Facebook Marketplace to najgorsze miejsce w sieci

Nie brak nam serwisów ogłoszeniowych i platform do sprzedaży, kupna czy wymian dóbr wszelakich. Jedną z opcji jest Facebook Marketplace, który łączy nasze osobiste profile z platformą wewnątrz serwisu społecznościowego. Niestety, jej funkcjonalności wołają o pomstę do nieba, a całość działa iście beznadziejnie.

Kupowanie w internecie

W jaki sposób kupujecie rzeczy przez internet? Opcji w zasadzie jest kilka. Można wyszukać dany przedmiot w wyszukiwarce, znaleźć sklep (lub skorzystać z porównywarki cenowej), zapłacić i czekać na dostawę. Od małych sklepów, przez wielkie agregatory handlowe — mamy wybór.

Inną opcją jest serwis ogłoszeniowy,  w którym prym wiodą oferty dóbr używanych, a znaleźć można tam wszystko, od mebli, przez gry, ubrania, na samochodach czy nieruchomościach kończąc. To właśnie do grona wirtualnych tablic ogłoszeniowych zaliczyć można Facebook Marketplace. Jak to jednak czasem bywa, opcja udostępniona przez Metę jest przerażająco zła.

Reklama

Nachalnie i nietrafnie

Jak na przeciętnego użytkownika przystało, regularnie proponowane są mi różnego rodzaju dobra wystawiane na sprzedaż przez innych. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie dobierane są owe propozycje. 

O ile przedmioty pokrewne moim ostatnim wyszukiwaniom mogą mieć sporo sensu, tak wiele z nich nijak ma się do moich potrzeb czy zainteresowań. Dodajmy do tego fakt lokalizacji — niestety, promień 200 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania to nie dystans, który skłania mnie do impulsywnych zakupów podrabianych zegarków.

Szukanie bez grama precyzji

Wiecie, bez czego nie bylibyśmy w stanie kupować rzeczy przez sieć? Bez precyzyjnego określania, co nas interesuje. O ile zakup konkretnej książki czy gry da się ogarnąć po nazwie, tak często nie do końca znamy nasz wymarzony przedmiot — ot, szukamy używanego auta czy mebli znając jedynie swoje preferencje. Sprawdźmy, jak to działa w przypadku Facebook Marketplace. Zacznijmy od samochodu.

Na potrzeby testu załóżmy, że interesuje nas maksymalnie 10-letni sedan z silnikiem benzynowym bez uszkodzeń i w kwocie do 50 tysięcy złotych. Inspirując się innymi serwisami dodajmy, że zależy nam na numerze VIN, aucie zarejestrowanym w Polsce i z przebiegiem do 160 tysięcy kilometrów.

Niestety, facebook’owa rzeczywistość szybko sprowadza nas na ziemię. Owszem, da się wybrać kategorię aut (i ich karoserii!), ale poza tym nasze wyszukiwanie może być spersonalizowane jedynie poprzez cenę i... kolor wnętrza i lakieru. To kompletnie mija się z celem.

Elektronika niewiele lepsza

Czas przejść do innej kategorii - na przykład nieruchomości. Wybór między rynkiem wtórnym a pierwotnym, liczbą metrów kwadratowych czy udogodnieniami w postaci balkonów nie istnieje. Domy na sprzedaż w Marketplace są kategorią samą w sobie i nijak nie możemy ich filtrować inaczej niż przez pryzmat ceny i lokalizacji.

A odzież? Oj biedni ci, którzy liczą na wybór między ubraniami męskimi, damskimi czy dziecięcymi. Ba, w zestawie funkcjonalności nie sposób doszukać się nawet sekcji z rozmiarami. To idealnie obrazuje bałagan, jakim jest Facebook Marketplace.

Taki obraz Facebooka

Sekcja ogłoszeniowa idealnie odzwierciedla to, w jaki sposób funkcjonuje wciąż popularna platforma społecznościowa. Masa rzeczy została wrzucona w jedną całość bez ładu i składu, zostawiając użytkownika z antykonsumenckim potworkiem. Bo trafienie tam na interesujący nas produkt graniczy z cudem.

Jedyną zaletą jest to, że faktycznie możemy czasem uzyskać informację o sprzedającym z okolicy. Czy jednak posiada on w ofercie coś, co chcemy kupić? Tutaj pozostaje wiele losowości. Ciężko przyznać, dla kogo jest skierowana ta odnoga Facebooka. Przyda się, gdy szukamy konkretnego przedmiotu, ale w sytuacji wspomnianych wyżej, jak ubrania czy auta, zastosowanie filtrów jest po prostu konieczne.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Facebook | Internet | sprzedaż
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy