Elektryki nie nadają się do holowania, ale... dostarczą prąd podczas awarii
Chociaż teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by holować z użyciem samochodów elektrycznych dokładnie tak samo, jak tych z silnikami spalinowymi, to w praktyce nie jest to takie proste, o czym przekonał się pewien YouTuber. Z drugiej jednak strony, mogą zamienić się w... generatory prądy na wypadek blackoutu - jak to możliwe?
YouTuber Tyler Hoover postanowił podzielić się w sieci swoim doświadczeniem holowania za pomocą elektrycznego Forda F-150, co okazało się dużo trudniejsze niż w przypadku auta z silnikiem spalinowym. A mówiąc precyzyjniej mężczyzna określił to "całkowitą katastrofą", bo holowanie czegokolwiek powoduje drastyczne zmniejszenie zasięgu pojazdu, a przekonał się o tym próbując odholować do domu inny samochód z warsztatu oddalonego o ok. 50 km. Przed wyruszeniem w drogę naładował swojego Forda F-150 Lightning do zasięgu 200 mil (320 km), czyli blisko jego maksymalnego zasięgu 230 mil (370 km).
Często korzystasz z holowania? Zapomnij o elektrykach
Kiedy jednak zaczął holowanie zabytkowego Forda Model A z 1930 roku, umieszczonego na małej lawecie, zauważył, że zasięg elektryka zaczął drastycznie spadać. Pod koniec podróży okazało się, że ok. 100-kilometrowa podróż pochłonęła tyle energii, ile normalnie wystarczyłoby do przejechania 240 km. Oczywiście, jak zauważa sam Tyler Hoover w kolejnym materiale, ani laweta, ani transportowany na niej Ford, nie były zbyt aerodynamiczne, ale z drugiej strony w codziennym użytkowaniu nie chcemy przecież chodzić wokół samochodu na palcach, tylko korzystać z jego możliwości.
Ten samochód holujący 1500 kilogramów nie może przejechać nawet 100 mil. To jest absurdalnie głupie. Ten pick-up nie może robić normalnych dla tego typu samochodów rzeczy
I chociaż materiał YouTubera nie jest żadnym zaskakującym odkryciem, to zwraca uwagę na często bagatelizowany problem, a mianowicie dodatkowe obciążenie i opór powietrza mogą znacząco obniżyć zasięg pojazdu, co będzie doskwierać szczególnie samochodom "technicznym" czy właśnie typu pick-up, które kupujemy z myślą o tym, żeby coś w nich przewozić. Podobnie jest zresztą z tradycyjnymi samochodami, ale w ich wypadku zjechanie na stację i zatankowanie jest zdecydowanie mniej problematyczne.
Na obronę elektryków mamy jednak fakt, że już niedługo będą mogły uchronić nas przed... blackoutem. Jak? Volvo zapowiedziało, że jego nowy model EX90 wspiera tzw. ładowanie dwukierunkowe, czyli takie, w którym podczas ładowania prąd może płynąć w dwóch kierunkach, tj. nie tylko z sieci do pojazdu, ale i pojazdu do sieci (wszystko za sprawą przetworników odpowiadających za konwersję prądu zmiennego na stały i odwrotnie).
Co ciekawe, wielu branżowych specjalistów widzi w tej technologii przyszłość samochodów elektrycznych, ale dotąd niewiele samochodów czy ładowarek ją wspiera, choć są wyjątki, jak Nissan Leaf, Mitsubishi Outlander PHEV czy bohater "afery holowniczej", Ford F-150 Lightning (swego czasu pisaliśmy o takiej przenośnej ładowarce samochodowej).
A co oznacza ona w praktyce? Właściciele takich samochodów będą mogli skorzystać z energii naładowanego akumulatora do zasilenia swojego domu w przypadku awarii prądu lub na co dzień, by ograniczyć koszty (ładowanie samochodu w najtańszych godzinach i oddawanie w najdroższych) - docelowo mówi się także o "wirtualnej elektrowni", czyli swoistej sieci pojazdów elektrycznych, które mogłyby wspierać przeciążone sieci elektryczne. Volvo zapewnia, że proces ten jest automatyczny, ale w pełni kontrolowany, żeby zagwarantować, że nie ucierpi na nim żywotność akumulatora. Producent dostarczy też niezbędny hardware do instalacji w domu i oprogramowanie do zarządzania systemem.
Dzięki Volvo EX90 możesz zasilać swoje życie. Możesz korzystać z jego akumulatora na wiele sposobów, od doładowania roweru elektrycznego, gdy jesteś poza domem, po podłączenie zewnętrznego urządzenia do gotowania na weekendowy wypad na kemping. Zasilaj swój dom w drogich godzinach szczytu w ciągu dnia