Zniszczenie rosyjskiego A-50 było banalnie proste? Pokazali nagranie!

Czy to możliwe, żeby nikt i nic nie pilnowało jednego z najcenniejszych samolotów rosyjskiego lotnictwa? Tak wynika z nagrania udostępnionego przez białoruską opozycję, której udało się nie tylko dolecieć dronem w okolicę A-50, ale i na nim wylądować - nikt nie zareagował!

Czy to możliwe, żeby nikt i nic nie pilnowało jednego z najcenniejszych samolotów rosyjskiego lotnictwa? Tak wynika z nagrania udostępnionego przez białoruską opozycję, której udało się nie tylko dolecieć dronem w okolicę A-50, ale i na nim wylądować - nikt nie zareagował!
Na tym lotnisku nie ma żywej duszy. Na rosyjskim A50 można wylądować dronem i nikt nie reaguje /BYPOL /YouTube

W ostatnią niedzielę białoruskie media opozycyjne poinformowały o dwóch wybuchach na lotnisku w Maczuliszczy oddalonym o 12 kilometrów od Mińska. Miały być one wynikiem dronowego ataku białoruskich partyzantów, w ramach którego eksplodować miał rosyjski Berijew A-50. To samolot wczesnego ostrzegania i kontroli (AWACS), który daje Rosjanom ogromną przewagę w konflikcie, bo pozwala prowadzić głębokie rozpoznanie terenu oraz koordynować działania armii i ataki rakietowe. 

Berijew A-50. Nikt nie pilnuje "skarbu" rosyjskiego lotnictwa?

Mówiąc krótko, strata tej maszyny to ogromny cios w rosyjskie działania na froncie (szczególnie że Kreml dysponować ma tylko kilkoma egzemplarzami) i choć do dziś nie ma oficjalnego potwierdzenia ataku ze strony władz białoruskich, rosyjskich czy ukraińskich, to piszą o nim nawet prorosyjskie media. Co więcej, na uszkodzenie A-50 wskazuje także nowy raport brytyjskiego wywiadu, zastrzegając jednak, że przyczyna i skala uszkodzeń nie zostały oficjalnie potwierdzone. 

Reklama

Jak zaś informuje dziś BYPOL, czyli białoruska organizacja partyzancka utworzona przez byłych pracowników organów ścigania w celu przeciwdziałania białoruskim władzom, jak na tak cenny samolot, A-50 był zaskakująco słabo chroniony - na dowód publikuje film, na którym można zobaczyć, jak operator nie tylko podlatuje dronem w pobliższe maszyny, ale i na niej ląduje, a następnie spokojnie odlatuje.

Co prawda nie wiadomo, kiedy film został nakręcony, ale wydaje się, że niezależnie od okoliczności samolot powinien być w jakiś sposób pilnowany, tymczasem w okolicy nie widać żywego ducha. Białorusini przekonują, że powstał podczas dwutygodniowej obserwacji lotniska i celu przyszłego ataku, w czasie której nikt i nic nie reagowało na podejrzaną aktywność dronów.

Wokół nie widać żadnej ochrony, nikt nie próbuje przejąć maszyny czy w jakikolwiek sposób zaalarmować, że dzieje się coś podejrzanego - lotnisko wygląda na wymarłe, chociaż wideo pokazuje co najmniej kilka zaparkowanych samolotów. Trudno wyobrazić sobie lepsze okoliczności do przeprowadzenia ataku, nic więce dziwnego, że białoruska opozycja się na niego zdecydowała.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 2S4 Tulipan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy