Trąby jerychońskie: Biblijna broń masowego rażenia

Obecnie Jerycho liczy ok. 20 000 mieszkańców. To jedno z najniżej położonych miast na świecie: 270 metrów poniżej poziomu morza /Getty Images
Reklama

Przez wiele stuleci badaczy Biblii nurtowało niezwykłe pytanie: czy rzeczywiście dwanaście wieków przed narodzinami Chrystusa mury starożytnego Jerycha runęły pod wpływem dźwięków dobywających się z trąb oraz krzyków 40 tysięcy Izraelitów?

Czy to możliwe? Dlaczego grube mury starożytnego miasta miałyby upaść wskutek oddziaływania dźwięku wydobywającego się ze zwykłych szofarów, czyli instrumentów wykonanych z baranich rogów? Badacze Pisma Świętego podtrzymywali sceptyczną opinię aż do początku lat 20. XX wieku, kiedy to dowiedziono, jak zgubny wpływ na wszystko, co żywe, mogą mieć dźwięki o określonej sile i częstotliwości. 

Potem sprawą zainteresowali się nazistowscy uczeni, pragnący urzeczywistnić plan stworzenia Wunderwaffe - cudownej broni, która byłaby w stanie momentalnie zniszczyć wrogie wojska i fortyfikacje. Legenda przestała być literacką mrzonką, a emitery soniczne stały się nowym rodzajem broni w arsenałach światowych mocarstw. 

Reklama

A jak wyglądało to 2200 lat temu? 

Kiedy, jak głosi Pismo Święte, naród izraelski prowadzony przez Jozuego doszedł po długiej wędrówce przez pustynię do Jerycha w krainie Kanaan (która w tym momencie stała się Ziemią Obiecaną), rzekł Pan do Jozuego: 

"Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami. Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie".

W konfrontacji z grubymi i wysokimi murami obronnymi okalającymi miasto Izraelici mogli ponieść bolesną klęskę. Jozue znał dokładnie stan fortyfikacji i siły obrońców, gdyż wysłał wcześniej do Jerycha dwóch szpiegów, którzy donieśli mu o przygotowaniach do oblężenia. Stąd też "głos z nieba", dający mu cudowny sposób na zdobycie miasta, potraktował jako zapowiedź zwycięstwa. 

Czy wierzył, że mury rzeczywiście się rozpadną, czy liczył na efekt psychologiczny procesji z trąbami? Tego nie jesteśmy pewni. Wiemy natomiast, że zrobił jota w jotę, jak Bóg przykazał...

Oblężeni mieszkańcy - kilka tysięcy ludzi - z przerażeniem spoglądali na niecodzienny pochód Izraelitów, który trwał 7 dni i zakończył się straszliwym rykiem trąb oraz okrzykiem wojennym wzniesionym przez 40-tysięczną armię. Mury rozpadły się, Izraelici wpadli do miasta i rozpoczęła się rzeź. Zginęli wszyscy jerychończycy oprócz prostytutki Rachab, która udzieliła wcześniej schronienia wywiadowcom Jozuego, oraz jej rodziny. 

Z miasta zrabowano tylko przedmioty z żelaza, brązu i metali szlachetnych, reszta - jako przeklęta - została wydana na pastwę płomieni. Z Jerycha - miasta potępionego przez Boga - nie pozostało nic. Archeologom po dziś dzień nie udało się znaleźć niczego, co można by uznać za świadectwo tych dramatycznych wydarzeń... 

Wiemy, że podczas okrążania murów Jerycha, podobnie jak w innych bitwach, kapłani nieśli na swych ramionach Arkę Przymierza - ozdobną skrzynię z drewna akacjowego, do której sam Mojżesz włożył święte tablice z dziesięciorgiem przykazań, a którą Bóg obdarzył niezwykłą mocą, zapewniającą narodowi wybranemu zwycięstwo nad każdym przeciwnikiem. 

Jak głosi Stary Testament, ci spośród niewtajemniczonych, którzy próbowali dotknąć bądź uchylić wieka Arki, pokrywali się wrzodami i umierali w męczarniach. Dlaczego? 

Łowcy starożytnych sensacji wysnuli przypuszczenie, że skrzynia mogła być minireaktorem atomowym lub generatorem fal elektromagnetycznych. Szczególnie przydatnym pod murami Jerycha!

Urządzenie takie wielokrotnie zwiększałoby natężenie dźwięku wydobywającego się z baranich rogów oraz gardeł wojowników. 

Dzięki temu rozwiązaniu fala dźwiękowa osiągałaby częstotliwość i siłę zdolną burzyć mury forteczne. 

Inni interpretatorzy tego cudu w kategoriach zjawisk fizycznych uważają, że w przypadku trąb jerychońskich mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem rezonansu akustycznego powstałego wskutek nałożenia się dwóch fal o różnych częstościach. 

Wszystko to można by uznać za nieudokumentowane teorie spiskowe, gdyby nie fakt, że... broń dźwiękowa istnieje i jest wykorzystywana przeciw ludziom! 

Do testów tzw. akustycznej armaty doszło już w roku 1944 na jednym z poligonów III Rzeszy. Jak działało to urządzenie? 

Paraboliczne talerze o średnicy 3,2 m połączone były z systemem zapłonowym, do którego podawano tlen i metan. Wybuchową mieszankę gazów podpalano specjalnym przyrządem w równych odstępach czasu, wskutek czego powstawał nieprzerwany piekielny hałas o określonej częstotliwości. 

