Poszedł na wycieczkę, a znalazł 7,46-karatowy diament

Jedni przywożą z urlopu magnesy na lodówkę, inni figurki czy pocztówki. Są też tacy, którzy do domu zabierają naprawdę wyjątkowe znaleziska. Przykładem jest jeden Francuz, który podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych znalazł 7,46-karatowy diament. Ten w pełni należy do niego, a znalazca obdaruje nim żonę i córkę.

Ciekawa wyprawa po USA

Na początku stycznia niejaki Julien Navas z Paryża wybrał się na wycieczkę do Stanów Zjednoczonych. Głównym celem wyprawy była obserwacja startu rakiety Vulcan Centaur w stanie Floryda. Później mężczyzna miał jeszcze trochę czasu, dlatego postanowił wykorzystać go na dalsze zwiedzanie kraju. A że ma ewidentne zapędy naukowe, to na kolejny cel wyprawy obrał m.in. Nowy Orlean oraz stan Arkansas.

W stanie tym znajduje się park Crater of Diamonds. Park stanowy Arkansas ma powierzchnię ponad 900 akrów, a jego główną atrakcją, poza niewątpliwie ładnymi widokami, są występujące tam diamenty. To swoją drogą jedno z niewielu publicznych miejsc, gdzie faktycznie można się wybrać i znaleźć drogocenny minerał. Z ciekawości, a może i potrzeby zarobku Navas postanowił to sprawdzić.

Reklama

Nietypowa pamiątka z wakacji

Do parku Crater of Diamonds dotarł 11 stycznia i od razu wypożyczył sprzęt niezbędny do przeczesywania ziemi w poszukiwaniu diamentów. Warunki tego dnia nie sprzyjały. W tamtym okresie w okolicy zanotowano spore opady, przez co ziemia zamieniła się w błoto, a teren prowadzonych przez niego wykopalisk raczej pozostawiaj wiele do życzenia. Ostatecznie jednak nie poddawał się, zaczął szukać o 9 rano i spędził tak kilka następnych godzin.

W jego ręce wpadło kilka mniejszych, brązowych kamieni, które mogły skrywać jakieś tajemnice - albo na przykład diamenty. Po zakończeniu poszukiwań zabrał znaleziska i sprzęt do punktu pracowników obiektu, aby sprawdzić, co udało mu się wyszukać. Pracownicy szybko zweryfikowali jego zdobycze - jedna z nich okazała się doprawdy wyjątkową pamiątką z wakacji.

Julien został poinformowany, że znalazł 7,46-karatowy diament wielkości cukierka. Zobaczycie go na poniższym zdjęciu w facebookowym poście. Znalezisko przykuło uwagę pracowników parku i nie tylko - jest bowiem naprawdę spore, wszak mowa o diamencie:

Mężczyzna nie krył radości i przyznał, że park jest zdecydowanie magicznym miejscem, w którym można spełnić swoje marzenia o znalezieniu własnego diamentu. Teraz ma zamiar podzielić go na dwie części i obdarować nimi żonę, oraz córkę.

Diamenty - skąd się tam wzięły?

Wizja parku, do którego można wejść i znaleźć diament brzmi kusząco. Czy faktycznie znalezienie cennego minerału jest tam aż tak proste? Proste na pewno nie jest, ale zdecydowanie możliwe. Znalezisko Juliena jest największym odnotowanym na terenie parku od 2020 roku. Wtedy inny mężczyzna natrafił na diament 9,07-karatowy. Łącznie od początku działalności parku (1972 rok) odnaleziono tam ponad 70 tysięcy diamentów. Całkiem sporo, prawda?

No dobra, ale skądś musiały się tam wziąć. Ich obecność  w parku stanowym w Arkansas nie jest przypadkowa. Wszystko stało się możliwe dzięki potężnej erupcji wulkanu, która miała miejsce około 100 milionów lat temu. W ten sposób wyniesione zostały skały z płaszcza Ziemi, a w miejscu erupcji powstał krater, dlatego i nazwa parku nie jest przypadkowa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: diament | USA | wakacje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy