U-31. Niemiecki okręt podwodny z wizytą w Polsce
W weekend Gdynię odwiedził niemiecki zespół okrętów: fregata rakietowa „Hessen”, okręt badawczy „Planet”, będące w rejsie operacyjnym i okręt podwodny U-31 oraz okręt baza „Fehrman”, odbywające rejs szkolny. Mieliśmy okazję zwiedzić U-31.
Obraz życia na okręcie podwodnym ustalił film "Das Boot". Nowe światło rzuciły "Polowanie na Czerwony Październik" i "Karmazynowy przypływ". Te pokazują jednak wielkie, ponad stumetrowe, oceaniczne okręty o napędzie atomowym - przestronne, zapewniające załodze dość komfortowe warunki "mieszkaniowe". W porównaniu do nich niewielkie okręty, jakie służą na Bałtyku, Morzu Północnym, czy Śródziemnym, wyglądają jak młodszy brat.
Stąd na pokładzie nie ma zbyt wiele miejsca. Okręt typu 212A mierzy 56 metrów długości i jest szeroki na 7 metrów. Większość miejsca zajmują systemy napędowe: silnik elektryczny "Permasyn" o mocy 3875 KM i 9 ogniw paliwowych PEM, a także generator Diesla MTU i cała masa systemów pomocniczych. Napęd stanowi największą zaletę tych okrętów. Tzw. AIP, czyli napęd niezależny od powietrza pozwala okrętowi poruszać się niezwykle cicho.
Napęd
Ogniwa paliwowe zamieniają energię bezpośrednio energię chemiczną paliwa na energię elektryczną, bez wydzielania zbyt dużej energii cieplnej. Paliwem jest ciekły tlen i wodór. Efektem ubocznym jest woda o temperaturze około 80 st. C, którą marynarze mogą wykorzystać w dwóch łazienkach. Paliwa starcza na prawie trzy tygodnie podwodnego pływania.
Prócz cichego działania, zaletą napędu z wykorzystaniem ogniw paliwowych jest brak konieczności usuwania spalin i niewielkie rozmiary, w porównaniu z napędem Stirlinga, czy MESMA. Wadą i powodem, dla którego wiele stoczni zrezygnowało z prac nad tego typu napędem jest niebezpieczeństwo przechowywania wodoru na pokładzie okrętu. Niemiecka stocznia w Kilonii rozwiązała ten problem, przechowując wodór w specjalnych kontenerach zabudowanych pomiędzy kadłubem sztywnym a lekkim.
Pierwszym okrętem, na którym zabudowano tego typu napęd, był eksperymentalny U-1, typu 205. Po testach zdemontowano 16 alkalicznych ogniw paliwowych, ale wyniki testów były na tyle dobre, że Marine zrezygnowała z budowy kolejnych jednostek diesel-elektrycznych, a skupili się na typie 212, którego przedstawicielem jest U-31.
Centrala
Kolejnym wielkim pomieszczeniem jest centrala - serce okrętu podwodnego, gdzie znajdują się stanowiska operatorów sonaru, mechaników pokładowych, sterników, nawigatora, dowódcy i operatorów systemów uzbrojenia. Te ustawione są wzdłuż burt i grodzi oddzielającej centralę od przedziału napędowego. Na środku króluje studnia peryskopu, który nie tylko posiada klasyczny kanał optyczny, ale także głowicę optoelektroniczną. W przyszłości prawdopodobnie na peryskopach pozostaną jedynie głowice, do czego marynarzom ciężko się przyzwyczaić.
- My, starsze pokolenie przywykliśmy do widoku w okularze - mówi dowodzący zespołem okrętów kmdr por. Manfred Grabienski. - Łatwiej zbudować sobie sytuację taktyczną widząc na własne oczy powierzchnię morza. Później i tak możemy przeanalizować na monitorach nagrany obraz.
- Młodsze pokolenie tego problemu nie ma. Wychowani na smartfonach i tabletach przed monitorem czują się równie komfortowo, co przy peryskopie - dodaje Grabienski ze śmiechem.
Załoga
Schodząc po dziobowej zejściówce, trafiamy do wąskiego korytarza, wzdłuż którego umieszczone są kajuty załogi, kambuz i mesy - oficerska, w której na ścisk może zmieścić się osiem osób, oraz załogi. W obu pomieszczeniach można się poczuć, jak bohaterowie "Das Boot" - nad stołami wiszą siatki z bananami, jabłkami i melonami. Za kolejną grodzią widać przedział torpedowy z tubami wyrzutni torped. Jest ich sześć. W zależności od konfiguracji można z nich wystrzeliwać torpedy, kierowane pociski rakietowe, czy stawiać miny.
Załoga liczy około 30 marynarzy. Zwykle 28. Swoje koje mają jedynie oficerowie i podoficerowie. Dla pozostałej załogi poskąpiono miejsca - łóżek wystarcza dla trzech czwartych marynarzy. Stąd marynarze, którzy schodzą z wachty zajmują miejsca tych, którzy właśnie ją zaczynają. Zwykłe wachty, w zależności od wykonywanych zadań trwają cztery lub sześć godzin. Podczas alarmu bojowego marynarze zmieniają się co godzinę. Jednak nie to stanowi problem. Problemem na okręcie podwodnym jest nuda.
- Kilka razy byłem na trzytygodniowym rejsie - mówi jeden z oficerów. - W pierwszym tygodniu czytaliśmy książki. W drugim oglądaliśmy filmy. W trzecim rozrywek zabrakło.
Rejs egzaminacyjny
Niemieckie okręty weszły do Gdyni w drodze ze Szwecji, gdzie również weszły z wizytą. U-31 wraz z okrętem pomocniczym są w trakcie rejsu egzaminacyjnego, podczas którego egzaminy końcowe zdają młodzi podporucznicy, chcący być oficerami wachtowymi na okrętach podwodnych. Stąd na pokładzie okrętu obecność kmdr por. Manfreda Grabienskiego, komendanta Centrum Szkolenia Okrętów Podwodnych w Eckernförde.
Obecnie niemiecka Marynarka Wojenne posiada sześć okrętów podwodnych, z tego trzy znajdują się w aktywnej służbie. Pozostałe są albo w trakcie przeglądów, albo remontów okresowych.
- Normą jest, że jeśli ma się sześć okrętów, to zwykle trzy są w morzu, a pozostałe pozostają w rezerwie - mówi kmdr por. Grabienski. - Możemy je przywrócić do gotowości bojowej w każdej chwili. Nie stanowi to żadnego problemu. Problemem są wyszkolone załogi, stąd staramy się być konkurencyjni na rynku pracy. Jednak służba na okręcie podwodnym, bez żadnego kontaktu z bliskimi, bez telefonu komórkowego, bez mediów społecznościowych, nie jest dla wszystkich.
- Na tak małej przestrzeni trzeba nauczyć się współpracować i żyć w miarę bez konfliktów i niepotrzebnego stresu - dodaje kmdr ppor. Lenthe, dowódca U-31. - Na to też zwracamy uwagę podczas rejsu egzaminacyjnego. To jest trudna służba, nic nie pozostawiamy przypadkowi.
Szkolenie jest tym trudniejsze, że okręty na Bałtyku operują zwykle na płyciznach.
- Bałtyk jest bardzo dobrym morzem dla okrętu podwodnego - mówi Grabienski. - Łatwo go ukryć. My operujemy zwykle na płytkich wodach. Tam, gdzie dla innych jest zbyt płytko, dla nas są najlepsze warunki - dodaje.
U-boot dla Polski?
W ramach programu "Orka" Polska ma zamiar kupić trzy okręty podwodne. Dotychczas pojawiło się kilka koncepcji zakupu okrętu. Brane są pod uwagę oferty: szwedzka, niemiecka i francuska.
Na nowe okręty podwodne polska armia będzie musiała wydać od siedmiu do dziewięciu miliardów złotych. W zamian PMW ma otrzymać trzy okręty, które będą zdolne to rażenia celów w promieniu 1000 kilometrów i będą mogły przebywać przez długi czas w ukryciu. Dlatego PMW oczekuje, że okręty będą posiadały napęd dieslowo-elektryczny w wersji niezależnej od powietrza atmosferycznego, czyli AIP.
Niemiecki koncern proponuje Polsce okręty typu 212CD, które są powiększonym rozwinięciem typu 212A, który pływa pod banderą Niemiec i Włoch. Okręty typu 212A zostały pierwszymi jednostkami, jakie znalazły się w produkcji seryjnej i używającymi ogniwa paliwowe niezależnie od dopływu powietrza atmosferycznego. Jest to największa przewaga niemieckich okrętów nad proponowanymi przez Szwecję i Francję.
Ciekawą propozycję przedstawia Saab, który obecnie pracuje nad okrętem typu A26. Typ ten jest projektowany przez Szwedów specjalnie z myślą o specyficznych warunkach hydrograficznych Bałtyku. Jednak ma być również zdolny do operowania na znacznie większych akwenach. Saab proponuje, aby jednostki powstały przy udziale polskich stoczni. Te miałyby również kooperować podczas budowy jednostek dla szwedzkiej marynarki i innych klientów zagranicznych.
Zgodnie z programem, pierwszy nowy okręt podwodny ma trafić do służby nie później niż w 2020 roku, a trzeci, ostatni, w 2030 roku. Pytanie jedynie, czy polscy podwodnicy do tego czasu jeszcze będą mieli na czym pływać? Na razie ministerstwo nie może podjąć w tej kwestii żadnej decyzji, choć już kilka razy zapowiadano, że decyzja zapadnie lada dzień.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***