GOPR przetestuje latające samochody. Ratownicy jak z Jetsonów?
Ratownicy GOPR z Podhala jako pierwsi w Polsce przetestują Jetson ONE, osobisty latający pojazd pionowego startu. To nie scenariusz bajki o Jetsonach, ale realny eksperyment, który może skrócić czas dotarcia do osób potrzebujących pomocy w górach.

Wydawało się, że latające samochody zostaną na zawsze w sferze kreskówkowych marzeń. Tymczasem Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe z Podhala właśnie ogłosiło współpracę z wywodzącą się z Polski firmą Jetson, producentem Jetson ONE, osobistego pojazdu eVTOL, który wygląda jak krzyżówka drona z gokartem. Cel? Sprawdzić, czy w przyszłości to właśnie takie maszyny będą ratować życie w górach.
Jetsonowie z Podhala
Jetson ONE to ultralekki, jednoosobowy pojazd pionowego startu i lądowania (eVTOL - electric Vertical Take-Off and Landing), który można nazwać "dronem dla człowieka". Zbudowany z włókna węglowego i aluminium, waży zaledwie 86 kg i rozwija prędkość do 102 km/h. Ma osiem silników elektrycznych i może utrzymać się w powietrzu przez około 20 minut. Startuje niemal z miejsca, nie wymaga pasów startowych, a jego manewrowość, według producenta, pozwala dotrzeć tam, gdzie inne pojazdy nie mają szans.
Grupa Podhalańska GOPR ma uczestniczyć w demonstracjach w rzeczywistych warunkach, przygotowywanych wspólnie z firmą Jetson, jak podano w oficjalnym komunikacie producenta. Chodzi o szybkie docieranie do trudno dostępnych miejsc. Bez czekania na śmigłowiec i bez potrzeby używania quada czy skutera śnieżnego. W praktyce może to oznaczać krótszy czas dotarcia do poszkodowanego, szczególnie tam, gdzie liczy się każda minuta.
Otrzymaliśmy niezwykle pozytywne opinie na temat zastosowań Jetson ONE w służbach ratunkowych i przygotowujemy się do rzeczywistych demonstracji z zespołem innowacji w Grupach Podhalańskich GOPR w Polsce.
Latający ratownik zamiast helikoptera?
Choć Jetson ONE wygląda futurystycznie, nie zastąpi śmigłowców czy wieloosobowych zespołów ratunkowych. To raczej uzupełnienie sprzętu. Coś pomiędzy pieszym patrolem a powietrzną akcją. Sprzęt jest jednoosobowy, więc nie da się nim ewakuować poszkodowanego. Ale jako szybki środek rozpoznania lub transport ratownika na miejsce wypadku... może mieć sens.
W teorii pojazd jest też prosty w obsłudze. Sterowanie odbywa się za pomocą joysticka i przepustnicy, a komputer pokładowy stabilizuje lot. Producent deklaruje, że nie trzeba mieć licencji pilota, by nim latać (przynajmniej w USA). Jak będzie w Polsce? Zanim Jetsony pojawią się na stałe w górskich bazach, czeka nas prawdopodobnie jeszcze sporo testów i przepisowych niuansów do rozwikłania.
Jeden Jetson ONE kosztuje około 100 tys. dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile nowy samochód terenowy z wyższej półki. Czy polskie służby ratownicze będą w stanie sobie na to pozwolić? Czas pokaże.
Na razie jesteśmy na etapie testów, ale jedno jest pewne. Wizja "ratownika przyszłości" właśnie przestaje być domeną futurystycznych bajek z lat 60. i wchodzi w fazę prób i to w polskich górach. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, może doczekamy się dnia, gdy na hasło "nadchodzi pomoc" spojrzymy w niebo i zobaczymy nadlatującego Jetsona.
Źródło: Jetson