Potężna broń w prywatnych rękach. Po co biznes się zbroi?
Większość armii świata może pomarzyć o takim parku lotniczym. Prywatne firmy w Stanach Zjednoczonych rozbudowują swój potencjał, kupując kolejne samoloty uderzeniowe. Co powoduje, że biznesmeni zbroją się na potęgę?
W Stanach Zjednoczonych działa siedem firm, które posiadają własne samoloty bojowe: myśliwce, samoloty szturmowe i wielozadaniowe. Pełnią one bardzo ważną rolę w systemie obrony. Armia wynajmuje je, aby symulowały przeciwnika podczas szkolenia personelu USAF.
Takie rozwiązanie pozwala na znaczne oszczędności i zwiększenie intensywności szkoleń. Wynajem samolotów z załogami, które symulują przeciwnika, pozwala zaoszczędzić nalot maszyn bojowych i nie przeciążać pilotów zadaniami. Dzięki temu udaje się wyszkolić większą ilość pilotów bojowych w tym samym czasie.
Jest to widoczne zwłaszcza podczas szkolenia oddziałów przeciwlotniczych czy operatorów stacji radiolokacyjnych. Dzięki wykorzystaniu firm cywilnych, piloci sił powietrznych nie robią pustych nalotów. Dla armii jest to niezwykle wygodne.
Stąd rozwój tego dość nietypowego biznesu. A jest czym się dzielić. W 2019 roku Pentagon na wynajem cywilnych "agresorów" przeznaczył 6,4 miliarda dolarów.
Prywatne siły powietrzne
Jedną z takich spółek jest Air USA z Quincy w stanie Illinois, która właśnie ogłosiła, że ma zamiar odkupić z Królewskich Australijskich Sił Powietrznych 46 samolotów F/A-18 w wersjach A i B.
Zwiększy dzięki temu flotę swoich maszyn do 115, co sprawi, że będzie posiadała największą flotę pośród prywatnych użytkowników. Do tej pory firma posiadała 67 samolotów - brytyjskich Hawk, niemiecko-francuskich Alpha Jet i czechosłowackich L-59. A także, co jest niezwykłą rzadkością - cztery myśliwce MiG-29.
Prócz Air USA samoloty zza Żelaznej Kurtyny posiada jeszcze inny potentat - Draken International, który ma na stanie MiGi-21 oraz wyprodukowane w Czechosłowacji L-39 i młodsze L-159. Od maszyn wyprodukowanych w krajach byłego demoludu coraz częściej się odchodzi. Jest to związane z brakiem części i wsparcia technicznego ze strony producenta.
Stąd też decyzja Dona Kirlina, właściciela Air USA, by swoją flotę zasilić w miarę młodymi samolotami, które będą mogły być serwisowane bezpośrednio u producenta. Trzeba przyznać, że okazja trafiła się wręcz znakomita.
Australijska wyprzedaż
Australijczycy radykalnie zmieniają swoją doktrynę obronną. Wymieniają praktycznie całe wyposażenie swoich sił zbrojnych. Z tego powodu oferowali zagranicznym klientom, w tym Polsce, fregaty rakietowe typu "Adelaide", które niedawno przeszły dogłębną modernizację. Z kolei RAAF planuje wycofać swoje F/A-18 Hornet do końca 2021 roku. Zastąpią je F-35A. W ten sposób Hornety trafiły na wolny rynek.
Pakiet 46 samolotów, z których 36 jest w stanie lotnym, i kompletny zapas części zapasowych był nie lada gratką. Samoloty nie są zbytnio wyeksploatowane. Nigdy nie służyły na lotniskowcach, więc struktura płatowca nie była narażona na ekstremalne przeciążenia, a zapas części o wartości około miliarda dolarów gwarantuje, że będą wykonywać zadania szkoleniowe jeszcze co najmniej do 2035 roku. Nie ujawniono wartości całego kontraktu.
Samoloty, które kupił Kirlin, nadal posiadają cechy bojowe i kompletne wyposażenie elektroniczne, oraz środki łączności. Krótko mówiąc: są samolotami bojowymi z prawdziwego zdarzenia, które mogą przenosić pełen wachlarz uzbrojenia i w całości z niego korzystać. Na tym też zależy USAF - pozoranci mają stanowić realny problem dla szkolonych żołnierzy.
Niejedna armia na świecie z zazdrością może spoglądać na tak wyposażone szturmowe F/A-18 w prywatnych rękach. Zwłaszcza jeśli nadal posiada stare Su-22, jak Polska.
"Agresorzy"
Dywizjony agresorów symulują siły powietrzne przeciwnika podczas ćwiczeń i manewrów. Pierwsze z nich zostały utworzone podczas Zimnej Wojny. Wówczas wszyscy poważni gracze posiadali takie jednostki. Sowieci dysponowali bazą w Mary w Turkmenistanie, gdzie umieszczono 1521 Centrum Szkolenia Bojowego. Chińczycy taką bazę posiadają w Cangzhou we wschodnich Chinach, w prowincji Hebei. Dziś stacjonują tam trzy dywizjony.
Amerykanie mają siedem dywizjonów tego typu w USAF oraz grupę lotniczą marynarki Naval Fighter Weapons School, czyli słynną szkołę Top Gun. W roli agresorów wykorzystują oni głównie sprzęt amerykański: samoloty wielozadaniowe F-16 i F/A-18, a także myśliwce F-5G i samoloty szkolne T-38 Talon.
Prócz nich jest kilka samolotów i śmigłowców pochodzących z byłego ZSRR: MiG-i-17, -21, oraz -23, śmigłowce szturmowe Mi-24 i transportowe Mi-8. W Stanach Zjednoczonych pojawiały się także niemieckie MiG-i-29, nim zostały one sprzedane Polsce.
Dywizjony amerykańskich agresorów najczęściej malowane są w barwy, jakie noszą maszyny potencjalnego przeciwnika. Ma to na celu przyzwyczajenie pilotów do wyglądu samolotów, które mogą spotkać w powietrzu. Dotychczas głównie samolotów rosyjskich (w takim też malowaniu rosyjskie produkty trafiają do zagranicznych odbiorców). Pierwszy raz samolot z dywizjonu agresorów został pomalowany w chiński kamuflaż w 2017 roku, co określono jako zredefiniowanie zagrożeń dla Stanów Zjednoczonych.
W Pentagonie mówi się, że większość dywizjonów zostanie w niedalekiej przyszłości zlikwidowana, a ich zadania przejmą firmy z sektora prywatnego.
***Zobacz także***