Szykuje się atak Japonii na Rosję? Kreml zabrał systemy obrony z Kuryli

Ostatnie ukraińskie pomyślne ataki na rosyjskie lotniska pokazują, że Kreml ma coraz większe problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa swoim strategicznym obiektom wojskowym. Władze zdecydowały się na bardzo kontrowersyjny krok.

Ostatnie ukraińskie pomyślne ataki na rosyjskie lotniska pokazują, że Kreml ma coraz większe problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa swoim strategicznym obiektom wojskowym. Władze zdecydowały się na bardzo kontrowersyjny krok.
Rosja rozbraja Kuryle z systemów obrony powietrznej S-300 /Google Maps /123RF/PICSEL

Coraz częstsze i zakończone sukcesem ataki ukraińskich dronów na strategiczne rosyjskie bazy i lotniska leżące na obszarze Rosji pokazują, że Kreml ma ogromne problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa armii za pomocą systemów obrony powietrznej.

Chociaż to nie powinno dziwić, bo od początku wybuchu wojny, Rosja straciła aż 500 różnej maści systemów obrony powietrznej, to jednak są to urządzenia, bez których nie można prowadzić wojny i jednocześnie się chronić. Analitycy nie mają wątpliwości, że na horyzoncie malują się bardzo ciężkie czasy dla rosyjskiej armii i obywateli kraju. Skutki wojny zostaną na pełną skalę przeniesione na terytorium Rosji.

Reklama

Rosja ma problem z ochroną strategicznych obiektów

Dowodem na ogromne problemy rosyjskiej armii właśnie dochodzą do nas z Azji. Japońska agencja informacyjna Kyodo podała bowiem, że Rosja właśnie przenosi na okupowaną Ukrainę systemy obrony powietrznej S-300 z wysp Chishima (wchodzących w skład Kuryli), które okupowała od II wojny światowej (wcześniej należały do Japonii).

To niebagatelne przedsięwzięcie, gdyż wyspy te leżą po drugiej stronie globu, prawie 8000 kilometrów od Ukrainy. Obniżenie zdolności obronnych dalekich wysp może zachęcić Japonię do ich odzyskania. Chociaż to mało prawdopodobne, to jednak Kreml najwidoczniej jest zdesperowany i woli w razie japońskiego ataku utracić wyspy, niż przegrać wojnę w Ukrainie i pokazać swoją słabość krajom NATO.

Kreml przenosi systemy obrony z dalekich Kuryli

Systemy obrony powietrznej są najważniejszym celem działań ukraińskich służb. W ostatnim tygodniu udało się zniszczyć aż pięć takich systemów, w tym S-300, S-400 i Pancyr. W sumie wyprodukowanie ich może kosztować nawet blisko 2 miliardy dolarów. Jako że takie urządzenia są niezwykle skomplikowane w budowie, a nałożone na Rosję sankcje utrudniają produkcję, budowa jednej sztuki może zająć wiele miesięcy. Rosyjska armia nie jest w stanie na bieżąco uzupełniać strat.

To ogromny problem, ponieważ nawet najpotężniejsze czołgi czy pociski nie zapewnią przewagi Rosji w wojnie w Ukrainie, jeśli nie będzie systemów obrony powietrznej, które zapewniają bezpieczeństwo strategicznym obiektom, takim jak: składy amunicji i paliw, koszary, fabryki rakiet czy lotniska. Ukraina ma już do dyspozycji pociski dalekiego zasięgu SCALP i Storm Shadow, a niebawem dojdą do nich niemieckie Taurus i myśliwce F-16. Wówczas rosyjskie obiekty będą atakowane niemal codziennie. Bez systemów obrony powietrznej Rosja znajdzie się w potrzasku. Analitycy uważają, że przyszły rok może być sądny dla Kremla i całej Rosji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: S-300 | S-400
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy