Misja Ignis sięgnęła kosmosu, a sfera organizacyjna dosięgnęła... dna?
Euforia przy okazji wyboru polskiego astronauty, nadzieje dla polskiej nauki związane z realizacją eksperymentów na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, radość towarzysząca bezpiecznemu dotarciu polskiego astronauty w kosmos. A okazuje się, że można było zrobić to lepiej i taniej. A wyszło... jak z piosenki Elektrycznych Gitar.

Na co dzień, pisząc o naukach o Ziemi i architekturze, raczej twardo stąpam po Ziemi, ewentualnie chodzę z głową w chmurach. Niekiedy zdarza mi się jednak zahaczyć o tematy wychodzące poza naszą atmosferę - ja też informowałem was w GeekWeeku o misji Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, pisałem o jego locie, eksperymentach w ramach misji Ignis.
Jednak w tym przypadku nie wchodziłem specjalnie głębiej w tematy organizacyjne (skupiałem się na naukowych i technologicznych) i sam byłem przekonany, że finansowanie tej misji było zupełnie inne. Polska płaci składki do Europejskiej Agencji Kosmicznej, która wysłała Polaka na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Ale wiadomość, którą przekazał Karol Wójcicki, znany polski popularyzator astronomii i autor profilu "Z głową w gwiazdach" dosłownie ścięła mnie z nóg.
Polska wydała ponad ćwierć miliarda złotych i nie ma żadnych praw
Polska sfinansowała lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w kosmos, wydając na misję Ignis astronomiczną kwotę około 280 milionów złotych. Mimo tak znaczącego wkładu finansowego, Polska nie ma praw do nazwy misji, jej symboli, loga ani nazwiska astronauty. Wszystkie te prawa należą w całości do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), która zastrzegła je jako znaki towarowe i kontroluje sposób ich użycia, blokując wszelką działalność uznaną za "komercyjną".
Szukając materiałów natrafiłem także na wpis na stronie Ministerstwa Rozwoju i Technologii, gdzie udostępnione zostały wszelkie materiały. Bez większego zagłębiania się znalazłem informację, że wszelkie dostępne informacja są zamieszczone na licencji CC BY-NC-ND 3.0 PL, czyli niekomercyjnej. Tak więc pisząc dla was cokolwiek o misji Uznańskiego-Wiśniewskiego, nawet nie mogę wstawić zdjęcia. Stąd widzicie wstawione posty z Facebooka lub agencji w przypadku zdjęcia głównego - inaczej złamałbym licencję.
Ta zaskakująca sytuacja została w zasadzie ujawniona przez Adama Jesionkiewicza, założyciela polskiej firmy Astrography, która specjalizuje się w edukacyjnych plakatach o kosmosie, a szerzej wyszło to właśnie dzięki Karolowi Wójcickiemu. Jesionkiewicz chciał stworzyć i bezpłatnie dystrybuować plakat poświęcony misji Ignis, aby inspirować i budować świadomość narodową. Jednak ESA odmówiła zgody, a nawet zażądała usunięcia wcześniejszych postów z logiem Ignis, które firma zamieściła w mediach społecznościowych.
Paradoks polega na tym, że Astrography bez problemów współpracuje z NASA, która nigdy nie stwarzała takich trudności w kwestii użycia swoich symboli. Mało tego, zobaczcie, że wszelkie materiały dostępne od NASA choćby na Wikipedii są oznaczone jako domena publiczna. W ilu sklepach zobaczycie ubrania z logo NASA. A jest to agencja amerykańska - równie dobrze mogłaby ograniczyć prawa do własnego kontynentu.
Problem wykracza poza kwestie wizerunkowe i dotyka nawet komunikacji naukowej
Informacje dotyczące misji i działań Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego muszą przejść długą drogę w strukturach ESA, zanim zostaną oficjalnie przekazane polskim instytucjom, takim jak Polska Agencja Kosmiczna (POLSA). Dopiero wtedy mogą zostać oficjalnie opublikowane.
Inne kraje podeszły do kwestii finansowania i praw do wizerunku misji kosmicznych zupełnie inaczej. Węgry, których astronauta, Tibor Kapra, bierze udział w tej samej misji, co Uznański-Wiśniewski, opłaciły swój udział bezpośrednio u komercyjnego operatora misji, Axiom Space. Dzięki temu Węgrzy zachowali pełne prawa do wizerunku, loga i materiałów promocyjnych, a co więcej - zapłacili za to mniej niż Polska. Podobnie postąpiły Indie.
Nawet Brazylia, w ramach innej misji, w umowie z rosyjskim Roskosmosem zastrzegła sobie prawa do loga i brandingu misji, co umożliwiło szerokie wykorzystanie symboli narodowych w celach promocyjnych i edukacyjnych.
Nie tylko opłata za lot. Polska sfinansowała materiały promocyjne dla ESA
W Polsce tymczasem, nawet oficjalny plakat misji Ignis, zaprojektowany przez uznanego artystę Andrzeja Pągowskiego (który stworzył także plakat upamiętniający lot gen. Hermaszewskiego), nie może być legalnie sprzedawany ani szeroko dystrybuowany. Prawa do jego wykorzystania ma holenderska firma Monday Merch, która podpisała z ESA kontrakt na produkcję gadżetów. Oznacza to, że zyski z potencjalnych polskich gadżetów trafiają za granicę.
Sytuacja ta jest o tyle bolesna, że misja Uznańskiego-Wiśniewskiego mogłaby stać się motorem dla polskich firm, wspierać edukację i budować dumę narodową. Brak otwartych licencji uniemożliwia tworzenie gadżetów, plakatów, modeli edukacyjnych, a także wykorzystanie wizerunku astronauty w kampaniach STEM (nauka, technologia, inżynieria, matematyka) czy w celach turystycznych. Jak zaznaczyłem wcześniej, w zasadzie nawet nie można pisać o tej misji w polskich mediach, wykorzystując dostępne na stronie Ministerstwa symbole. Bo polskie media są podmiotami komercyjnymi.
Sławosz Uznański-Wiśniewski, tuż po wejściu na orbitę, powiedział: "Kosmos dla wszystkich", co w kontekście obecnych ograniczeń nabiera gorzkiego wydźwięku, jak zauważył autor "Z głową w gwiazdach" podsumowując swój wpis. Ta historia pokazuje, że mimo ogromnej inwestycji finansowej, Polska straciła szansę na pełne wykorzystanie potencjału misji Ignis w sferze społecznej, edukacyjnej i gospodarczej.
A miało być tak pięknie...
Udział Polski w Europejskiej Agencji Kosmicznej niesie ze sobą wiele korzyści. Ale czy w dobie tak intensywnego rozwoju prywatnych firm, lot z udziałem Polaka rzeczywiście wymaga jeszcze jednego (oprócz NASA, SpaceX i Axiom Space) pośrednika w postaci Europejskiej Agencji Kosmicznej? Czy w takim razie nie możemy tańszym kosztem wysłać kolejnych polskich astronautów? A może ja się nie znam...
Źródła: Z głową w gwazdach, jesion.pl