Przechwycili elementy pocisku Oriesznik. Rosjanie wściekli
Rosja zdradziła, że zaatakowała Ukrainę najnowszym pociskiem balistycznym, nazwanym Oriesznik. Ta wiadomość zaskoczyła świat, wskazując, że Rosja w tajemnicy mogła opracowywać nową broń, zdolną przenosić broń atomową. Jednak z kolejnymi godzinami pojawiają się nowe informacje, zdradzające tajemnice Oriesznika. Kilka elementów pocisku nieoczekiwanie trafiły w ręce Ukraińców.
Pierwszy atak w historii
21 listopada świat obiegła informacja, że Rosja miała użyć nowego pocisku balistycznego do ataku na ukraińskie miasto Dniepr. Pierwsze informacje wskazywały, że miał to być nawet pocisk ICBM - międzykontynentalny pocisk balistyczny. Tego rodzaju broń jest używana do przenoszenia ładunków jądrowych. Część komentatorów identyfikowała pocisk jako RS-26 Rubież.
Władimir Putin w specjalnym orędziu do obywateli Rosji stwierdził, że pocisk o którym mowa, to wręcz najnowsza konstrukcja z "technologią hipersoniczą", ochrzczona mianem Oriesznik (pol. Leszczyna). W krótkim czasie wokół tej broni narosło już wiele mitów i legend.
Fragmenty nowej broni Rosjan trafiły w ręce Ukraińców
Do sieci trafiły zdjęcia kilku elementów rakiety, którą Rosjanie nazywają Oriesznik, jakie znalazły się w rękach Ukraińców. Pierwszą z nich jest niezidentyfikowana część z zachowanym numerem seryjnym. Analityk Radia Wolna Europa, Mark Kurutov, zidentyfikował tę ją jako wchodzącą w skład innego rosyjskiego pocisku balistycznego - R-30 Buława, który został wyprodukowany w 2013 roku.
Innym zdobytym elementem jest prawdopodobnie tylna sekcja jednej z głowic MRIV (Multiple independently targetable reentry vehicle). MRIV to głowice, które posiadają kilka ładunków bojowych. Na nagraniach z uderzenia w Dniepr, w większości widać było uderzenie sześciu potencjalnych ładunków z MRIV.
Oriesznik. Pocisk zbudowany w tajemnicy?
Władimir Putin w swoim przemówieniu stwierdził, że Oriesznik to wręcz zupełnie nowa konstrukcja. Niemniej Pentagon zdradził, że sam pocisk był tak naprawdę pochodną wcześniej projektowanych pocisków RS-26 Rubież - opinia, co do której eksperci także się zgadzają.
Sam RS-26 jest pochodną międzykontynentalnego pocisku balistycznego (ICBM) RS-24 Jars. Projektowany był jako pocisk mniejszy od pierwowzoru, wystrzeliwany z mobilnych wyrzutni. W 2012 roku Rosjanie ogłosili, że podczas testów RS-26 osiągnął zasięg kwalifikujący go na ICBM, jednak miał go osiągać bez masy głowicy. Późniejsze testy wykazały, że RS-26 ma zasięg nie pocisku międzykontynentalnego, a pośredniego pocisku balistycznego, czyli do 5500 kilometrów. To natomiast sprawiło, że dalszy rozwój RS-26 naruszałby zasady traktatu Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty. Oficjalnie więc Rosjanie zatrzymali prace nad RS-26 w 2018 roku. Innymi powodami mogły być także problemy finansowe.
Niemniej przez lata istniały przecieki wskazujące na to, że Rosjanie dalej kontynuują prace nad RS-26 Rubież. Możliwe że efekty tego widzieliśmy właśnie 21 listopada. Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, na ile Oriesznik może być powiązany z programem RS-26. Jednak istnieje szansa, że atak na Dniepr został przeprowadzony z użyciem wersji rozwojowej RS-26, skrywanej w tajemnicy. Możliwe też, że atak mógł zostać przeprowadzony z wykorzystaniem zbudowanego lata temu prototypu RS-26, który został wyciągnięty z magazynu i przy operacji został nazwany Oriesznik. Bez względu na to, teraz należy przyjąć, że przy omawianiu pocisku balistycznego użytego do ataku na Dniepr mamy do czynienia z przynajmniej jakąś odmianą pocisku RS-26. Z tego można wyciągnąć szczątkowe informacje co do zdolności "nowej" broni Rosji.
Co wiemy o Orieszniku
Władimir Putin stwierdził, że podczas lotu Oriesznik osiąga maksymalną prędkość do 10 Machów. Stąd prawdopodobnie biorą się zapewnienia o "hipersonicznej technologii". Niemniej dziś praktycznie każdy pocisk balistyczny osiąga prędkość hipersoniczną (tj. minimum 5-krotność prędkości dźwięku) w niektórych fazach lotu. Nie oznacza to jeszcze, że pocisk sam może zostać określony jako hipersoniczny pod względem technologii, bo takiej prędkości nie może m.in. brak zdolności manewrowania w locie, co według charakterystyki może dotyczyć właśnie Oriesznika.
Putin nie zdradził więcej szczegółów technicznych. Na sam początek warto zastanowić się, jakiego rodzaju pociskiem balistycznym ma być Oriesznik. W natowskiej klasyfikacji podstawowo wyróżnia się ich cztery rodzaje, zależne od zasięgu.
- Pociski balistyczne krótkiego zasięgu (SRBM) - od 300 do 999 kilometrów
- Pociski balistyczne średniego zasięgu (MRBM) - od 1000 do 3599 kilometrów
- Pociski balistyczne pośredniego zasięgu (IRBM) - od 3500 do 5599 kilometrów
- Międzykontynentalne pociski balistyczne (ICBM) - powyżej 5500 kilometrów
Na bazie dostępnych informacji możemy więc stwierdzić, że Oriesznik nie jest pociskiem ICBM. Tak naprawdę nie znamy jego dokładnego zasięgu. Najczęściej określa się go pociskiem IMRB, ze względu na prawdopodobne pochodzenie od RS-26. Dokładne możliwości Oriesznika zależą od tego, do jakiego stopnia może on być idealną kopią RS-26, jego modyfikacją lub nawet inną, ale wywodzącą się konstrukcją.
Przy analizach nagrań ataku na Dniepr, gdzie możemy zobaczyć uderzenie pocisku Oriesznik, da się zidentyfikować pewne różnice względem RS-26. Analityk systemów rakietowych John Ridge wskazuje, że pierwotnie RS-26 miał przenosić głowice cztery głowice MIRV. Niemniej na filmach widać uderzenie sześciu. Może to wskazywać na modyfikacje przeprowadzoną względem RS-26 Rubież.
Naturalnie tego rodzaju pociski mają za zadanie przenosić głowice nuklearne. Jednak Oriesznik takowych nie miał, stąd najprawdopodobniej użyto makiet o wadze zbliżonej do głowicy bojowej. Spekuluje się także, że były wykorzystano niewielkie ładunki konwencjonalne. To oznaczałoby nowy rodzaj uzbrojenia w rosyjskim arsenale rakietowym, gdyż pociski balistyczne pośredniego zasięgu z głowicami konwencjonalnymi nie są tak popularnym rozwiązaniem.
Próba gróźb
Tajemnice dookoła Oriesznika i przedstawianie go jako zupełnie nowa broń jest jedną ze strategii Moskwy do odstraszania Zachodu przed wsparciem Ukrainy. Ma pokazać, że Rosja jest w stanie wykorzystać wręcz "eksperymentalne" uzbrojenie, o którym nie chce zdradzać informacji, jeżeli poczuje się do tego sprowokowana. A prowokacją dla Putina było zezwolenie na uderzenie w głąb Rosji pociskami ATACMS czy szerokie wykorzystanie brytyjskich Storm Shadow.
I to pokazuje, że za tą maską gróźb przy użyciu enigmatycznego Oriesznika, kryje się duża obawa o narażenie na dodatkowe ciosy. Szczególnie gdy już mogliśmy usłyszeć o sukcesach ataków w głąb Rosji z wykorzystaniem zachodniej broni. Chociażby dzień przed wystrzeleniem Oriesznika, Ukraińcy zaatakowali aż 12 pociskami Storm Shadow obiekt, zidentyfikowany jako sztab dowodzenia w Marino w obwodzie kurskim. W tym miejscu miało przesiadywać główne dowództwo armii rosyjskiej w regionie, a niepotwierdzone informacje donoszą, że znajdowali się tam także dowódcy sił północnokoreańskich, wysłanych do Rosji. Część komentatorów sądzi, że atak na sztab dowodzenia w Marino miał zlikwidować część regionalnego dowództwa, co miało być bezpośrednim powodem, dlaczego Rosjanie zaatakowali Dniepr "nowym" pociskiem balistycznym.
Samo użycie pocisku zaliczanego do IRBM w warunkach bojowych jest wydarzeniem bez precedensu. Jednak z punktu widzenia obecnego konfliktu na Ukrainie interpretować to można jako kolejna polityczna zagrywka Putina. Rosja już od dawna używa do walki na Ukrainie środków zdolnych do przenoszenia głowic nuklearnych np. pocisków Iskander. Niemniej atak z 21 listopada na Dniepr miał pokazać, że Rosja ma być zdolna do użycia broni stricte kojarzonej z uderzeniem nuklearnym. Straszak, który jest także pokazaniem słabości wobec perspektywy dalszego wspierania Ukrainy, stanowiąc kolejny przykład tego, że gdy Rosji dzieje się źle, ta musi odwołać się do grożenia atomem.