Farmy wertykalne miały być przyszłością miast. Są zamykane z powodu kryzysu

Farmy wertykalne miały być przyszłością rolnictwa również w Europie. Tymczasem kryzys energetyczny zweryfikował przyszłościowe ekotechnologie. Nikt nie chce kupować droższych warzyw, co oznacza brak zysków, a dodatkowy wzrost kosztów energii sprawia, że nowo otwarte farmy są do zamknięcia.

W czerwcu na obrzeżach angielskiego miasta Bedford nastąpiło uroczyste otwarcie farmy wertykalnej. Podczas wydarzenia, na które zaproszeni zostali posłowie, ogłoszono, że docelowo będzie się tu uprawiać nawet 20 milionów roślin rocznie. W ramach finansowania udało się zebrać 600 milionów dolarów. 29 listopada firma wysłała maila do pracowników, że załoga zostanie zredukowana o 500 pracowników, czyli zwolniona zostanie... połowa firmy. Redukcja a dotyczyć działalności nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także Francji i Holandii, by skoncentrować się na rozwoju w krajach, gdzie osiągnięcie zysku jest łatwiejsze. We wrześniu Infarm zwolnił już 50 osób, jak podaje serwis Wired.

Reklama

Dlaczego działalność farm pionowych jest nieopłacalna?

Każda działalność obarczona jest mniejszym bądź większym ryzykiem. W przypadku farm wertykalnych głównym zagrożeniem jest wzrost cen energii. Tysiące, miliony diod LED mimo swojej energooszczędności zużywa mnóstwo energii elektrycznej. Tymczasem w okresie grudzień 2020 r. - lipiec 2022 r. ceny energii w Unii Europejskiej wzrosły o 58  proc. Firmy zakładając początkowy koszt operacyjny na poziomie 25 proc., teraz muszą mierzyć się ze wzrostem do około 40 proc.

W 2020 r. Ben Pieterse, współzałożyciel start-upu Glowfarms zgromadził 750 tys. euro, co było wystarczającymi środkami, by wybudować farmę w Holandii. Jednak próba pozyskania 5 milionów euro na wybudowanie farmy, gdzie można byłoby uprawiać warzywa na skalę komercyjną, skończyła się fiaskiem ze względu na kryzys energetyczny. Początkowo budżet zakładał 0,07 euro za kWh, ale ostateczne szacunki wzrosły do 0,4 euro/kWh. Start-up został zamknięty na początku listopada.

Większość gospodarstw uprawia zioła, pędy czy różne rodzaje roślin sałatkowych. Szybko rosną pod lampami LED, konsumenci je szybko zużywają i mają wyższą cenę. Jednak inflacja, która dopadła nie tylko polskie domy, spowodowała, że wszyscy szukają oszczędności. A rośliny z tradycyjnego pola są dużą i tańszą konkurencją.

Gdzie rolnictwo pionowe ma szanse na rozwój?

Choć rozwój farm wertykalnych w Europie nie jest zbyt opłacalny, to nie znaczy, że cała branża musi się zwinąć. Są regiony, w których wiąże się z nimi przyszłość. To kraje, gdzie energia jest tańsza, a uprawy zewnętrzne znacznie trudniejsze. Tymi miejscami jest np. Bliski Wschód. Arabia Saudyjska, Bahrajn, Kuwejt, Oman, Katar czy Zjednoczone Emiraty Arabskie muszą importować aż 85 proc. całej żywności i 56 proc. warzyw. Szanse na rozwój mają również firmy zlokalizowane w krajach górzystych jak np. Japonia, gdzie mimo dobrych gleb, powierzchnia, którą można przeznaczyć pod uprawy, jest ograniczona. Obiekt otwarty w Abu Zabi jest trzykrotnie większa niż wspomniany wcześniej obiekt w Bedford. Dostarcza zielone warzywa dla linii lotniczych Emirates oraz lokalnych sklepów.

Uprawy nie tak zrównoważone

Cała branża reklamowana jest jako zrównoważony sposób uprawy warzyw, ale cała energia potrzebna do oświetlenia LED może wiązać się z większą emisją dwutlenku węgla. Większą niż tradycyjnie uprawiane warzywa, które muszą przebyć setki kilometrów w ciężarówkach do miejsca docelowego. Gdybyśmy żyli w świecie, gdzie energię pozyskuje się z energii odnawialnych, te emisje byłyby znacznie niższe. Ale my jeszcze w takim świecie nie żyjemy.

Farmy wertykalne mogą rozwijać się w Europie na mniejszą skalę głównie w celach naukowych. Taka przyszłość jest jak najbardziej możliwa i realna.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rolnictwo ekologiczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy