Nuklearna zima zagłodzi świat. Czy jest się czego obawiać?

Wywołanie nuklearnego konfliktu jest najskuteczniejszym sposobem na zagłodzenie całego świata. Co może się wydarzyć, jeśli dojdzie do ataku z użyciem broni jądrowej?

Wywołanie nuklearnego konfliktu jest najskuteczniejszym sposobem na zagłodzenie całego świata. Co może się wydarzyć, jeśli dojdzie do ataku z użyciem broni jądrowej?
Prypeć, niegdyś tętniące życie miasto, został ewakuowany po wybuchu elektrowni w Czarnobylu /123RF/PICSEL /123RF/PICSEL

Autorzy pracy naukowej o nuklearnej zimie nie spodziewali się, że dzień po przyjęciu jej do publikacji Rosja postawi swoje siły nuklearne w stan podwyższonej gotowości. Po dane badacze musieli sięgać do źródeł jeszcze z czasów zimnej wojny.

Naukowcy wiedzą, jaki byłby efekt wojny nuklearnej. Przede wszystkim spowodowałaby gigantyczne pożary. Cząstki pyłów i sadzy uniosłyby się wysoko w atmosferę i przesłoniły słońce. To oznaczałoby ochłodzenie, które nazwano "nuklearną zimą". Arsenały państw dysponujących bronią atomową są kilkadziesiąt razy większe niż trzeba, by ją wywołać.

Reklama

Ile trwałaby nuklearna zima?

Z przeprowadzonej w 2011 roku przez NASA komputerowej symulacji wynikało, że nawet lokalny konflikt jądrowy miałby zgubne skutki dla całej ludzkości. Wystarczyłby wybuch stu głowic atomowych. Nuklearna zima obniżyłaby temperaturę na Ziemi o 1,25 stopnia, a opady zmniejszyła o 10 procent. Z pozoru to niewiele, ale w zupełności wystarczy, by na świat sprowadziło klęskę nieurodzaju i głód trwające dekadę.

Z nowszej analizy, przeprowadzonej w ubiegłym roku przez badaczy z Rutger University wynika, że ochłodzenie trwałoby nieco krócej, osiem lat. Prawie dwukrotnie dłużej utrzymywałaby się za to dziura ozonowa. To też zła wiadomość. Promieniowanie UVB utrudnia fotosyntezę roślinom, co oznacza, że nawet gdy pyły opadną, plony wciąż będą mniejsze.

Nuklearna zima sprowadziłaby głód

Teraz inna grupa naukowców, z amerykańskiego Penn State University, opublikowała analizę, z której wynika, że jądrowy konflikt i nuklearna zima wpłynęłyby na światowe zbiory.

Komputerowy model oszacował, że wybuch 4 tysięcy nuklearnych głowic wzniósłby do atmosfery 165 milionów ton sadzy. Ilość promieniowania słonecznego w pobliżu równika spadłaby o 60 proc., bliżej biegunów - aż o 95 proc. Ilość opadów, według tej symulacji, zmniejszyłaby się średnio o połowę. Taka nuklearna zima z suszą trwałaby 15 lat.

W strefie umiarkowanej nie wyrosłoby nic. W strefie równikowej i zwrotnikowej mogłyby wyrosnąć rośliny tolerujące mniejszą ilość światła. Byłoby ich jednak znacznie za mało, by wyżywić świat. By zaspokoić głód na świecie, nie starczyłoby nawet owadów.

Szacuje się, że światowe zapasy żywności wystarczyłyby zaledwie na około dwa miesiące. W państwach rozwiniętych są większe, ale żaden kraj nie ma zapasów dla wszystkich mieszkańców na dłużej niż rok.

Doktryna wzajemnego zniszczenia czyli nuklearny szach

Wojskowi eksperci uspokajają, że wojna nuklearna nam nie grozi. Wszystko dzięki zasadzie wzajemnego zniszczenia (mutually assisted destruction). Zakłada ona, że wykrycie nuklearnego ataku wroga oznacza błyskawiczny kontratak.

Minuty po wystrzeleniu przez Rosję rakiet uzbrojonych w głowice jądrowe, automatycznie odpalone zostałyby takie same w krajach NATO. Po kilkunastu minutach od nuklearnego uderzenia w Europę i Stany, takie samo zniszczenie spotkałoby Rosję. Wzajemne trzymanie się w szachu całkowitym zniszczeniem zapobiega użyciu takiej broni przez obie strony już od dekad.

Nawet jeśli komuś uda się ocaleć w atomowym bunkrze, nie będzie miał co jeść, gdy z niego wyjdzie. Nuklearna zima spustoszy bowiem świat.

Rosyjscy żołnierze chorują od promieniowania

Oczywiście zagrożeniem po takim konflikcie będzie też utrzymujące się promieniowanie. Ale nie trzeba konfliktu nuklearnego, żeby się na nie narazić, co udowadnia rosyjskie wojsko.

Do szpitali na Białorusi trafiają rosyjscy żołnierze z objawami choroby popromiennej, podaje portal Censor.net za kanałem Byelarussian Gayor na Telegramie. To prawdopodobnie żołnierze z oddziałów, które zajęły zamkniętą strefę wokół elektrowni w Czarnobylu.

Wiadomo, że rosyjscy żołnierze jeździli w tej strefie ciężarówkami, wznosząc radioaktywny pył. Ostatnio doniesiono jednak, że kopali tam także okopy. Nie wiadomo, w jakim stanie są rosyjscy żołnierze leczeni w Białoruskich szpitalach, ani ilu ich jest. 

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy