List krążył po świecie 107 lat i w końcu dotarł do celu. Oto jego treść

Royal Mail może nie dołożyła wszelkich starań, by list wysłany w 1916 roku szybko dotarł do adresatki, ale przynajmniej nie przepadł na zawsze w odmętach jednej z sortowni.

Royal Mail może nie dołożyła wszelkich starań, by list wysłany w 1916 roku szybko dotarł do adresatki, ale przynajmniej nie przepadł na zawsze w odmętach jednej z sortowni.
List krążył po świecie 107 lat i w końcu dotarł do celu /Finlay Glen /Twitter

Brytyjskie media rozpisują się o niezwykłej historii pewnego bardzo starego listu, który krążył po świecie przez aż 107 lat, by w końcu dotrzeć do celu. Niestety, nie wpadł w ręce adresatki, ponieważ ta dawno umarła.

Korespondencja została nadana w urządzenie pocztowym w lutym 1916 roku i została zaadresowana na Hamlet Road w południowym Londynie. List został odebrany ze skrzynki przez Finlaya Glena, obecnego mieszkańca domu. — Zauważyliśmy, że na kopercie widnieje rok '16. Pomyśleliśmy więc, że to był rok 2016 — przyznał Glen.

Reklama

Później bardziej wnikliwie obejrzał kopertę i okazało się, że list nie był wysłany w 2016 roku, tylko ponad sto lat wcześniej, a mianowicie w 1916 roku. — Potem zauważyliśmy, że na znaczku widniał raczej król niż królowa, więc poczuliśmy, że to nie mógł być rok 2016 — dodał Glen.

Na kopercie znajduje się bowiem znaczek o nominale 1 pensa z głową króla Jerzego V. List został wysłany w połowie I wojny światowej, czyli ponad dekadę przed narodzinami królowej Elżbiety II. Glen był w szoku, że korespondencja krążyła po świecie przez tak długi czas. A jeszcze większe zdziwienie ogarnęło go z uwagi na fakt, że list ostatecznie dotarł do celu, a nie przepadł w odmętach jednej z sortowni.

Obecny mieszkaniec domu przy Hamlet Road nie ukrywa, że pokusił się o otwarcie listu, by dowiedzieć się więcej o tej dziwnej historii. — Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że jest bardzo stary, uznaliśmy, że otwarcie listu jest w porządku — powiedział 27-letni mężczyzna.

Chociaż w świetle brytyjskiego prawa otwarcie cudzej korespondencji jest przestępstwem, Glen uznał, że według niego jest to bardzo stary list i może "przepraszać" tylko wtedy, gdy popełnił przestępstwo, a według niego nie jest to już przestępstwem.

Uświadomiwszy sobie, że list może mieć znaczenie historyczne, Glen przekazał go lokalnemu kwartalnikowi Norwood Review. Stephen Oxford, redaktor magazynu i lokalny historyk, ujawnił, że list był zaadresowany do "mojej drogiej Katie", która według Oksforda była żoną miejscowego magnata znaczków, Oswalda Marsha.

List został napisany przez Christabel Mennel, córkę handlarza herbatą, Henry'ego Tuke Mennela, podczas gdy jej rodzina była na wakacjach w Bath w zachodniej Anglii. W liście Mennel pisze: "Byłam tu bardzo nieszczęśliwa, bo z bardzo silnym przeziębieniem".

Okolice południowego Londynu w 1916 roku były ośrodkiem działalności biznesowej. — Wielu bogatych ludzi z klasy średniej przeniosło się na te tereny pod koniec XIX wieku — powiedział Oxford. — Oswald Marsh był wysoko cenionym sprzedawcą znaczków, często powoływanym jako biegły sądowy w sprawach o fałszowanie znaczków — dodał  Oxford.

Swoje oświadczenie w tej sprawie przedstawiła również Royal Mail. — Takie incydenty zdarzają się bardzo rzadko i nie jesteśmy pewni, co się stało w tym przypadku - powiedział rzecznik Royal Mail. Jednocześnie przedstawiciele Royal Mail przyznali, że zajmą się wyjaśnieniem przebiegu niezwykłej podróży 107-letniego listu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy