Czy powinniśmy obawiać się inwazji obcych?

Nie ma chyba osoby, która patrząc w niebo nie zastanawiała się kiedyś, czy naprawdę jesteśmy sami we wszechświecie. To pytanie towarzyszy nam praktycznie od zawsze, a im więcej wiemy, tym bardziej zasadne się wydaje, bo skoro udało się na Ziemi, to czemu nie miałoby udać się również gdzie indziej, prawda?

Nie ma chyba osoby, która patrząc w niebo nie zastanawiała się kiedyś, czy naprawdę jesteśmy sami we wszechświecie. To pytanie towarzyszy nam praktycznie od zawsze, a im więcej wiemy, tym bardziej zasadne się wydaje, bo skoro udało się na Ziemi, to czemu nie miałoby udać się również gdzie indziej, prawda?
Czy Ziemi grozi zagłada z rąk obcej cywilizacji? /123RF/PICSEL

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, bo z jednej strony nietrudno wyobrazić sobie, że w innych częściach kosmosu istnieje więcej takich planet jak Ziemia, gdzie warunki pozwalają na rozwój życia. Teorie o możliwym istnieniu planet ziemiopodobnych od dawna pojawiają się w nauce, filozofii, literaturze czy kulturze, a ich zwolennicy roztaczają przed nami wizje miejsc, w których żyją podobne nam cywilizacje, często dużo bardziej zaawansowane.

Ostatnio przyklaskuje im też coraz więcej naukowców, sugerujących, że planety podobne do Ziemi wręcz trudno byłoby zliczyć, więc istnienie życia pozaziemskiego to pewniak. Tyle że nigdy nie udało nam się znaleźć na to jakichkolwiek dowodów, a nie możemy powiedzieć, że nie próbowaliśmy.

Reklama

Co na to Instytut SETI?

Wystarczy spojrzeć na działania prowadzone w przez Instytut SETI (Search for Extraterrestial Inteligence), czyli organizacji organizacji non-profit, która już od 1984 roku próbuje szukać życia we wszechświecie. Od ponad 35 lat wielu astronomów z całego świata stawia sobie za cel "badanie, zrozumienie i wytłumaczenie pochodzenia, natury oraz rozpowszechnienia życia we Wszechświecie", ale jak dotąd wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia.

Co więcej, dwa lata temu - po 21 latach działalności - SETI zdecydowało się zamknąć SETI@home, czyli swój projekt obliczeń rozproszonych, w ramach którego poszukiwanie życia pozaziemskiego, a konkretniej analiza zebranych przez teleskopy danych, odbywało się za pomocą komputerów ochotników z całego świata, użyczających naukowcom mocy obliczeniowej. I choć oficjalnie mówi się o tym, że naukowcy zebrali tak wiele danych, że teraz muszą skupić się na analizie osiągniętych wyników, bo dowody na życie pozaziemskie mogą już tam być, to wizerunkowo nie wygląda to zbyt dobrze.

UFO, czyli niezidentyfikowane obiekty latające

Z drugiej strony mamy zaś długą historię obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających, które regularnie pojawiają się na niebie. I choć większość z nich daje się bardzo szybko wyjaśnić, to część pozostaje zagadką... nawet dla zaawansowanych systemów militarnych. A przynajmniej tak sugeruje ostatni raport Pentagonu w zakresie UAP, czyli niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych, jak teraz amerykańska armia nazywa UFO, gdzie możemy przeczytać o 143 niemożliwych do wyjaśnienia kontaktach w ciągu kilku ostatnich dekad.

Dowiadujemy się, że mowa o sytuacjach, w których militarne systemy namierzania, identyfikacji i rejestracji obiektów wykazywały anomalie lub pozyskane przez nie dane były niewystarczające, by jednoznacznie określić, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Jeszcze przed publikacją raportu pewien wysoki rangą urzędnik rządu USA skomentował to następująco:

Czy Oumuamua to na pewno obiekt naturalny?

Mówiąc krótko, jakkolwiek mało prawdopodobne się to wydaje, nie można wykluczyć obcych cywilizacji - podobnego zdania jest też kilku badaczy, którzy nie boją się głośno mówić o swoich kontrowersyjnych poglądach, a jednym z nich jest harwardzki profesor Avi Loeb. Tak, ten sam, który zasłynął teorią, że dinozaury wyginęły błyskawicznie po uderzeniu meteorytu wielkości kilku kilometrów, na co dowodem ma być krater Chicxulub. 

W kontekście kosmicznego zagrożenia dla Ziemi równie interesująca wydaje się jego teoria na temat planetoidy Oumuamua, która w 2017 roku wprawiła w osłupienie środowisko astronomiczne. Jego zdaniem nie jest to wcale twór naturalny, ale wrak statku albo sondy z żaglem słonecznym należący do obcej cywilizacji, która chciała sprawdzić, co dzieje się w Układzie Słonecznym - dokładnie tak samo, jak my badamy kosmos.

Loeb sugerował wtedy, że został on wysłany przez jedną z tysięcy cywilizacji, które zamieszkują planety krążące wokół najbliższych nam gwiazd i po latach szukania dowodów istnienia obcych cywilizacji, dowody same nas znalazły. I wygląda na to, że mocno go zainspirowały, bo w lipcu tego roku powołał Projekt Galileo, którego celem jest poszukiwanie pozaziemskiej technologii. W jaki sposób? Śledząc niewyjaśnione zjawiska na niebie, badając obiekty międzygwiezdne, które przelatują przez nasz układ słoneczny i eksplorując możliwość, że jesteśmy nieustannie obserwowani przez obce satelity.

Czy Ziemi grozi zagłada z rąk obcych cywilizacji?

I chociaż ośrodki badawcze z całego świata, w tym SETI, są zupełnie innego zdania, to z tyłu głowy wciąż pojawia się to słynne “ale". Tak, sytuacja jest jasna - nie mamy żadnych dowodów na życie poza naszą planetą. Tak, słynna Oumuamua to planetoida naturalnego pochodzenia, ale... logika podpowiada, że nie możemy być sami w calutkim wszechświecie. Możemy więc patrzeć na postaci takie jak Avi Loeb z lekceważącym uśmiechem, ale prawda jest taka, że profesorem Harvardu nie zostaje się przypadkowo, a do tego mocno potrzebujemy takiej pasji.

Bo nawet jeśli pomysły takie jak Projekt Galileo nie przyniosą przełomu, to pozwolą na zebranie dodatkowych danych do innych badań i będą przypominać nam, że nie powinniśmy ustawać w wysiłkach. Może za jakiś czas za sprawą lepszego sprzętu czy możliwości podróży kosmicznych odkryjemy coś, co wcześniej nam umknęło. A może to obca cywilizacja w końcu znajdzie nas i postanowi o tym poinformować? Też niewykluczone. Czy wtedy powinniśmy się obawiać zagłady z jej strony?

Trudno powiedzieć, ale jeśli będzie w stanie odbywać podróże, które są dla nas niemożliwe, to pewnie będzie bardziej zaawansowana. I wtedy może skończyć się tak, jak sugeruje inna teoria Loeba, czyli nasz pierwszy kontakt z obcą cywilizacją może być jednocześnie ostatnim, bo jej zaawansowany akcelerator cząstek będzie w stanie wyzwolić eksplozję ciemnej energii, zdolną do spalenia wszystkiego w naszej galaktyce z prędkością światła.

Lepiej przygotować się jednak na to, że kiedy trafimy na ślady życia pozaziemskiego, to najpewniej będzie ono zupełnie inne niż wiele osób to sobie wyobraża. Zamiast wysoce rozwiniętych kosmitów możemy bowiem znaleźć pozostałości po dawno wymarłej “cywilizacji" lub spotkać mikroorganizmy, w przypadku których nie może być mowy o jakimkolwiek zaawansowanym kontakcie, a tym bardziej realizacji popkulturowych wizji na temat obcych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ziemia | zagłada | Kosmos | obce cywilizacje | UFO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy