, chroniącą przed odłamkami i ostrzałem z broni krótkiej. Pod maską znalazł się wielopaliwowy silnik wysokoprężny o mocy 440 KM, który pozwala na osiągnięcie maksymalnej prędkości 100 km/h.

Kluczowy element zestawu znajduje się jednak z tyłu, a mowa o wyrzutni rakiet składającej się z trzech rzędów kontenerów startowych po 8 rakiet każdy, z których mogą być odpalane pociski z głowicami termobarycznymi i zapalającymi. Załoga może też korzystać z dźwigu do przeładunku rakiet, nowego skomputeryzowanego systemu kierowania ogniem (FCS), inercyjnego systemu nawigacji oraz systemu namierzania celów. Warto też wspomnieć o zwiększeniu zasięgu pocisków do 15 kilometrów (z 3 km w TOS-1 i 10 km w TOS-1A), co znacznie zwiększa możliwości wykorzystania TOS-2.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | Ukraina | TOS-1A
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy