"Car bomba". Detonacja największej bomby wodorowej w dziejach

60 lat temu, 30 października 1961 roku, Rosjanie przeprowadzili testową detonację największej bomby wodorowej w historii. Ładunek zrzucony nad archipelagiem Nowa Ziemia na Oceanie Arktycznym miał moc 50-58 megaton, czyli niemal cztery tysiące razy większą od bomby atomowej, która w 1945 roku zrównała z ziemią Hiroszimę. Gdyby "car bombę" zdetonować nad Paryżem, z miasta zostałyby zgliszcza.

Czytaj także: Zapowiedział zagładę ludzkości. Co poszło nie tak?

Zrzucenie dwóch bomb atomowych przez Amerykanów na Japonię zakończyło drugą wojnę światową. Kres jednego konfliktu był zarazem początkiem nowego. Zimna wojna, tocząca się przez kilka dekad między Moskwą a Waszyngtonem, była czasem prężenia muskułów globalnych hegemonów, wyścigu zbrojeń i równie spektakularnych co niebezpiecznych testów broni masowego rażenia.

Reklama

Propagandowa rozgrywka Kremla

Oprócz realnych wzmocnień swojego arsenału, mocarstwa stawiały sobie za cel zwycięstwo propagandowe nad przeciwnikiem. Szczególnie władzom ZSRR zależało na tym, by każda kolejna testowana broń była większa, lepsza i bardziej śmiercionośna na polu walki. Nawet, jeśli nigdy nie miałaby zostać wykorzystana w boju, a jedynie do straszenia mas. 

Taka też idea przyświecała konstrukcji "car bomby",  jak z czasem zaczęto określać ładunek, nawiązując do nazewnictwa innych przełomowych osiągnięć radzieckiej myśli technicznej. Bomba powstała z polecenia samego Nikity Chruszczowa. Moskwa pracowała nad bombą wodorową już u schyłku lat czterdziestych, ale potrzeba polityczna przywódcy ZSRR sprawiła, że projekt zyskał najwyższy możliwy priorytet.  

Nad konstrukcją "car bomby" we Wszechrosyjskim Instytucie Naukowo-Badawczym Fizyki Eksperymentalnej czuwał Julij Chariton, główny konstruktor radzieckich bomb atomowych i termojądrowych. W jego zespole był m.in. świetny fizyk jądrowy Andriej Sacharow, który z czasem podpadł władzom za swoje poglądy, bo ostrzegał świat przed niebezpieczeństwem związanym z wyścigiem zbrojeń. Uznany przez Kreml za wywrotowca naukowiec w 1975 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

Gigantyczne rozmiary i moc "car bomby"

Czas naglił. Nikita Chruszczow chciał pochwalić się udanym testem największej broni znanej wówczas ludzkości podczas zbliżającego się wielkimi krokami jesiennego zjazdu partii. Ekipa Julija Charitona wygrała walkę z czasem. Po czterech miesiącach wytężonych prac, bomba o mocy szacowanej na 50 megaton (Amerykanie powiedzą później, że moc była większa i wyniosła nawet 58 megaton) była gotowa.

Wyzwaniem oprócz samej konstrukcji okazała się logistyka. Bomba, odpowiednio zabezpieczona, przemierzyła kawał ZSRR w pociągu, a ostatni etap podróży na ciężarówce. Specjalnych przygotowań wymagał również samolot Tu-95, który miał zrzucić bombę nad archipelagiem Nowa Ziemia na Oceanie Arktycznym. Maszynę pomalowano ochronną farbą, która miała ustrzec załogę przed promieniowaniem, a także przystosowano do tego, by podczepić pod nią ogromny ładunek.

Wymiary "car bomby" do dziś budzą szacunek: osiem metrów długości, dwa metry średnicy i dwadzieścia siedem ton wagi.

Ryzykowna misja pilota Tu-95

W poniedziałek 30 października 1961 roku za sterami maszyny zasiadł doświadczony major Andriej Durnowcew. Tuż za pilotowanym przez niego Tu-95 leciał drugi samolot wyposażony w komplet rejestratorów i urządzeń badawczych, służących analizie testowego wybuchu. Nie zabrakło również kamer. 

Zapis eksplozji można zobaczyć na powyższym filmie dokumentalnym, udostępnionym w ubiegłym roku przez rosyjskie władze. Propagandowy materiał zawiera w części niepublikowane dotąd zdjęcia, pozwala prześledzić przygotowania do testu, moment eksplozji, a także spojrzeć na to, co zostało z pokrytej wcześniej śniegiem i lodem ziemi w miejscu wybuchu. 

Około 11:30, kiedy samolot znajdował się na wysokości 10,5 km, nastąpiło zrzucenie bomby. Aby załogi dwóch maszyn uszły z życiem, bomba opadała powoli na specjalnie przygotowanym spadochronie. Eksplodowała trzy minuty później, kiedy znajdowała się cztery kilometry nad archipelagiem Nowa Ziemia. Andriej Durnowcew zdążył odlecieć na bezpieczną odległość, tak jak jego kolega pilotujący drugą rosyjską maszynę. 

Grzyb wysoki na 64 kilometry 

O tym, jak wielka była siła eksplozji "car bomby" świadczą liczby. Jej moc była niemal cztery tysiące razy większa od bomby atomowej, jaka w 1945 roku spadła na Hiroszimę. Charakterystyczny grzyb powstały po wybuchu miał 64 kilometry wysokości i 30 kilometrów średnicy, a promień kuli ognia osiągnął cztery kilometry.

Błysk po eksplozji widoczny był z odległości 900 kilometrów, potężna fala uderzeniowa wybijała szyby w mieszkaniach w Finlandii i Norwegii, oddalonych o blisko 150 kilometrów, a kilka skalistych wysepek znajdujących się w polu rażenia bomby... zniknęło z mapy. Gdyby "car bomba" zrzucona została nie nad wyludnionym poligonem ZSRR, a nad wielką metropolią, na przykład nad Paryżem, z miasta zostałyby zgliszcza. 

Nikita Chruszczow zrealizował swój plan. Poinformował partię o sukcesie próby z gargantuiczną bombą wodorową, o udanym teście wroga dowiedziały się też władze USA. Chociaż radzieckie i amerykańskie próby atomowe prowadzone były przez następne dziesięciolecia, wielcy tego świata, mimo dzielących ich różnic, zrozumieli z czasem, że wojna jądrowa może sprowadzić na naszą cywilizację zagładę.

Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej wszedł w życie 5 marca 1970 roku. Dotąd ratyfikowało go 191 państw. Więcej niż jakąkolwiek inną umowę międzynarodową. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dariusz Jaroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy