Sztab generalny Wojska Polskiego poszedł pod prąd w sprawie F-35
Pula propozycji konkursowych na polską nazwę dla samolotu F-35, który ma wejść na wyposażenie polskiego lotnictwa w latach 2024 - 2030, zaskoczyła. Nie ma wśród nich nazw, które dotąd zwyczajowo nadawano samolotom latającym z biało-czerwoną szachownicą. Nie ma też najpopularniejszych propozycji zgłoszonych przez ludzi w konkursie. Sztab generalny Wojska Polskiego się tłumaczy.
Konkurs na polską nazwę dla samolotu F-35 został ogłoszony publicznie w mediach społecznościowych. Nawiązywał do polskiej tradycji gremialnego uczestnictwa społeczeństwa w budowaniu prestiżu dla najważniejszych broni strzegących kraju - tak było przecież w 1938 roku z okrętem podwodnym ORP "Orzeł", który nie tylko powstawał dzięki publicznej zbiórce, ale na dodatek którego nazwa została wybrana jako odzwierciedlenie wkładu całego narodu. To natychmiast wzmocniło więzi ludzi z tym polskim okrętem.
Teraz Wojsko Polskie ogłosiło konkurs na nazwę dla F-35, które mają być nową siłą i najnowocześniejszą i najpotężniejszą bronią powietrzną w naszej armii. W ramach tego konkursu wojsko obiecało wziąć pod uwagę te zgłoszone nazwy, które zbiorą największe poparcie w komentarzach profilowych. "O najciekawszej nazwie zdecydują odpowiedzi społeczności obserwującej profil SG w mediach społecznościowych" - jak czytamy w opisie konkursu. Wśród nich znalazły się takie jak: właśnie Orzeł, który bił wszelkie rekordy popularności wśród internautów, ale również nazwy innych polskich ptaków jak Puchacz, Kruk, Raróg, Kobuz (z uzasadnieniem, że to nazwa łatwa - jak na polskie możliwości językowe - do wymówienia dla cudzoziemców, co ważne na polu bitwy), a także Łabędź (jako symbol troski rodzicielskiej o pisklęta) czy Bielik (bo to zapewne on jest w naszym godle, a nie orzeł).
Mieliśmy także nazwy żartobliwe jak chociażby Gżegżółka (zamienna nazwa kukułki), na której połamaliby sobie język nasi sojusznicy i wrogowie, a także Bóbr czy Smok Wawelski. Internauci proponowali również nazwy wychodzące poza obszar fauny, często używanej do nazywania broni, zwłaszcza samolotów. Pojawiły się propozycje Piłsudski, Żółkiewski, Perun i inne.
Polska często sięgała po nazwy zwierząt, by nazwać nie tylko swe okręty podwodne (tu wyjątkiem były tylko jednostki klasy Maliutka z lat czterdziestych i pięćdziesiątych), ale także samoloty. Słynne były przedwojenne bombowce PZL.37 Łoś czy PZL.23 Karaś. To bombowce, a projekty i prototypy polskich myśliwców z tego okresu nosiły nazwy PZL.38 Wilk, PZL.45 Sokół, PZL.48 Lampart, wreszcie zaawansowane PZL.50 Jastrząb czy PZL.56 Kania.
Powojenne samoloty polskiej konstrukcji w użytku cywilnym nosiły takie zwierzęce nazwy jak PZL-101 Gawron (wielozadaniowy np. rolniczy, sanitarny), PZL-102 Kos (sportowy), PZL-104 Wilga (słynny na całym świecie wielozadaniowiec), PZL-105 Flaming, PZL-16 Kruk, PZL-130 Orlik i wiele innych. Także używany w polskim lotnictwie amerykański F-16 zyskał polską nazwę Jastrząb. Rzecz jasna, znajdziemy wiele samolotów o innych nazwach takich jak Iskra, Bryza, Iryda, Bies, ale zwierzęta jednak dominują wyraźnie.
Tymczasem teraz Sztab generalny Wojska Polskiego wybrał pięć nazw zgłoszonych przez internautów i niekoniecznie należących do najchętniej lajkowanych. To: Halny, Husarz, Harpia, Dracarys i Duch. A zatem nazwy pozostające zupełnie poza dotychczasowymi trendami i tradycją.