Jak się żyje w Naddniestrzu? Kraj, który nie istnieje
Zerkając na mapę Mołdawii widzimy jej granice z Rumunią i Ukrainą. Okazuje się jednak, że czegoś tam nie ujęto - chodzi o wąski, a długi na około 200 kilometrów pas ziemi zajmowany przez Naddniestrze, czyli nieuznawane państwo, posiadające własne władze, symbole, a nawet trzymający kraj w garści konglomerat Sheriff. Jak wygląda życie w państwie, które nie istnieje? Jest zaskakująco... spokojnie.
Spis treści:
Kiedy kraj może istnieć?
Raczej nikt z nas nie tworzył nigdy swojego własnego państwa. Żyjemy w jednym z tych już istniejących i akceptujemy ten fakt bez głębszego zastanowienia, co sprawia, że dany kraj może istnieć. Jakie są obowiązujące warunki czy zasady? A może istnieje jakiś odgórny regulamin, którego punkty należy odpowiednio wypełnić? Poniekąd tak - oficjalnie przyjęto uznawać państwo za odrębną jednostkę z suwerenną władzą nad danym terytorium (zwierzchnictwo) i narodem - zbiorowiskiem ludzi połączonych wspólnymi mianownikami, jak przynależność do danego państwa, język, kultura i historia.
Słowem, państwo to miejsce, w którym dana władza ma monopol na rządzenie, są tam ludzie, granice i tak dalej. To jednak nie wszystko, bo jest jeszcze jeden ważny warunek pozostający do spełnienia. Tak się składa, że dziś wybieramy się na wycieczkę do Naddniestrza, które terytorium ma, podobnie jak i władzę, a nawet powszechnie akceptowaną przez obywateli odrębność od Mołdawii - jednak na mapie na próżno szukać tego miejsca. Chodzi oczywiście o uznanie międzynarodowe, którego Naddniestrzu zwyczajnie brakuje. Jedynymi krajami uznającymi niepodległość tego miejsca, są... Abchazja i Osetia Południowa, czyli miejsca w podobnej sytuacji, bez jakiegokolwiek powszechnego uznania.
Naddniestrze nie istnieje jako kraj uznawany, ale w rzeczywistości jest. Ma swoje granice, władze, obywateli. Jak się tam żyje? Pora to sprawdzić.
Granica Naddniestrza, czyli państwo w państwie
Stolicę Naddniestrza, miasto Tyraspol, od Kiszyniowa w Mołdawii dzieli niespełna 80 kilometrów, a pokonanie jej autem zajmie nieco ponad godzinę - dłużej jedną z popularnym marszrutek, które ze stolicy Mołdawii do największego miasta Naddniestrza kursują dość często. Sama granica jest dość typowa. O ile strona naddniestrzańska podchodzi do niej poważnie (wszak uznaje się za niepodległe państwo), to Mołdawianie korzystają jedynie z policji, nie zaś straży granicznej. I nie ma w tym nic dziwnego - postawienie przez nich punktów kontroli granicznej stanowiłoby niejako potwierdzenie uznania suwerenności niesfornej republiki.
Kontrola przeprowadzana przez naddniestrzańskich pograniczników nie różni się od tej w innych miejscach świata. Trzeba pokazać paszport, a w zamian otrzymamy specjalną kartę wjazdu z naszymi danymi. Na całe szczęście obywa się bez pieczątek - te pochodzące z Naddniestrza mogłyby nam narobić sporo kłopotów w innych miejscach, które republiki nie uznają. Czyli wszędzie.
Pojawiają się jednak pytania - po co tam wjeżdżamy? Jaki wykonujemy zawód i czy mamy zamiar podejmować się na miejscu działań niekoniecznie pożądanych? Turyści wjeżdżają bez problemu, o ile nie budzą zbytnich podejrzeń, czy nie próbują wwieźć ze sobą profesjonalnego sprzętu fotograficznego. Moje wątpliwości budziło obywatelstwo - byłem ciekaw, jak na granicy zareagują na polski paszport biorąc pod uwagę fakt, że w Naddniestrzu da się natknąć na rosyjskich żołnierzy. To jednak nie stanowiło problemu.
Do Tyraspolu został jeszcze kawałek, dlatego skorzystajmy z chwili i przybliżmy sobie wyjątkową historię tego miejsca.
Skansen Związku Radzieckiego
Przyjęło się mówić, że Naddniestrzańska Republika Mołdawska (PMR - Pridniestrowskaja Mołdawskaja Riespublika) to istny skansen ZSRR, który wciąż straszy pomnikami Lenina i pozwala niejako cofnąć się w czasie. Opinie te nie są bezpodstawne, bo to właśnie sentyment do Sowietów sprawił, że miejscowe władze i ludność nie chciały wspólnie z rządem w Kiszyniowie tworzyć nowego niepodległego kraju. Za początek Naddniestrza w obecnej formie należy uznać jednostronne oderwanie się kraju od Mołdawii, co miało miejsce 2 września 1990 roku. Wówczas chciano pozostać w ZSRR, jednak jeszcze w tym samym roku proklamowano niepodległość państwa, które nie zyskało uznania na arenie międzynarodowej. Swoje poparcie ogłosiły jedynie Abchazja i Osetia Południowa, zatem umówmy się, nie stanowi zbyt potężnego kapitału politycznego.
Początek lat 90. w wykonaniu "nowego" państwa nie był zbyt spokojny. To właśnie wtedy miała miejsce wojna z Mołdawią, która nie doprowadziła do odzyskania przez nią żadnych ziem. Bezcenną pomocą okazała się ta płynąca z Rosji, która chciała zorganizować sobie w Naddniestrzu swoisty przyczółek dla wojsk. W kampanii kluczową rolę odegrał generał Aleksandr Iwanowicz Lebied´ - dla Naddniestrzan bohater, który zasłynął dość mocną groźbą wymierzoną w Mołdawię i Rumunię:
Albo kończycie, albo jeszcze dzisiaj zjem obiad w Kiszyniowie, a kolację w Bukareszcie
Było jasne, że dalsze walki nie mają sensu, bo w innym przypadku Rosja przetoczy się przez przynajmniej dwa niepodległe kraje, a ani Mołdawianom, ani tym bardziej Rumunom jakoś specjalnie na tym nie zależało. Słowa z 1992 r. symbolicznie uznaje się za koniec wojny i tym samym ukształtowanie Naddniestrza w takiej formie, w jakiej istnieje do dziś.
A o jakiej formie mowa? Terytorium Naddniestrza to nieco ponad 41 tysięcy kilometrów kwadratowych de iure należących do Mołdawii, de facto będących poza kontrolą władz z Kiszyniowa. Na wąskim, lecz długim na ok. 200 kilometrów terenie władzę sprawuje rząd republiki z prezydentem - ich siedziba to Tyraspol liczący ponad 120 tysięcy mieszkańców i na terenie Mołdawii ustępujący pod tym względem tylko Kiszyniowowi. Ludność w głównej mierze składa się z Rosjan, Mołdawian i Ukraińców, choć nie brakuje tam również i Bułgarów, Gruzinów, Gaugazów czy innych nacji. Łącznie obywateli jest nieco ponad 370 tysięcy. Głównym językiem pozostaje rosyjski - cyrylica jest obecna wszędzie, choć i po mołdawsku da się dogadać.
A skoro o Tyraspolu była mowa, to właśnie dotarliśmy do jego centrum.
Sowieci witają
Jednym z charakterystycznych punktów na mapie miasta jest Dom Sowietów. To miejsce spotkań i punkt orientacyjny, który dziś stanowi siedzibę władz miasta. Budynek idealnie oddaje to, czym jest Naddniestrze - listem miłosnym do czasów minionych i ideologii, która swego czasu próbowała objąć cały świat. Choć ostatecznie się to nie udało, Tyraspol i wszechobecna symbolika, są niczym znicz na pomniku bliskiej osoby i świadczą o pamięci. Sowieci czy Związek Radziecki to tu nie tylko karta historii, czy pewien etap - mniej lub bardziej zapomniany. To po prostu żywa tęsknota. Przed budynkiem w dal spogląda popiersie Lenina. Nie jedyne, jakie w mieście ujrzymy:
Kasa, pieniądze i diengi
Wjeżdżając do Naddniestrza zapomnijcie, że w portfelu macie karty bankowe, a wasz telefon obsługuje NFC. Visa czy MasterCard tu nie zadziałają, bo w tym miejscu korzysta się z lokalnego systemu płatniczego. Jest on zamknięty i nie pozwala na obsługę "zwykłych" kart płatniczych. To samo tyczy się telefonii komórkowej. Nawet karta SIM z Mołdawii na niewiele się zda po przekroczeniu granicy, a kupno tej lokalnej jest niemożliwe - przynajmniej, gdy jesteśmy turystami. Zamiast GSM funkcjonuje CDMA, a nasza "rejestracja" do niej odbywa się przy zakupie telefonu.