Podejrzewa się, że urządzenie cyklicznie sprężało i rozprężało narządy wewnętrzne, co sprawiało, że w ciągu kilkudziesięciu sekund zabijało ludzi znajdujących się w polu rażenia. Jak dużym? Tego nie wiemy, gdyż, na szczęście, akustycznej armaty nigdy nie wykorzystano na polu bitwy. O nowej, niezwykłej broni pospiesznie zameldowano Hitlerowi i... na tym trop się urywa. Do czasu. 

Amerykanie po zakończeniu wojny przejęli całe tony dokumentacji technicznej projektów różnego rodzaju broni, których nie udało się doprowadzić do końca. Oraz niemieckich naukowców. Dzięki temu prace były kontynuowane za oceanem, a ich efektem była nie tylko amerykańska bomba atomowa. Fizycy Pentagonu stworzyli m.in. przenośną broń dźwiękową o rozmiarach zbliżonych do kija baseballowego oraz mocy do 140 dB. 

Takie natężenie wywołuje u człowieka duszności i wymioty, a także powoduje zawroty głowy i ataki paniki. To w zupełności wystarczy, by rozpędzić tłum demonstrantów. Następnie opracowano 9-woltowy gadżet mieszczący się w kieszeni policjanta. Jeden z ochotników poddawanych doświadczeniu, więzień, tak opisywał jego działanie: "To urządzenie wywołuje niepohamowaną chęć ucieczki, schowania się gdzieś przed atakami wymiotów, nagłymi zawrotami głowy oraz jej ostrym bólem". 

W wyniku wieloletnich prac prowadzonych przez Departament Obrony USA powstało urządzenie dźwiękowe dalekiego zasięgu -  LRAD. Aparatura ta skupia w bardzo wąskim promieniu dźwięk o natężeniu 155 dB, po czym przesyła go na odległość do 300  m. LRAD został podobno zainstalowany na luksusowym statku wycieczkowym "Seabourn Spirit", którego trasa przebiegała przez wody terytorialne Somalii, gdzie dosłownie roiło się od piratów. 

Piątego listopada 2005 roku uzbrojeni napastnicy zaatakowali. Po ostrzelaniu jednostki z kałasznikowów i karabinów maszynowych, bandyci zmusili załogę "Seabourn Spirit" do zatrzymania maszyny. Nie przypuszczali jednak, co ich czeka. Wystarczyło, że pracownik ochrony przedostał się do maszynowni i uruchomił LRAD, a całą bandę dosłownie zmiotło z pokładu. 

W USA skonstruowano już urządzenia akustyczne o mocy około 185 dB. Ich oddziaływanie prowadzi do rozerwania płuc i, w konsekwencji, śmierci człowieka. Powstają również projekty maszyn generujących 200 dB, których uruchomienie powoduje niemal natychmiastowy zgon.

W Rosji prace nad bronią dźwiękową rozpoczęły się już w latach 20. XX wieku. Ich początek wiąże się z wynalezieniem przez radzieckiego inżyniera Bernarda Każyńskiego tak zwanego "radia mózgowego". Siłę uderzeniową tego urządzenia psychotronicznego stanowiły fale dźwiękowe o niskiej częstotliwości. Częstotliwość w skali 5-7 Hz miała okazać się zabójcza dla człowieka. 

Działalnością Każyńskiego bardzo szybko zainteresowały się sowieckie służby specjalne. Jesienią 1928 roku uczony został wezwany na Łubiankę. Od tej pory efekty jego eksperymentów stały się ściśle tajne, zaś ofiarami testów przeprowadzonych z użyciem skonstruowanego przez niego urządzenia padli więźniowie polityczni. Badania nad bronią dźwiękową prowadzone w tajnych laboratoriach NKWD trwały również w okresie II wojny światowej oraz po jej zakończeniu. 

Na początku lat 50. XX wieku w ZSRR skonstruowano nowe urządzenie pod enigmatyczną nazwą "Radiosen". Do dziś opowiada się w tajemnicy, że podczas testowania aparatury na poligonie pod Nowosybirskiem kompania żołnierzy, wyznaczona do prób terenowych, błyskawicznie zasnęła. Następnie, po przebudzeniu, mężczyźni byli poddawani obserwacji przez cały rok. Nie zauważono u nich żadnych nietypowych skutków przeżytego doświadczenia. 

Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że najstraszniejsze dopiero miało nadejść. Całkowicie zdrowi młodzi mężczyźni zaczęli umierać jeden po drugim. Wszelka dokumentacja dotycząca "Radiosnu" została natychmiast skonfiskowana przez Główny Zarząd Wywiadowczy i objęta klauzulą "ściśle tajne". 

A tymczasem historia zatacza koło i liderem w projektowaniu policyjnej broni dźwiękowej o dalekim zasięgu staje się Izrael. Próbując ujarzmić ludność niespokojnej Palestyny, opracowuje nowe rodzaje broni akustycznej pod kryptonimami "Krzyk" czy "Szofar". 

Nie bez powodu Izraelczycy porównują ostatnie wymienione urządzenie, składające się z 36 podwójnych rur dźwiękowych, do biblijnych trąb jerychońskich. Pod względem swojego oddziaływania na tłum protestujących Palestyńczyków "Szofar" w niewielkim stopniu różni się od instrumentów opisanych w Piśmie Świętym. Tyle tylko, że tym razem celem są ludzie - a nie mury forteczne... 


Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: Biblia | arka przymierza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy