Dom duchów, zjaw i tajemnic. Zamek Czocha, czyli najstraszniejsze miejsce w Polsce
Za dnia zachwyca baśniowym klimatem i pięknymi zabytkami. W nocy jednak znika w nim sielanka, a pojawia się uczucie ciągłego niepokoju i strachu. Zamek Czocha to miejsce, w którym duchów może być więcej niż ludzi, a paranormalne zdarzenia są na porządku dziennym. Przez to wokół zamku narosło wiele mitów i legend. Ile zjaw mieści się w jego murach, czy naprawdę jest przeklęty i czy naziści prowadzili w nim nieludzkie eksperymenty?
Tajemniczość i przerażająca historia Zamku Czocha sięga średniowiecza, gdzie już wtedy można było określać je jako miejsce niegodziwe. Pierwsze wzmianki pochodzą z 1241 roku, a przez lata miejscem władało wiele książąt i rycerzy, z których niektórzy byli lokalnymi watażkami np. Heinrich von Renkern, który napadał na bezbronnych kupców w regionie.
Od 1484 roku do XVIII wieku obiekt przeżywał rozkwit pod wodzą rodów Nostitz a później Uechtritz. W tym czasie jednak zamek widział wiele intryg i tragedii rodzinnych. W 1793 roku doszło do wielkiego pożaru, który zniszczył znaczną część zamku. Pierwsza odbudowa nie przywróciła jego dawnej świetności.
Zmienić to postanowił Enrst Gütschow, niemiecki bogacz, który kupił obiekt z 1,5 mln marek w 1909. Wraz z architektem Bodo Ebhardtem zbudowali Zamek Czocha, jaki dziś znamy. Na wzór dawnych rycin połączyli średniowieczny pierwowzór z romantycznym majestatem. Jednak także dołożyli kolejnych tajemnic. Ernst kazał bowiem stworzyć pod zamkiem ogromną sieć tuneli, skrytych przejść i pomieszczeń. Do dziś odkryto tylko część zagadkowego kompleksu Czocha.
Możliwe, że właśnie ten podziemny kompleks spodobał się nazistom. Według ogólnej opinii mieli oni stacjonować w Zamku Czocha podczas II wojny światowej. Jest kilka wersji, co mieli tam robić. Najpopularniejsza mówi, że stworzyli w zamku szkołę szyfrów Abwehry. Inna, że prowadzili tam eksperymenty nad nową bronią. Jeszcze inna, że podziemny kompleks wykorzystywali do przetrzymywania i torturowania Polaków, których dusze dziś włóczą się po zamku.
Długa historia Zamku Czocha miała sprawić, że dziś jego mury są zapełnione różnymi zjawami. Według świadków spotkać można tam duchy z wielu epok od średniowiecznych rycerzy po barokowych arystokratów po strudzonych więźniów. Mają należeć do osób, które zostały w zamku zamordowane, zginęły w tragicznych wypadkach, bądź były bardzo zżyte z tym miejscem.
Większość z nich jest niegroźna... większość. Niemniej zawsze czuć ich obecność w murach, co potwierdzają zarówno odwiedzający, jak i pracownicy. Zjaw, które nawiedzają Zamek Czocha jest tak dużo, że w praktyce nie da się ich zliczyć. Samych Białych Dam może być tyle, ile we wszystkich innych zamkach na Dolnym Śląsku. Nie mówiąc już o żywych cieniach, duchach zaklętych w obrazach czy wisielcach. Mimo że jest ich tak wiele, niektóre są znane bardziej od innych. Jedne z legend a inne z tego, że lubią często ujawniać się ludziom.
Najsławniejszymi zjawami Zamku Czocha są dusze kobiet, których śmierć z rąk właścicieli zamku według legend były karą za zdradę, podstęp bądź wyrachowanie.
Pierwszą była Gertruda, siostra rycerza Hartunga von Kluxa, który władał zamkiem w XV wieku. Gdy Hartung był poza krajem, zamek zaatakowali czescy Husyci. Według legendy Gertruda, chcąc się uratować, sprzedała warownie najeźdźcom za kilka złotych monet. Ci pozwolili jej zostać, a sami rabowali zamek z kosztowności... aż w końcu z wojskiem wrócił Hartung. Wszystkich husytów kazał pozabijać, łącznie ze swoją siostrą, której głowę ścięto na dziedzińcu. Ponoć za swój występek nie chciano jej nawet w piekle, toteż dziś w rozpaczy błąka się po zamku, zostawiając gdzieniegdzie złote monety.
Z kolejną Białą Damą wiąże się brutalniejsza historia. Jest nią Ulkryka, która zginęła za zdradę męża, Joachima von Nostitza. Ten nie był często w zamku, zostawiając swoją małżonkę samą... jak mniemał. Pewnego razu jednak wrócił do posiadłości i zastał Urlykę z kilkumiesięcznym dzieckiem. Wiedząc, że nie mógł być ojcem, wpadł w szał. Kazał pochwycić Urlykę i wrzucić ją do studni na dziedzińcu. Tą, która dziś w zamku Czocha nazywa się sławetną "Studnią Niewiernych Żon". Według niektórych relacji czasem ze studni można usłyszeć szloch kobiety.
Jednak historia Urlyki nie kończy się tutaj. Joachim był bowiem tak zły, że zabił także nieswoje dziecko w bardzo brutalny sposób. Niemowlaka bowiem kazał zamurować w kominku Wielkiej Sali! Ponoć to właśnie jego płacz rozchodzący się w murach potrafi wybudzić ze snu gości.
Inną Białą Damy, która straszy w Zamku Czocha jest Anna, zabita przez samego Ernsta Gütschowa. Chciała posiąść jego majątek, toteż zgodziła się na małżeństwo z nim, mając nadzieję, że ten szybko umrze. Ernst jednak widział, że Anna nie pała do niego miłością. Dlatego jednej nocy pozbył się jej... za pomocą ukrytej zapadni w łóżku, którą wysłał ją prosto do lochu. Według podejrzeń jej szczątki znajdują się w jednej z nieodkrytych korytarzy wybudowanych przez Ernsta.
Niektórzy uważają, że historia tragedii, zdrad i tajemniczych zjawisk na Zamku Czocha jest związane z niewyjaśnioną klątwą. Szczególnie miała związać się z postacią jednej z przedstawicielek rodu Uechtritz, Krystyny Elżbiety. Wydawało się bowiem, że wokół Krystyny ginęły wszystkie osoby, które kochała. Jej pierwszy mąż zginął nieoczekiwanie zabity sztyletem. Drugi o imieniu Henryk zachorował na nieuleczalną chorobę. Krystyna przez to sama uwięziła się w lochu. Gdy Henryk zmarł, nie chciała iść na jego pogrzeb, bojąc się, że doprowadzi do kolejnej tragedii.
Mimo tego jednak nie chciała opuścić ukochanego w ostatniej podróży. Przez jedno z okien zamku doglądała kondukt żałobny z ciałem Henryka. To dało jej namiastkę spokoju. Jednak wtedy doszło do tragedii. Cały kondukt spadł bowiem do fosy, gdy zawalił się pod nim drewniany most zwodzony przed zamkiem, grzebiąc wszystkich żałobników.
Według opowieści to miał być dowód, że Zamek Czocha jest przeklęty, a dusze zmarłych zostały zabrane, aby nawiedzać jego mury. Być może każdy, kto zginie w zamku, zostaje uwięziony w murach jako duch.
Jak jednak opowiadane historie o fatum i Białych Damach można jeszcze brać za legendy, to jednak wszyscy, którzy byli w Zamku Czocha mówią to samo - to miejsce ma w sobie zagadkową aurę. Jakby zawsze coś doglądało każdego naszego kroku i subtelnie dawało znać, że czai się za następnym rogiem. Wielu pracowników potwierdza, że to nie tylko nasza wyobraźnia.
Codziennością w zamku jest widok znikąd włączanych telewizorów, zamykanie drzwi znienacka, gdy nikogo nie ma w pobliżu czy głosy szepczące tak głośno, aby można było je usłyszeć, ale jednakowo tak cicho, aby kwestionować ich realność. Są to jednak zwykle niegroźne incydenty. Horror zaczyna się, gdy duchy Zamku Czocha naprawdę zechcą wejść w kontakt z ludźmi, a to też się zdarza.
Wśród pracowników kuchni krążą plotki o starej kuchcie, której przeraźliwy śmiech można usłyszeć podczas przygotowywania posiłków. Jakby doglądała każdy ruch kucharzy, próbując dać im rady. Jak kuchtę można brać jeszcze za pozytywnego ducha, to inaczej odbierany jest duch mrocznego mędrca, który nagle potrafi pojawić się przed kelnerkami.
Jednak najbardziej mrożące krew w żyłach spotkanie ze zjawą przeżyła jedna z recepcjonistek. Na początku jednego z letnich sezonów pracowała na nocną zmianę, przyjmując gości do późnych godzin. Chcąc w pewnym momencie odpocząć, została obudzona przez głośny alarm. Nagle zdała sobie sprawę, że coś odcięło prąd. Chodząc po omacku, wyszła do sali rycerskiej, gdzie ujrzała wisielca. Uciekła w strachu i zawiadomiła ochronę, jednak gdy ta pobiegła do sali, nikogo ani niczego tam znalazła.
Ta historia jest jedną z wielu historii z nawiedzonego Zamku Czocha. Wydaje się, że każdy kto go odwiedzi, wynosi swoją własną opowieść o duchach bądź zjawach. I to jedna z przyczyn, czemu jest on tak popularny. Zamek Czocha to bowiem wspaniałe miejsce do odwiedzenia, gdzie prócz duchów możemy na własne oczy zobaczyć niezwykłą architekturę.
Jeżeli poszukujemy mocnych wrażeń, oferowane są nawet specjalne wycieczki nocne. Nie jest pewne, że akurat podczas wizyty dane będzie nam zobaczyć jakąś zjawę. Na bank jednak będziemy co chwilę odwracać głowę, mając przeczucie, że nie jesteśmy sami nawet w pustym pokoju.