Chińskie smartfony z Androidem są przeładowane oprogramowaniem szpiegującym
Urządzenia z Chin zdobyły całkiem niezły fragment rynku smartfonowego. Niestety (i zgodnie z niektórymi przypuszczeniami) sprzęt produkowany w dalekiej Azji naszpikowany jest oprogramowaniem szpiegującym. Czy posiadacze Xiaomi lub OnePlus mają się o co martwić? Niekoniecznie, chociaż jak to z reguły, bywa, to zależy.
Najnowsze badania sprzętu technologicznego z Państwa Środka nie pozostawiają złudzeń. Popularne smartfony takich producentów, jak m.in. Xiaomi, OnePlus czy Oppo są sprzedawane, będąc napakowanymi szpiegowskim oprogramowaniem śledzącym ruch użytkowników i podejmowane przez nich akcje.
Na całe szczęście problem ten nie dotyczy modeli oferowanych na rynku np. europejskim. Cała sprawa związana jest z rynkiem chińskim i oferowanymi tam produktami. Jeżeli posiadacie zatem najnowszego OnePlus, ale nie kupiliście go w Pekinie czy Xi'an, to jesteście bezpieczni.
Skoro wiemy, że problem nie dotyczy polskich konsumentów, możemy na spokojnie przyjrzeć się sprawie. Jak podają najnowsze badania, urządzenia marek wskazanych powyżej za nic mają sobie prywatność użytkowników i masowo gromadzą różnej maści dane — oczywiście bez informowania czy pytania o zgodę. Wszystko odbywa się poprzez funkcjonalności systemu operacyjnego Android, własnych nakładek i dodatkowych aplikacji.
Spory niepokój badaczy z kilku uniwersytetów wzbudził fakt, na jaką skalę i jak wrażliwe dane są udostępniane. Zbierane informacje pozwalają z łatwością zidentyfikować posiadacza telefony, a dane trafiają nie tylko do producentów urządzeń, lecz innych firm prywatnych (często ściśle powiązanych z chińskim rządem) oraz lokalnych operatorów sieci komórkowych.
Badacze postanowili dokładniej przyjrzeć się informacjom wychodzącym z urządzeń zakupionych w Chinach. Nabyli kilka smartfonów sprzedawanych na tamtym rynku, po czym „wcielali się” w określoną postać potencjalnego użytkownika urządzeń. Na potrzeby eksperymentu obrali kierunek, w którym wyimaginowana osoba jest świadoma zagrożeń w sieci i przyzwoicie dba o swoją prywatność.
Rezultat był zaskakujący. Mimo nieakceptowania rozpowszechniania niektórych informacji stronom trzecim smartfon i tak informował o wielu ważnych rzeczach. W zasadzie zbierane dane pozwoliłyby władzy bez problemu sprawdzić, kto używa danego telefonu, co na nim robi, gdzie się fizycznie znajduje i z kim się kontaktu oraz kto jest w kręgu jego znajomych czy rodziny.
To jednak nie koniec rewelacji. Dane te były udostępniane (m.in. chińskim operatorom komórkowym) nawet wtedy, gdy urządzenie nie było podłączone do sieci, a w środku nie znajdowała się karta SIM. A co w przypadku, gdy sprzęt jest używany poza Chinami? Niestety, śledzenie nadal się nie kończy — mimo że za granicą przepisy są inne.
Chociaż prywatność i ochrona danych osobowych w Chinach brzmi bardziej jak bajka aniżeli stan faktyczny, to państwo przyjęło przecież niedawno rozporządzenie na wzór europejskiego RODO. Zobligowało się tym samym do przestrzegania standardów prywatności. Jak jednak widać, w Chinach prawa do ochrony naszych danych są rozumiane zupełnie inaczej.