Pieniądze da się jednak załatwić, wystarczy pójść do banku. Tam dokonamy zmiany waluty na lokalnego rubla - nie mylić z rosyjskim, bo Naddniestrze posiada osobną walutę. W banku przyjmą pieniądze różnego pochodzenia. Mile widziane są dolary, euro czy mołdawskie leje, ale dało się też wymienić leje rumuńskie, ukraińskie hrywny, a nawet złotówki - choć z absurdalnie wysokim kosztem przewalutowania.
Prawdziwą gratką dla kolekcjonerów będą z pewnością plastikowe monety z Naddniestrza, które da się kupić w specjalnych folderach. Każdy zawiera 4 plastikowe monety - 1, 3, 5 i 10 rubli naddniestrzańskich. Wycofano je z produkcji, choć nadal można nimi płacić. I wiąże się z nimi szalenie ciekawa historia, w której nie brak wątku polskiego.
W 2004 roku polska mennica wybiła 8 milionów naddniestrzańskich rubli. Stało się to obiektem skandalu międzynarodowego, a swoje oburzenie wyraziły Mołdawia i Ukraina. Interweniował nawet polski minister spraw zagranicznych prosząc mennicę o zaprzestanie bicia monet. Mennica z kolei tłumaczyła to przedsięwzięciem komercyjnym, do którego ma prawo. Poza tym monety nie były w ich rozumieniu pieniędzmi, lecz żetonami. Ostatecznie jednak zakończono współpracę.
Dziś naddniestrzańskie ruble w plastikowej formie nadal są akceptowane, lecz nie produkowane. Władze zrobiły z tego "państwowy" suwenir - pakiet żetonów można kupić w banku za kilka euro. Albo dolarów, mołdawskich lejów czy jakąkolwiek inną "prawdziwą" walutę.
Żywy pomnik czasów minionych
Spacer ulicami Tyraspolu nie jest dziś jednak tym, czego wielu turystów spodziewało się przed laty. Istniało bowiem przekonanie, że przekroczenie granicy Naddniestrza to podróż w czasie do ZSRR. W rzeczywistości mamy do czynienia z nieco rozwodnioną ideą sowieckiego państwa - nadal czuć powiew i zapach, ale wspomnienia mieszają się tu z rzeczywistością. O przeszłości przypominają nam niektóre budynki czy monumenty. Do jednego z najbardziej znanych z pewnością należy czołg. Ten znajdziemy w kompleksie Pomnika Chwały Wojennej w Tyraspolu. To plac, na którym upamiętniono wielu poległych z lat 20. ubiegłego wieku, II Wojny Światowej, katastrofy w Czarnobylu czy wreszcie wojny z Mołdawią z lat 90.
Jednym z charakterystycznych elementów placu jest radziecki czołg T-34. Ten służył ponad II Wojny Światowej, a jeździł nim m.in. Borys Siergiejew wraz z pułkownikiem Armii Czerwonej Wasilijem Antonowiczem Siergiejewem. Czołg przebył długą drogę, bo był m.in. na Węgrzech, wreszcie spoczął w Tyraspolu.
Naddniestrze nie ukrywa swojego przywiązania do ZSRR, czego dowodem są liczne pomniki Lenina - ale i do Rosji. Dość powiedzieć, że rosyjskie symbole takie jak flaga zostały zrównane z tymi naddniestrzańskimi. Dziś widok rosyjskiej flagi w Tyraspolu i innych miastach regionu nie dziwi. Co jednak ciekawe, wśród państw uznających niepodległość republiki nie znajdziemy Rosji. Federacja korzysta jednak z tej sympatii, mając swój europejski przyczółek, który chętnie gości rosyjskich żołnierzy i sprzęt. A przy okazji stanowi spory problem dla mającej europejskie ambicje Mołdawii.
Symbole przypominające o Związku Radzieckim czy innych odległych okresach znajdziemy tam na każdym kroku. Główny plac miasta to nie tylko flagi, ale też godła czy pomniki.
W centralnym punkcie placu znajdziemy pomnik Aleksandra Suworowa - rosyjskiego dowódcy i wojskowego z XVIII wieku. Dla nich bohater, dla nas... Cóż, z polskiej perspektywy to jedna z bardziej odrażających postaci, która miała okazję pojawić się na naszej ziemi. W swojej biografii zapisał rozdziały dotyczące 3. rozbioru Polski czy rzezi warszawskiej Pragi.
Życie jest ciężkie dla obydwu stron
Chociaż Naddniestrze nie chce należeć do Mołdawii, to wcale nie oznacza, że samemu radzą sobie jakoś specjalnie dobrze. Podobnie jak Kiszyniów, tak Tyraspol czy Bendery i inne miasta republiki nie obfitują w ogrom możliwości dla obywateli. Wielu z nich, zwłaszcza młodych, stara się wyjechać - do Rosji, Rumunii czy nawet Polski. Paradoksalnie, to właśnie Naddniestrzanie mają nieco łatwiej od Mołdawian - wszystko przez paszporty. O ile te z Naddniestrza są bezużyteczne, to przysługuje im prawo do paszportu mołdawskiego, a nawet rosyjskiego, ukraińskiego czy rumuńskiego. Ten ostatni może zostać wydany w przypadku posiadania jakichś korzeni w Rumunii, co akurat nie jest specjalnie rzadkie.
Młodzi ludzie korzystają z tych opcji, nie widząc specjalnych perspektyw w Naddniestrzu. Z drugiej strony, republika jest ważna dla Mołdawii - to na jej terenie znajdował się bardziej rozwinięty przemysł (np. produkcji stali), funkcjonuje też elektrownia wodna. Sama Mołdawia jest krajem bardziej rolniczym, dlatego tereny Naddniestrza są dla nich niezwykle cenne.
A jak życie w "kraju" oceniają sami mieszkańcy? Nie jest dobrze. Wśród opinii na temat Naddniestrza można usłyszeć głosy mówiące o "mafii" (do tego wrócimy), czy kompletnym braku perspektyw. Starsi szansy upatrują w Rosji i czymś w rodzaju ponownego zjednoczenia w ramach ZSRR. Młodsi mają z kolei dość, że ich życie naznaczone jest tyloma problemami - słabym rynkiem pracy, biedą czy widmem katastrofy energetycznej wynikającej z braku dostaw gazu z Rosji przez Ukrainę.
Życie jest nudne i nie daje żadnych perspektyw na rozwój. Gospodarka to monopol jednej firmy. To dystopia jak z Orwella. Naddniestrze jest do bani
Podczas wizyty w Naddniestrzu z polskiej perspektywy można doznać pewnego dysonansu. Mam tu na myśli podejście miejscowych do świata i geopolityki oraz ich miejsca w całej układance regionu. Sporo osób faktycznie jest związana z Rosją i darzy ten kraj jakiegoś rodzaju sympatią. Z drugiej strony, ci sami ludzie cenią Ukrainę, z którą nigdy nie mieli problemów, a tranzyt ludzi i towarów był dla nich sposobem na funkcjonowanie. W obliczu trwającej wojny pojawił się problem - kto ma rację i po której stronie stoimy my sami?
Z Ukrainą nigdy nie mieliśmy problemów. Ludzie tu przyjeżdżali, handlowaliśmy i zawsze wszystko było dobrze. Teraz jest ich mniej z powodu wojny, ale często Ukraińcy są w Mołdawii, żeby przejechać do regionów w okolicy Odessy i nie tylko
Warto zaznaczyć, że ani Ukrainiec, ani Polak nie mają problemu z wjazdem do Naddniestrza. Władze starają się zwiększyć turystyczny potencjał, głosząc nawet hasła w stylu "Robimy koniak, nie wojnę". W rzeczy samej, do zaoferowania co nieco mają. Poza wszelkiej maści destylatami możemy tam skosztować świetnego wina czy odwiedzić twierdzę w Benderach, pamiętającą jeszcze czasy tureckie:
Miastem rządzi mafia? Nawet całym krajem
Wspomniałem wcześniej o mafii i pora sprawdzić, o co dokładnie chodzi. A mowa oczywiście o przedsiębiorstwie Sheriff, czyli założonym w 1993 r. biznesie dziś stanowiącym jeden z głównych konglomeratów w Naddniestrzu. Czym się zajmuje? Sheriff to w Naddniestrzu niemal wszystko - stacje benzynowe, hipermarkety, sieci sklepów i inne formy biznesu handlowo-usługowego. Założycielem firmy jest Wiktor Guszan, były oficer KGB o rzekomym pseudonimie... Szeryf. To tajemnicza postać, na temat której mało jest jakichkolwiek potwierdzonych informacji. Guszana podejrzewa się o posiadanie kilku paszportów (m.in. rosyjskiego czy niemieckiego), a to i tak najmniejsze z potencjalnych "zarzutów".
O Sheriffie opinii jest wiele, sporo z nich sprowadza się do określania firmy mianem zorganizowanej mafii, która z Naddniestrza zrobiła sobie własny folwark. Nie jest tajemnicą wpływ Sheriffa na wybieranie władz republiki czy prezydenta. Nie wiadomo, czy i jakie działania były podejmowane przez firmę na nie do końca kontrolowanych granicach. Ale da się usłyszeć plotki o gigantycznych transportach broni czy nawet handlu ludźmi. Słowem, z Sheriffem w Naddniestrzu warto być w dobrych relacjach.
Sheriff to mafia, która rządzi tym krajem. Mają handel i większość władzy.
Co ciekawe, firma zaistniała na arenie międzynarodowej - za sprawą sportu. Chodzi o drużynę piłkarską Sheriff Tiraspol, która jest jedną z najmocniejszych ekip w lidze mołdawskiej, a kilkukrotnie pojawiała się również w rozgrywkach europejskich. Jedną z najważniejszych kart ich historii bez wątpienia jest udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2021/22, gdzie udało im się m.in. pokonać Real Madryt.
W 2015 r. twierdzono, że około jednej trzeciej wszystkich pieniędzy z budżetu Naddniestrza wypłacono firmom będącym własnością Sheriffa
Bezpiecznie, dziwnie i wyjątkowo
Mało jest okazji do odwiedzenia państwa, które nie istnieje. A Naddniestrze jest zaskakująco blisko Polski, toteż dla wielu osób jawi się jako wyprawa marzeń i możliwość zobaczenia czegoś, czego nie ma nigdzie indziej. I w rzeczy samej tak jest, bo od wjazdu do tego miejsca towarzyszy nam dziwne poczucie bycia w miejscu jedynym w swoim rodzaju. Dziwnym urzeczywistnieniu opowieści o ZSRR, może nawet dystopii czy po prostu terenu, który funkcjonuje trochę... nielegalnie.
Czy warto? To pytanie, na które każdy musi znaleźć swoją odpowiedź. Znaków ostrzegawczych jest wiele, choćby symbolika komunizmu czy rosyjskie flagi. Idea stojąca za Naddniestrzem, przywiązanie do Rosji - to rzeczy, które niektórych skutecznie odrzucą i należy do absolutnie akceptować. Z drugiej strony, to kawałek świata, jaki by on nie był. Też żyją w nim ludzie, niekoniecznie zgadzający się z prezentowaną przez władze czy Sheriffa ideą. A gości przyjmują z otwartymi ramionami, dlatego chcąc dowiedzieć się czegoś więcej warto to miejsce zobaczyć na własne oczy. Bo rzeczywiście, jest wyjątkowe jak mało co.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 88 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!