Wielka nadzieja onkologii - terapia CAR-T jest skuteczna

​Wielki sukces onkologii! Dwie pierwsze osoby, u których zastosowano terapię z wykorzystaniem komórek CAR-T, po 12 latach nadal są w fazie remisji. To potwierdza, że ta innowacyjna metoda leczenia nowotworów jest skuteczna.

W "Nature" opisano historię dwóch pierwszych pacjentów, u których w 2010 r. zastosowano terapię komórkową CAR-T. Jednym z nich był Doug Olson, przez długi czas walczący z przewlekłą białaczką limfocytową (CLL). Kiedy jego lekarze - w tym Carl June i David Porter z University of Pennsylvania - pisali protokół badania klinicznego, w którym brał udział Olson, mieli nadzieję, że genetycznie zmodyfikowane komórki będą mogły przetrwać w jego organizmie przez miesiąc. Przetrwały ponad dekadę i patrolują krew Olsona do dziś, a on sam pozostaje w fazie remisji. 

Reklama

- Możemy teraz stwierdzić z całą pewnością, że komórki CAR-T mogą rzeczywiście leczyć pacjentów z białaczką - powiedział prof. Carl June.

Niszczyciele guzów

Terapia CAR-T polega na pobraniu od osoby dorosłej komórek odpornościowych zwanych limfocytami T i ich genetyczna modyfikacja w taki sposób, aby produkowały białka zwane chimerycznymi receptorami antygenowymi (CAR), które rozpoznają tkankę nowotworową. Tak zmienione limfocyty T są ponownie wprowadzane do organizmu osoby cierpiącej na nowotwór, w nadziei, że będą w stanie namierzać i niszczyć guzy.

Doug Olson był pierwszą osobą w USA, u której zastosowano terapię CAR-T. Od tego czasu zatwierdzono pięć terapii komórkowych CAR-T do leczenia białaczek, chłoniaków i szpiczaków. Dziesiątki tysięcy ludzi poddano terapii komórkami CAR-T, także w Polsce.

Metoda CAR-T jest droga, ryzykowna i skomplikowana technicznie - nie można jej zastosować w przypadku każdego pacjenta z nowotworem. Pozostaje ostatnią deską ratunku, stosowaną, gdy wszystkie inne terapie zawiodły. Niestety, metoda CAR-T nie u wszystkich jest równie skuteczna, co u Olsona. Początkowo tylko 25-35 proc. biorców komórek CAR-T z przewlekłą białaczką limfocytową doświadczało całkowitej remisji, teraz odsetek jest większy, ale wciąż niewystarczający. Naukowcy starają się dowiedzieć, co stoi za sukcesem CAR-T u jednych, a porażką u innych osób. 

Zespół Davida Portera ponad dekadę analizował komórki CAR-T u Olsona i jednej (anonimowej) osoby leczonej w 2010 r. Uczeni stwierdzili, że populacja CAR-T we krwi utrzymała się przez dekadę, ale od czasu pierwotnej terapii zmieniła. Wkrótce po wstrzyknięciu pierwszej populacji komórek, pojawiła się wyróżniająca grupa limfocytów T zwanych limfocytami T CD8+. Są to tzw. limfocyty T cytotoksyczne, które mogą identyfikować i niszczyć komórki z nietypowymi białkami, np. zainfekowane wirusami lub nowotworowe. Z biegiem lat zaczęła dominować inna grupa komórek - limfocyty T CD4+, które mogą przyjmować różne funkcje w układzie odpornościowym, np. ukierunkowanych na zwalczanie komórek białaczki.

Ani u Olsona, ani u drugiego pacjenta, nie ma żadnych oznak białaczki. Nie wiadomo jednak, czy CAR-T zabiły wszystkie komórki nowotworowe zaraz po ich wykryciu, czy też komórki, które nadal patrolują organizm natychmiastowo niszczą każdego intruza, zanim te staną się wykrywalne.

Póki co, nie wiadomo, jak skuteczna jest terapia CAR-T w leczeniu innych nowotworów. Trwają starania, aby wykorzystać CAR-T w leczeniu guzów litych, jak nowotwory prostaty czy glejaki mózgu. Niedawno pojawiła się praca, w której opisano sukces CAR-T w niszczeniu tkanki bliznowatej w sercu, co w przyszłości może być skuteczne w leczeniu zwłóknienia mięśnia sercowego.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: immunoterapia | Nowotwór | Onkologia | białaczka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy