Czołgi w leasingu. Nowy pomysł w ministerstwie obrony?

Nie produkuje się już nowych Abramsów. Jeśli Polska je kupi będą to głęboko zmodernizowane kadłuby /US Army /domena publiczna
Reklama

Od chwili ogłoszenia chęci zakupu czołgów Abrams w Stanach Zjednoczonych tryb zakupu, jak i sposób finansowania i brak konkretów budziły obawy ekspertów i podatników. Teraz wiceminister Skurkiewicz mówi o innowacyjnym sposobie finansowania zakupów i sugeruje, że leasing byłby dla Polski bardzo dobrym rozwiązaniem.

Zapowiedziany przez ministrów Mariusza Błaszczaka i Jarosława Kaczyńskiego zakup czołgów wciąż budzi emocje i wywołuje kontrowersje. O zakupie amerykańskich Abramsów w kuluarach mówiło się już od dawna. W zasadzie pierwsze takie pomysły pojawiły się za czasów Antoniego Macierewicza. Wówczas planowano zakup czołgów z rezerwy znajdującej się na pustyni.

Jak się dowiedziała Interia, administracja kierowana przez prezydenta Donalda Trumpa wręcz naciskała na ich zakup, podobnie, jak i innego sprzętu dla SZ RP. Jeden z polskich generałów miał nawet usłyszeć w MON, że "może pan kupić wszystko, byleby od Amerykanów". Patrząc na proces, tryb i zamówione wyposażenie oraz uzbrojenie można stwierdzić, że właśnie tak się dzieje.

Reklama

Wywołuje to wiele pytań. Najpierw związkowców, którzy w liście otwartym do prezydenta Andrzeja Dudy, wyrazili swoje obawy.

"Nie było nawet sygnału, że rząd rozważa zakup dla polskiego wojska innych czołgów niż wykorzystywane obecnie. Tymczasem w praktyce zakup Abramsów, pomijając już horrendalną cenę, niesie ze sobą szereg negatywnych, a wręcz katastrofalnych skutków.

(...) Większość nowoczesnych armii na świecie bazuje na jednym typie czołgu i sukcesywnie rozwija go oraz dostosowuje do własnych potrzeb.

(...) Całkowite pominięcie zbrojeniówki w Polityce Przemysłowej Polski każe przypuszczać, że albo autorzy programu zupełnie lekceważą tę w gruncie rzeczy oczywistą wiedzę na temat fundamentalnego znaczenia przemysłu zbrojeniowego dla całej gospodarki, albo celowo dążą do marginalizacji rodzimych przedsiębiorstw tego sektora".

Zresztą nie byłby to pierwszy przypadek, kiedy rząd PiS kupuje wyposażenie z półki, bez przetargu, z pominięciem polskich podmiotów, które posiadają w ofercie podobne wyposażenie. Tak było w przypadku zakupu ppk Javelin czy tureckich TB-2 Bayraktar.

Następnie wątpliwości wyrazili posłowie pisząc kolejne interpelacje z pytaniami o szczegóły zakupu. Zwłaszcza te dotyczące finansowania i zaangażowania polskiego przemysłu w modernizację czołgów. Teraz dołączyła prorządowa Telewizja Republika.

Czołgi w leasingu?

Wiceminister Wojciech Skurkiewicz zapytany w Telewizji Republika m.in. o zakupy sprzętu  wojskowego i sposób ich finansowania, odpowiedział, że nowoczesną formułę finansowania przedstawią Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki.

- To będzie coś bardzo innowacyjnego. Jestem przekonany co do tego, bo znam zarys, a nie chciałbym zbyt wcześnie o tym mówić - powiedział Skurkiewicz.

Dodał jednak coś, co może zaskoczyć,

- Ja na przykład mam olbrzymi problem z tym, że niektóre kraje, nawet w ramach NATO, leasingują sprzęt wojskowy. Polskie prawo nie daje takiej możliwości, żeby nasza armia skorzystała z leasingu sprzętu wojskowego, co dla mnie jest bardzo niekorzystne i bardzo złe. Moglibyśmy na tym sporo zaoszczędzić jeśli chodzi o zakupy i moglibyśmy przyśpieszyć te działania modernizacyjne w polskiej armii i realizowania priorytetu odchodzenia od sprzętu postsowieckiego.

Zwykle w ten sposób postępują państwa, których w danej chwili nie stać na zakup sprzętu, albo nie posiadają własnych zdolności do budowy takiego. Tak postąpiły Czechy i Węgry,  które pilnie musiały wymienić przestarzałe MiG-i-21. Węgrzy będą dzierżawić samoloty do 2026 roku, a Czesi o rok dłużej.

Faktycznie stanowi to oszczędność. Węgrzy za 10-letnią dzierżawę 14 Gripenów płacą ok. 1,2 mld euro, co według byłego ministra obrony Węgier, Csaba Hende pozwoliło zaoszczędzić ok. 170 mln euro.

Co z polskim przemysłem?

Problemem dzierżawy jednak jest to, że nie idą za nią żadne inwestycje we własny przemysł zbrojeniowy. Zwłaszcza jeśli posiada się zdolności do budowy nowych pojazdów samodzielnie, bądź w kooperacji. A takie posiada choćby Huta Stalowa Wola, bądź Rosomak S.A. Dałoby to impuls do rozwoju przemysłu.

A ten w Polsce jest w złym stanie. Polska Grupa Zbrojeniowa zamknęła 2019 rok z gigantyczną stratą w wysokości 1 mld 266 mln 611 tys. zł. W tym samym czasie wartość polskiego eksportu uzbrojenia zmniejszyła się w stosunku do roku 2018 o ponad 20 proc. i wyniosła 390,5 mln euro.

Co znamienne 191 mln euro wygenerowała sprzedaż załogowych i bezzałogowych statków powietrznych oraz ich komponentów. W tej kategorii znajduje się tylko jedna polska firma - prywatna Grupa WB oraz należące do zagranicznych podmiotów PZL Mielec i PZL Świdnik.

Tymczasem Czesi biją kolejne rekordy sprzedażowe w dziedzinach, w których posiadają zdolności produkcyjne. W 2019 roku eksport uzbrojenia przyniósł im ok. 571 mln euro i wzrósł o 13,6 procenta. Z kolei Węgrzy inwestują we własny przemysł przechwytując propozycje, z których polski rząd zrezygnował. Jak fabryka Airbusa.

Oba te kraje wydzierżawiły samoloty myśliwskie, ponieważ nie posiadają zdolności do samodzielnego wyprodukowania samolotu tego typu, oraz ze względów oszczędnościowych. Czy w Polsce takie warunki zaistniały w przypadku czołgu?

W maju 2019 roku Polska Grupa Zbrojeniowa poinformowała o uruchomieniu prac badawczo-rozwojowych na czołgiem nowej generacji, który byłby realizowany z partnerem zagranicznym. Skończyło się jak zwykle w ostatnich latach - zakupem z półki, bez przetargu, bez trybu i z USA.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: militaria | czołgi | M1 Abrams | Prawo i Sprawiedliwość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy