Wymierają koreańscy rybacy. Ich problemy dotyczą całego świata
Rybołówstwo jest jedną z tradycyjnych form zarobkowania mieszkańców Korei Południowej, której linia brzegowa osiąga długość 2414 km. W ostatnich latach dzieje się jednak coś niepokojącego. Z powodu ocieplania się morza w stopniu dużo wyższym niż średnia na świecie, dochodzi do bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych i wypadków na morzu. Coraz więcej rybaków ginie. Rośnie też ich średnia wieku, zaś same ryby odpływają coraz dalej. Co dokładnie sprawia, że przemysł rybny przeżywa taki kryzys i co będzie dalej?

Spis treści:
- Coraz więcej wypadków na morzu i mniej ryb. Co się dzieje?
- Problemy rybaków z Korei Południowej dotyczą także nas
- Człowiek zaburza naturalną równowagę. Co dalej?
Coraz więcej wypadków na morzu i mniej ryb. Co się dzieje?
W samym tylko 2024 roku zginęły na morzach wokół Korei Południowej 164 osoby, czyli o 75% więcej niż w poprzednim roku. Większość stanowili południowokoreańscy rybacy. To nie przypadek. Łodzie toną lub wywracają się wskutek coraz częstszych i bardziej nasilonych ekstremalnych zjawisk pogodowych. Dzieje się tak, ponieważ wody przybrzeżne Korei są dość płytkie, przez co ocieplają się dwa razy szybciej niż średnia światowa. Globalny wzrost temperatury mórz w latach 1968-2024 wynosił 0,74 °C, podczas gdy dla Korei Południowej wyniósł on 1,58 °C, czyli ponad dwa razy więcej. Dochodzi przez to do bardziej nasilonych burz tropikalnych takich jak tajfuny.
Coraz bardziej nieprzewidywalne wiatry i sztormy przybrzeżne to nie jedyny problem rybaków. W ciągu ostatnich lat obserwują oni, że niektóre ryby migrują wgłąb morza, gdzie jest chłodniej. Rybacy są więc zmuszeni do dalszych rejsów, narażając się przez to na większe ryzyko. Przykładowo aby złowić pałasza (Largehead hairtail), srebrzystą rybę występującą wcześniej powszechnie w wodach koreańskich, rybacy muszą wypływać znacznie dalej. Mniej jest także sardeli. "Dawniej wypełnialiśmy 50-100 tych koszy jednego dnia. Ale teraz sardele zniknęły i łapiemy więcej meduz niż ryb" - skarży się jeden z rybaków w rozmowie z BBC.
Potwierdzają to oficjalne dane. Przykładowo przez ostatnią dekadę ilość poławianych w Korei Południowej sardeli spadła o 46%, a kałamarnic - spada o 92% rocznie. Niektóre połowy nie nadają się do sprzedaży jako pożywienie dla ludzi i są sprzedawane jako pasza.
Problemy rybaków z Korei Południowej dotyczą także nas
Problemy rybaków w Korei Południowej odstraszają młode pokolenia od tego zawodu. Rośnie średnia wieku - w 2023 roku prawie połowa południowokoreańskich rybaków miała 65 lat, a jeszcze dekadę temu była to jedna trzecia. Coraz starsi kapitanowie muszą zatrudniać niewykwalifikowanych migrantów zarobkowych z Wietnamu czy Indonezji. Do tego dochodzi jeszcze problem z kiepskim przeszkoleniem z zakresu bezpieczeństwa. Wszystko to stanowi przepis na kryzys, który najpewniej będzie się tylko pogłębiał. Rybołówstwo w Korei może niedługo stać się wymarłym zawodem lub będzie się nim zajmować grupka największych zapaleńców.
Władze Korei współpracują z rybakami, prowadzą kontrole i wydają zalecenia. Rekomendują np. wyposażenie łodzi w drabinki bezpieczeństwa, zaś rybacy mają teraz obowiązek noszenia kamizelek ratunkowych i prawo zatrudniania zagranicznych członków załogi tylko po odbyciu szkolenia z zakresu bezpieczeństwa. Starsi pracownicy często są tak przyzwyczajeni do tego zawodu i nie potrafią robić nic innego, że ryzykują życie i nadal wypływają na łowiska. Władze proponują im nawet pożyczki, zachęcając do przejścia na emeryturę.
Choć wydawać by się mogło, że problemy rybaków z Korei Południowej nas nie dotyczą, to jest dokładnie odwrotnie. Stanowią one wskaźnik tego, co dzieje się obecnie na świecie.
Człowiek zaburza naturalną równowagę. Co dalej?
Co dalej? Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa prognozuje, że do końca tego stulecia ilość poławianych ryb w Korei Południowej spadnie o jedną trzecią, jeśli globalne ocieplenie i emisje gazów cieplarnianych utrzymają się na obecnym poziomie. W rzeczywistości trudno przewidzieć, czy tak właśnie będzie.
Z jednej strony trwają wzmożone wysiłki wielu państw, organizacji międzynarodowych, ekspertów, naukowców, ekologów i niektórych przedsiębiorstw, aby zatrzymać globalne ocieplenie i zapobiec katastrofie klimatycznej. Niewykluczone, że przy pomocy nauki, technologii i przepisów prawnych uda się odwrócić szkody, jakie przy udziale człowieka zaszły na Ziemi przez ostatnie dwa stulecia. Z drugiej strony nadal nadrzędnym celem i motorem napędowym działań wielu ludzi jest krótkoterminowy zysk, niezależnie od kosztów długoterminowych.
Nie można przy tym zapominać o problemie, jaki stanowi przełowienie, czyli nadmierna eksploatacja łowisk przez człowieka. O ile w poprzednich stuleciach na świecie żył miliard ludzi, a przez wcześniejsze setki tysięcy lat jeszcze mniej, o tyle dziś jest nas już ponad 8 miliardów, a będzie prawdopodobnie coraz więcej. Wszyscy ci ludzie muszą jeść, a zasoby są ograniczone. O ile na lądzie bardziej wydajna do wykarmienia ludzkości jest żywność roślinna, o tyle w przypadku mórz nie można (i nie powinno się) zmieniać tych terenów w pola uprawne. Rosnący popyt doprowadza jednak do łowienia większej liczby ryb, niż jest się w stanie odrodzić, wskutek czego mogą one po prostu wyginąć.
W czasach, gdy na świecie żyło mniej ludzi i przemysłowa hodowla zwierząt ani przemysłowe rybołówstwo praktycznie nie istniały, nie było problemu. Dziś skala zmian antropogenicznych jest już tak duża, że ekosystemy morskie i lądowe nie są w stanie regenerować się w wystarczającym tempie, by zachowana była równowaga.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 87 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!










