Miał być nie do wykrycia. Ukrainiec trafił Iskandera-K... ręczną wyrzutnią
Zaledwie dwa dni po rosyjskim ataku na wojskowe centrum szkoleniowe pod granicą z Białorusią, ukraińskie niebo znów rozświetliły eksplozje, tym razem w samym Kijowie. W nocy z 30 na 31 lipca Rosja przeprowadziła zmasowany atak rakietowy i dronowy, wykorzystując m.in. wyjątkowo trudne do przechwycenia pociski manewrujące Iskander-K.

Dopiero co pisaliśmy o rosyjskim ataku z 29 lipca, do którego doszło nieopodal wsi Honczariwśke w obwodzie czernichowskim, ok. 17 kilometrów od granicy z Białorusią, gdzie znajduje się duże centrum szkoleniowe Sił Zbrojnych Ukrainy przygotowujące żołnierzy do wysłania na front. W sieci pojawiło się wtedy nagranie, na którym widać moment uderzenia dwóch pocisków Iskander - pierwszy z nich przenosił głowicę z ładunkiem kasetowym, a drugi standardową z ładunkiem odłamkowo-burzącym.
Niestety Rosja tylko intensyfikuje ataki i pociski Iskander ponownie spadły na terytorium Ukrainy. Tym razem w wersji Iskander-K, zdolnej do przenoszenia pocisków manewrujących 9M729 oraz 9M728 i w towarzystwie niemal 300 dronów-kamikadze Shahed. I niestety wyrządziły duże szkody, bo chociaż ukraińska obrona powietrzna zdołała zestrzelić niemal wszystkie bezzałogowce, z ośmiu wystrzelonych Iskanderów przechwycone zostały tylko trzy.
Trafił Iskandera-K z ręcznej wyrzutni
Jedno trafienie zasługuje jednak na szczególne uznanie, bo zostało oddane przez żołnierza Samodzielnej Brygady Prezydenckiej im. Hetmana Bohdana Chmielnickiego z przenośnego przeciwlotniczego zestawu rakietowego, czyli dosłownie ręcznej wyrzutni. To część dywizjonu rakietowo-artyleryjskiego, działającego w ramach mobilnej obrony powietrznej krótkiego zasięgu, co udowadnia skuteczność strategii "obrony warstwowej", w której dużym systemom towarzyszą szybciej reagujące jednostki naziemne.
Ta elastyczność pozwala Ukraińcom reagować tam, gdzie większe systemy - jak Patriot czy NASAMS - mają ograniczone pole działania. Zwłaszcza że jak podkreślają eksperci, Iskander-K to jeden z najtrudniejszych do przechwycenia typów uzbrojenia wykorzystywanych przez Rosję, bo dzięki niskiemu pułapowi lotu i wysokiej prędkości często wymykają się radarom. Dodatkowym problemem są mobilne wyrzutnie, które trudno wykryć i zniszczyć przed odpaleniem kolejnych rakiet.
Co więcej, Rosjanie odpalili rakiety z obwodu kurskiego, który znajduje się relatywnie blisko Kijowa, zostawiając ukraińskiej obronie zaledwie kilkadziesiąt sekund na reakcję. Moment trafienia udało się uwiecznić na filmie, który pojawił się na oficjalnej facebookowej stronie brygady, pokazując nie tylko skuteczność ukraińskiej obrony, ale też ogromne ryzyko, jakie podejmują zespoły działające w tych trudnych warunkach miejskich i nocnych.
Iskander-K to ogromne zagrożenie
Rosjanie używają przede wszystkim systemu Iskander-M, którego uzbrojeniem są pociski balistyczne krótkiego zasięgu 9M723 Iskander, wykorzystywane do atakowania najbardziej kluczowych i strategicznych celów (wystarczy przypomnieć, że to właśnie one odpowiadają za pierwsze trafienie Patriota) oraz straszenia Zachodu, bo obok konwencjonalnego ładunku, jak głowice wybuchowe czy amunicja kasetowa, mogą przenosić również głowice nuklearne.
Rosyjskie siły zbrojne mają jednak do dyspozycji także inne wersje Iskanderów, jak wykorzystane podczas ostatniego ataku Iskander-K, zaprojektowane do przenoszenia różnych typów pocisków manewrujących (ich rosyjska nazwa oznacza mniej więcej "uskrzydloną rakietę"). Obecnie wiadomo o:
- 9M728 (SSC-7) - znany również jako R-500, który charakteryzuje pułap lotu do 6 km, deklarowany zasięg do 500 km, automatyczne korygowanie toru lotu oraz zdolność do lotu z uwzględnieniem ukształtowania terenu.
- 9M729 (SSC-8) - nowy pocisk dalekiego zasięgu, który według różnych źródeł ma być albo lądową wersją morskiego pocisku systemu 3M14 Kalibr-NK o zasięgu mieszczącym się w przedziale od 480 do nawet 5470 km, albo bazować na pocisku manewrującym Kh-101 o zasięgu do 5 500 km.