​Zwierzęta słychać tylko w Wigilię? Przy nich nic nie wiemy o dźwięku

W Wigilię zwierzęta mówią wtedy ludzkim głosem - powiada stare porzekadło. Jeśli jednak nadstawić ucha, można zwierzęta usłyszeć przez cały rok. Znacznie lepiej operują dźwiękiem niż my, a od niedawna mamy w tej kwestii prawdziwego i zaskakującego rekordzistę.

Płomykówka wydaje się siedzieć nieruchomo. Ani jej wielkie, sowie szpony, ani przylegające do ciała skrzydła, ani pierzasty tułów nawet nie drgną. Jedyne, co sowa ma ruchome, to głowa. I jest to głowa niezwykła, bo okrągła, z płaską twarzą, która na pierwszy rzut oka przypomina talerz albo tarczę radaru.

Nic dziwnego, zwierzęta wymyśliły radar znacznie wcześniej niż ludzie, już miliony lat temu. Sowy takie jak płomykówka są świetnym przykładem ich zastosowania oraz użycia dźwięków do zdobycia przewagi w przyrodzie.

A zatem płomykówka porusza tylko głową, obracając nią jak anteną prawie o 180 stopni. Nasłuchuje, zbiera dźwięki. Kiedy w okolicy, w poszyciu, trawie czy śniegu pojawi się mysz, nornica czy ryjówka, sowa może jej nie zauważyć, póki ta będzie nieruchoma. Poruszy jednak łapką czy głową - wystarczy. Wtedy ptak rzuca się do ataku. Zlatuje z gałęzi jak zjawa, po cichu, bo udoskonalone ewolucyjne pióra wykształciły niezwykłe wytłumienie wszelkich dźwięków.

Reklama

Można by pomyśleć, że sowy są mistrzyniami w posługiwaniu się dźwiękami. Tak jednak nie jest, są od nich zwierzęta znacznie w tym względnie sprawniejsze. Niektóre wieloryby potrafią użyć ich ze znacznie większą skutecznością. Dźwięki wydawane przez humbaka czy płetwala błękitnego niosą się po oceanie na setki kilometrów. Niegdyś zwierzęta te potrafiły się usłyszeć z około 1000 kilometrów, ale dzisiaj to już niemożliwe. Morza są pełne hałasu, więc wielorybom coraz trudniej się komunikować wśród dźwięków śrub, podwodnych maszyn i kabli przenoszących hałas. Współczesne oceany pozwalają im na śpiew dochodzący najdalej do 200 km, a to znacznie zmienia życie tych ssaków.

Oblicza się, że dźwięki wydawane przez płetwala błękitnego są jednymi z najgłośniejszych na świecie. To ponad 190 decybeli, a zatem mamy do czynienia z poziomem natężenia dźwięku równemu startowi rakiety z przylądka Canaveral. To jednak wcale nie jest rekord.

W świecie zwierząt jest wiele bardzo głośnych istot, ale poziom 200 decybeli osiągają tylko nieliczne, specjalnie do tego przystosowane. Cykady z gatunku Micronecta scholtzi, które tak często można usłyszeć podczas wakacji w Grecji czy Hiszpanii, wydają z siebie dźwięki o sile 99 decybeli. Wycie wilków może dojść do 120 decybeli, a zatem jest równie głośne jak sylwestrowe fajerwerki.

Uchodzące za zwierzęta o szczególnie donośnym głosie amerykańskie małpy zwane wyjcami przebijają wilki - siła ich modulowanego specjalną krtanią głosu dochodzi do 140 decybeli. To harmider, jaki można usłyszeć w Poznaniu czy Łasku podczas startu myśliwca F-16. To spowodowało, że dawne ogrody zoologiczne - nieduże i znajdujące się w centrach miast - raczej unikały trzymania tych małp w swej menażerii.

Wyjce używają tego głosu nie tylko do komunikacji, ale także jako... skutecznej broni. Ich rodziny żyją w tropikalnym lesie amerykańskim od Meksyku po Brazylię, gdzie czai się wielu wrogów - wielkie węże dusiciele, atakujące z powietrza harpie, wreszcie jaguary. Kiedy wielki kot zbliża się do nich, małpy nie uciekają. Przeciwnie, gromadzą się wokół niego i rozpoczynają swój piekielny jazgot o sile 140 decybeli na gardło. To hałas tak potężny, że może doprowadzić do poważnych konsekwencji. Ogłuszony jaguar może zapłacić zdrowiem, więc woli się wycofać- niemal dosłownie poobijany dźwiękiem.

Od nie tak dawna wiemy, że głosu używają zwierzęta, po których byśmy się tego nie spodziewali - chociażby krokodyle. Wcale nie są nieme. Aligatory missisipijskie oraz bardzo rzadkie aligatory chińskie emitują dźwięki wywołujące fale w wodzie, w której żyją. Płyn przenosi je bardzo daleko. Gady używają infradźwięków, które mają zbyt niską częstotliwość, aby człowiek mógł je usłyszeć. 

Wiemy już, że sięgają po nie także słonie, żyrafy, hipopotamy i trudno nawet przewidzieć, jakie jeszcze zwierzęta. To rzeczywiście świat niesłyszalny dla człowieka, nawet w Wigilię. Świat komunikacji, do którego możemy nigdy nie mieć dostępu.

Wieloryby, słoni, hipopotamy - ich obecność gronie zwierząt, które dźwięki i posługiwanie się nimi opanowały najlepiej, mogłaby świadczyć o tym, że im większa istota, tym potężniejsze dźwięki może emitować. Nie jest to prawdą.

Przez lata uważano, że rekordzistów należy szukać wśród żab. Przy czym nie tych, które słyszymy wiosną i latem nad naszymi jeziorami i stawami. Polskie żaby są głośne, ale daleko im do prawdziwych geniuszy głosy wśród płazów. To szczekunki, zwłaszcza portorykańska szczekunka kokwi, której samce wydają dźwięki potężniejsze niż wyjce. Żaby te mogą w grupie wydać z siebie głos potężniejszy niż to, co możemy usłyszeć podczas koncertu rockowego z mocniejszym uderzeniem.

Nieoczekiwanymi rekordzistami wokalu okazują się też ptaki, a wśród nich - kakadu żółtoczuba. Badania nad tymi australijskimi i nowogwinejskimi ptakami wykazują, że gdy zechcą, osiągają 135 decybeli i to bez specjalnie zmodyfikowanej kości gnykowej jak u wyjców.

Jednocześnie kakadu potrafi kopiować inne dźwięki, na przykład całe słowa wypowiadane przez ludzi, chociaż pod tym względem wśród papug skuteczniejsza jest duża, afrykańska papuga zwana żako szarym.

Żadna z tych papug nie może jednak równać się z prawdziwym mistrzem dźwiękowego naśladownictwa, jakim jest australijski ptak lirogon. Dwa gatunki tych spokrewnionych z naszymi wróblami czy szpakami ptaków o przepięknych ogonach - lirogon wspaniały i lirogon skromny - żyją w lasach deszczowych Australii i mogą być sprawcami wielu nieporozumień czy legend z głębi tutejszego buszu. 

Nierzadko zdarzało się, że ktoś podczas wędrówki przez gęstą roślinność australijską słyszał przedziwne dźwięki - a to krzyki, a to czyjąś mowę. To robota lirogona, który kopiuje i powtarza następnie wszystko, co usłyszy niczym magnetofon. Za jego sprawą w australijskim lesie można usłyszeć ni stąd, ni zowąd odgłosy pił mechanicznych, migawką aparatu fotograficznego, wystrzały strzelby, a nawet nieco zniekształcony, ale rozpoznawalny utwór Michaela Jacksona, który ptak dosłyszał z jakiegoś radia.

Nie wszystkie papugi to skrzeczące, naśladujące dźwięki ptaki. Kakapo jest ogromną  papugą żyjącą na Nowej Zelandii. Nie potrafi latać, porusza się po ziemi dostojnym krokiem, wychodząc nocą ze swych nor, w których żyje. Aby odszukać samicę swego gatunku w środku nowozelandzkiej nocy, kakapo używa potężnych, huczących dźwięków. Brzmią jaj dudnienie i stanowiły przez lata jeden z najbardziej niesamowitych odgłosów lasów Nowej Zelandii. Ten dźwięk osiąga aż 135 decybeli.

Zwierząt o głosie o sile 130-140 decybeli znaleźlibyśmy jeszcze kilka, na przykład amerykańskiego nietoperza zwanego rybakiem nocnym. Rybaki za pomocą dźwięków szukają ofiar, gdy emitowana fala dźwiękowa odbija się od przeszkody i trafia do ich uszu. Przy czym u rybaka nocnego nie są nimi ćmy czy chrząszcze, ale ryby. Nietoperz wyrzuca z siebie falę dźwięków, aby sprawdzić, czy na powierzchni wody nie znajdzie się jakaś zmarszczka. Ona może zdradzić niedużą rybę, którą następnie latający ssak wyciąga wielkimi łapami z silnymi pazurami.

Nieliczne gatunki przekraczają 150 decybeli, a pojedyncze osiągają 190 decybeli jak niektóre wieloryby. Rekordzistą pod względem emitowania najpotężniejszego dźwięku jest jednak kto inny.

Najgłośniejsze zwierzę świata - nietypowy rekordzista

To krewetka z rodziny Alpheidae - nieduży skorupiak, nazywany także krewetką pistoletową, której nadzwyczajne umiejętności związane z dźwiękami odkryliśmy dopiero niedawno.

Krewetki te mieszkają na terenie raf koralowych wzdłuż wybrzeży Indo-Pacyfiku. Odkryty całkiem niedawno Synalpheus pinkfloydi to skorupiak należący do tej rodziny. Mieszka u pacyficznych wybrzeży Panamy i Kolumbii. Ma zaledwie 5 cm długości. Nikt nie spodziewałby się, że ten maluch może okazać się światowym czempionem potęgi dźwięku. A jednak!

Skorupiak ma prawe szczypce rozrośnięte ponad miarę. Potrafi je zaciskać i rozwierać w taki sposób, że powstaje dźwięk o potężnej mocy 210 decybeli. Generuje on powstanie bańki powietrznej, która kierowana jest w stronę potencjalnych ofiar krewetki np. niedużych ryb. Implozja bańki ma taką moc, że zabija wszystko w okolicy niczym eksplozja bomby głębinowej.

To dlatego jeden z jej odkrywców, Sammy De Grave nazwał ją na część grupy Pink Floyd. Jeden z największych zespołów muzycznych w dziejach rocka dał nazwę najgłośniejszemu zwierzęciu świata.

Radosław Nawrot 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: radosław nawrot | dźwięk | Wigilia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy