Elon Musk i jego początki ze SpaceX. "Pokonał długą drogę"
SpaceX powstał prawie 20 lat temu. Przez ten okres zdołał stać się liderem posiadającym największą liczbę satelitów, tworzy rakiety kosmiczne i jako pierwsza prywatna firma wystrzelił człowieka na orbitę. To właśnie SpaceX stał się najważniejszą obok NASA firmą zajmującą się eksploracją kosmosu. O jego początkach oraz o ludziach, którzy pracowali na sukces SpaceX w pierwszych latach jego istnienia przeczytamy w książce Erica Bergera "Odlot. Elon Musk i szalone początki SpaceX", której fragment prezentujemy.
W ostatnich promieniach słońca, wielkiego czerwonego dysku znikającego właśnie za linią teksańskiego horyzontu, Elon Musk kroczył w stronę srebrnego statku kosmicznego. Z betonowego lądowiska spoglądał z zachwytem na górującą nad nim fantastyczną konstrukcję ze stali, która lśniła w blasku zachodu.
- To jest coś rodem z Mad Maxa - mówił z nieukrywaną fascynacją o pierwszym prototypie rakiety marsjańskiej, powszechnie znanej jako Starhopper.
W połowie września 2019 roku Musk przyjechał do swoich zakładów kosmicznych w południowym Teksasie, żeby ocenić postępy prac nad maszyną Starship. Inicjatywa ta stanowiła kulminację niemal 20-letnich wysiłków firmy SpaceX, mających na celu wysłanie człowieka z Ziemi na Marsa.
Zaledwie kilka tygodni wcześniej Starhopper wzniósł się w niebo nad porośniętym krzewami wybrzeżem tuż przy granicy z Meksykiem. Mało brakowało, a start zakończyłby się katastrofą.
Na szczęście Federalna Administracja Lotnictwa (Federal Aviation Administration, FAA) ustanowiła maksymalny pułap lotu na około 150 metrów, więc choć inżynierowie stracili kontrolę nad spadającym pojazdem, Starhopper ostatecznie tylko roztrzaskał podpory na żelbetonowym lądowisku - ale nie stanął w płomieniach. Muska to w sumie bawiło.
Odkąd założył firmę SpaceX, niemal przez cały czas toczył zaciekłe boje z urzędnikami, bo wiecznie chciał się trochę bardziej rozpędzać i pokonywać trochę większy dystans.
- Tym razem - zażartował - FAA uratowała nam skórę.
To było jego pierwsze spotkanie ze Starhopperem od tamtej pory. Podczas obchodu po zakładzie Musk przybijał piątki z pracownikami. Przyjechał z Los Angeles na weekend ze swoimi trzema synami. Widać było, że wszyscy dobrze się bawią. Musk powiedział chłopcom, że rakieta jest wykonana ze stali nierdzewnej, czyli z tego samego materiału, co garnki i patelnie.
Ta konkretna stal wyglądała jednak tak, jakby ktoś nieco za długo trzymał ją na palniku. Nawet zapadający zmierzch nie był w stanie zamaskować śladów przypalenia. Musk stał pod Starhopperem i spoglądał w górę w kierunku przestrzeni, w której znajdował się ogromny zbiornik paliwowy, zasilający silnik o nazwie Raptor.
- Zdumiewająco dobrze znosi piekielne warunki, które tam panują - skomentował Musk.
Elon Musk pokonał długą drogę, żeby dotrzeć na równiny położone na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. W 2002 roku założył SpaceX, która docelowo miała produkować statki kosmiczne zdolne przetransportować na Marsa najpierw setki, a potem tysiące osadników. Pomimo niemal trupiego chłodu i niemal całkowitego braku powietrza Czerwona Planeta zapewnia najlepsze warunki do życia dla człowieka w Układzie Słonecznym po Ziemi. Ma pokrywy lodowcowe, w jej atmosferze znajdują się przydatne związki chemiczne, również na powierzchni znalazłoby się dość materiałów, żeby jakoś przeżyć. No i dzieli ją niewielka odległość od Błękitnej Planety, względnie oczywiście.
Przez lata Musk mógł z dumą obserwować poczynania SpaceX, która wysłała astronautów w przestrzeń kosmiczną, z powodzeniem sadowiła rakiety nośne na okrętach i wyznaczała nowe standardy w branży kosmonautyki. Wszystkie te dokonania bledną jednak w świetle brawurowego planu wysłania człowieka na Marsa, ten bowiem wykracza daleko poza obecne możliwości NASA czy jakiejkolwiek innej agencji kosmicznej na świecie. Nawet przy rocznym budżecie na poziomie 25 miliardów dolarów, nawet przy zaangażowaniu najlepszych naukowców i inżynierów, agencja mogąca poszczycić się tym, że postawiła człowieka na Księżycu, na razie nawet nie marzy o organizacji załogowej wyprawy na Marsa.
Musk tymczasem chciałby na Marsie zbudować miasto. Albo może raczej gdzieś w jego głowie cały czas odzywa się głos, który go do tego zachęca. Musk już dawno temu doszedł do wniosku, że w dłuższej perspektywie ludzkość powinna wiązać swoją przyszłość z ekspansją pozaziemską i że Mars to najlepszy punkt wyjścia dla tego podboju.
Jest to jednak przedsięwzięcie niesamowicie trudne, w przestrzeni kosmicznej panują bowiem wybitnie niesprzyjające warunki do życia. Człowiek cały czas narażony jest na oddziaływanie silnego promieniowania i musi stale chronić się w szczelnych pomieszczeniach pośród cienkich ścian.
W wielomiesięczną podróż na Marsa trzeba by się wyposażyć w niewyobrażalne wręcz zapasy wody, pożywienia, paliwa i odzieży, nie wspominając nawet o materiałach niezbędnych do stworzenia bazy na miejscu. Największy obiekt, jaki NASA zdołała dotychczas wysłać na Marsa - łazik Perseverance - ważył mniej więcej tonę. W ramach nawet niewielkiej misji załogowej trzeba by wysłać na Czerwoną Planetę materiały o wadze 50-krotnie większej. Musk spekuluje, że aby stworzyć trwałą osadę, należałoby dostarczyć na Marsa sprzęt i zapasy o łącznej masie miliona ton. I właśnie dlatego w Teksasie trwają prace nad budową potężnego statku kosmicznego wielokrotnego użytku o nazwie Starship.
SpaceX pod wieloma względami nie przypomina już tamtej organizacji, którą wiele lat temu założył Musk. Najważniejsze kwestie się jednak nie zmieniły. Po rozpoczęciu prac nad projektem Starship SpaceX znów weszła w tryb ze swojego początkowego okresu działalności, gdy w warunkach lekkiego chaosu podjęła próbę udowodnienia, że na przekór zdrowemu rozsądkowi uda się skonstruować rakietę Falcon 1.
Wtedy, tak samo jak teraz, Musk cały czas naciskał na swoich ludzi, żeby w dużym tempie tworzyli kolejne innowacje, prowadzili testy i organizowali loty. Atmosfera tamtych pierwszych dni i pracy nad projektem Falcon 1 przetrwała w południowym Teksasie do dziś i jest wyraźnie wyczuwalna w zakładzie, w którym powstaje Starship. W siedzibie głównej firmy w Kalifornii, w prywatnej sali konferencyjnej Muska, wisi na ścianie zdjęcie wykonane podczas startu rakiety Falcon 1.
Aby dobrze zrozumieć istotę działalności SpaceX - aby zyskać pełną jasność co do celów tego przedsięwzięcia i uświadomić sobie, dlaczego ono faktycznie może się udać - trzeba cofnąć się w czasie do historii rakiety Falcon 1 i dobrze ją poznać. Ziarno, z którego dziś wyrosła SpaceX, zostało zasiane bowiem już w początkowym okresie realizacji właśnie tego projektu. To wtedy Musk postawił sobie za cel skonstruować pierwszą na świecie przystępną cenowo rakietę przystosowaną do lotów na niską orbitę okołoziemską.
Marzenia o Marsie trzeba było włożyć między bajki, gdyby SpaceX nie była w stanie zrealizować tego zadania. Dlatego też Musk mocno i coraz mocniej naciskał, aby stworzyć Falcona 1. Początki działalności SpaceX to pusta hala fabryczna i garstka pracowników. Ta niewielka grupa zdołała w ciągu niespełna czterech lat przeprowadzić udany start rakiety, a w ciągu sześciu lat dotrzeć na orbitę.
Opowieść o tych pierwszych, chudych latach SpaceX to naprawdę niesamowita historia. Wielu ludzi pracujących na sukces Falcona 1 nadal zostało w SpaceX, inni postanowili zająć się projektami gdzie indziej - jednak wszyscy zaangażowani w tamto przedsięwzięcie wynieśli z tych pierwszych lat wiele wspomnień, których świat jeszcze nie miał okazji poznać.
Ludzie, którzy pomagali Muskowi przeprowadzić SpaceX przez największy mrok, wywodzili się z kalifornijskich wsi, przedmieść na Środkowym Zachodzie i wielkich miast na Wschodnim Wybrzeżu, ale również z Libanu, Turcji i Niemiec. Musk zatrudnił ich, by stworzyć zespół zdolny przesuwać granice ludzkich możliwości. Ich ścieżka na orbitę okołziemską prowadziła ze Stanów Zjednoczonych na niewielką wyspę tropikalną, położoną najdalej chyba od któregokolwiek z kontynentów, jak tylko się dało. To właśnie tam, na środku Pacyfiku, losy firmy kilkakrotnie zawisły na włosku.
Nieco ponad dziesięć lat później Musk i SpaceX zdołali wreszcie przeskoczyć przepaść, która dzieli porażkę od sukcesu. Musk przez chwilę podziwiał Starhoppera w promieniach zachodzącego słońca, a potem przez kilka godzin wizytował stocznię statków kosmicznych w południowym Teksasie. Przy blasku pełnego księżyca pracownicy przez wiele godzin opukiwali, spawali i ważyli stalowy prototyp statku Starship. Tuż przed północą Musk wyłonił się wraz ze swoimi synami z jednego z kontenerów budowlanych. Chłopcy pobiegli do czekającego na nich czarnego SUV-a, a ich ojciec jeszcze przez chwilę wpatrywał się w rosnącą przed nim strzelistą konstrukcję, która na pierwszy rzut oka bardziej przypominała wieżowiec niż pojazd kosmiczny.
Gdy się tak temu przypatrywał, na jego twarzy pojawił się dziecięcy uśmiech.
- I co? - zagadnął mnie. - Dasz wiarę, że po 4,5 miliardach lat życia na Ziemi to coś, albo coś podobnego, zabierze ludzi na inną planetę? Znaczy, być może zabierze. Bo to może się nie udać. Ale prawdopodobnie się uda.
Książka Erica Bergera pt. "Odlot. Elon Musk i szalone początki SpaceX" ukazała się nakładem Wydawnictwa Kompanii Mediowej.
Czy chciałbyś uczyć się u Elona Muska? Człowiek Roku założył własną szkołę - czytaj więcej na bryk.pl