Jak wyprawa do jaskini zmienia się w walkę o życie? Poznaj te historie
Podróże do jaskiń fascynują tajemnicą i adrenaliną, jednak często kończą się dramatami wymagającymi wielkiego poświęcenia ratowników. Historie z Tatr, Tajlandii i Niemiec pokazują, jak nieprzewidywalna i bezwzględna może być natura pod ziemią. Każde z opisanych zdarzeń to przykład odwagi i walki zarówno ratowników, jak i uwięzionych.

Spis treści:
- Jaskinia Mylna. Tragedia polskiego księdza
- Jaskinia Tham Luang. Drużyna piłkarska uwięziona przez 17 dni
- Jaskinia Riesending. Dramatyczna akcja ratunkowa
Pod ziemią kryje się zupełnie nowy świat, pełen tajemnic i niebezpieczeństw. Ciemne korytarze, wąskie przejścia i cisza, przerywana jedynie kapaniem wody gdzieś w oddali - to przyciąga turystów spragnionych wrażeń. Niestety nie każda wyprawa kończy się dobrze. Zdarzyło się wiele tragedii, wypadków, które pokazują, jak szybko spokojna wycieczka może zmienić się w walkę o przetrwanie.
Jaskinia Mylna. Tragedia polskiego księdza
Jaskinia Mylna to najciekawsza jaskinia w Tatrach dostępna dla turystów. Ludowe legendy głoszą, że ukrywał się w niej sam Janosik. Przejście przez nią zajmuje około 30 minut, jednak cała wyprawa często zabiera parę godzin. Jaskinia jest trudna i wymaga sprawności fizycznej z powodu ciasnych korytarzy, wilgoci i błota. W niektórych miejscach zamontowano łańcuchy ułatwiające podróż. Miejsce to skrywa tragedię.
Najgłośniejszym wypadkiem w Jaskini Mylnej było zaginięcie księdza Józefa Szykowskiego w lipcu 1945 roku. Niespełna wówczas 37-letni Józef udał się na urlop do Zakopanego. W środę 25 lipca przed południem wybrał się na górską wycieczkę, nie informując nikogo o tym, dokąd zmierza. Zabrał ze sobą przewodnik i zapowiedział, że wróci po szesnastej.
Parę dni później, 30 lipca rozpoczęło się poszukiwanie przez Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ośmiokrotnie próbowano odnaleźć księdza pallotyna aż do 19 sierpnia. Mimo to zaginął bez śladu.

Dopiero na początku 1947 roku turysta z Krakowa odnalazł zwłoki kapłana w jaskini Mylnej. Dzięki dokumentom w portfelu przy ciele udało się zidentyfikować zaginionego księdza. Najprawdopodobniej ks. Szykowski zabłądził w korytarzach jaskini w wyniku utraty światła i zmarł z wyczerpania, głodu i wyziębienia.
- Wypadek ten jest jeszcze jedną przestrogą dla nieznających Tatr turystów, aby nie zapuszczali się w nieznane sobie miejsca bez przewodników i bez należytego zabezpieczenia - pisała później Gazeta Podhalańska.
Jaskinia Tham Luang. Drużyna piłkarska uwięziona przez 17 dni
Rozległy system jaskiń Tham Luang ciągnie się przez 10 kilometrów i zawiera wiele głębokich wnęk, wąskich przejść i tuneli wijących się pod setkami metrów warstw wapienia. Znajduje się na granicy Tajlandii i Mjanmy, a część systemu jest sezonowo zalewana w porze deszczowej (od lipca do listopada).
Tuż przed rozpoczęciem pory deszczowej do jaskini udało się 12 chłopców w wieku od 11 do 16 lat z lokalnej juniorskiej drużyny piłkarskiej, oraz ich 25 asystent trenera. 23 czerwca 2018 roku drużyna postanowiła wybrać się na zwiedzanie kompleksu jaskiń, aby uczcić urodziny jednego z członków. Zostawili plecaki przy wyjściu i zniknęli w środku. Planowali zostać tam tylko przez godzinę, tymczasem plany pokrzyżował im deszcz, więżąc ich tam na ponad dwa tygodnie.
Monsunowe opady odcięły drogę ucieczki chłopcom, którzy musieli uciekać cztery kilometry w głąb jaskini. Nie mieli żadnego jedzenia, a wodę czerpali ze skał, po których gdzieniegdzie ściekała. Trener drużyny w przeszłości nauczył się sztuki medytacji w buddyjskim klasztorze, co okazało się prawdziwą pomocą w trudnych warunkach, w jakich się znaleźli. Chłopcy zachowali spokój, oszczędzając siły i tlen.

Do ratunku szybko rzucili się ratownicy, policja, a nawet żołnierze z elitarnych tajlandzkich Navy Seals. Ciągle padało i ciężko było wymyślić, jak uratować zaginionych. Do akcji włączyły się także inne kraje, m.in. Stany Zjednoczone, Chiny czy Belgia. Do 2 lipca na oślep szukali chłopców, aż w końcu nurkowie wynurzyli się w jednym z miejsc, gdzie znajdowało się powietrze, i natrafili na całą drużynę. 13 zaginionych miało się dobrze - byli zmęczeni i wychudzeni, ale żywi.
Dostarczono im pożywienie w płynnej formie oraz wodę. Podczas transportu butli z powietrzem do jaskini wydarzył się tragiczny wypadek i jeden z nurków zmarł poprzez uduszenie pod wodą. To była jedyna ofiara śmiertelna.

Rozmyślano nad wieloma opcjami ratunku. Ostatecznie każdemu chłopcu przydzielono dwóch ratowników-nurków. Jeden pomógł mu założyć sprzęt do nurkowania, a następnie podał leki znieczulające i uspokajające, a także rozluźniającą mięśnie ketaminę, a drugi asekurował całą akcję z tyłu. W ten sposób nieświadomych członków drużyny przetransportowano pod wodą. Aby zabezpieczyć ich przed szarpaniem i nieumyślnymi działaniami w panice, związano im ręce i podawano regularnie zastrzyki z lekami, utrzymującymi ich w stanie nieświadomości.
Rozpoczęło się to 8 lipca o godzinie 10 dość nagle - deszcz chwilowo przestał padać, a miejscowa ludność poinformowała, że około 10 lipca cały kompleks jaskiń zazwyczaj znajduje się już całkowicie pod wodą. Wyławiano 4 chłopców dziennie, aż do wspomnianego 10 lipca. Trasa do pokonania była niezwykle trudna, niektóre fragmenty były tak ciasne, że nurkowie musieli zdejmować butle tlenowe, aby się przecisnąć.
Uratowani chłopcy zostali przetransportowani do szpitala i ostatecznie każdy z nich wyszedł z tego bez większych problemów. W samej akcji ratunkowej wzięło udział ponad 1000 osób, a łącznie zaangażowanych było ponad 10 000.
Na podstawie całej historii National Geographic w 2021 roku stworzyło film dokumentalny "The Rescue", w którym wykorzystano nagrania z kamer nurków biorących udział w operacji.
Elon Musk także chciał pomóc. 7 lipca oświadczył, że inżynierowie ze SpaceX i Boring Company planują stworzyć "maleńką łódź podwodną dla dzieci", zbudowanej z rurki do transportu ciekłego tlenu z rakiety Falcon 9. Miałaby być na tyle lekka, by można było nią sprawnie manewrować, lecz na tyle wytrzymała i mała, aby zmieściła się w wąskich szczelinach.
Przetransportowano tę łódź do Tajlandii, a 9 lipca Musk przybył osobiście na miejsce akcji ratunkowej. Mimo to sprzęt nigdy nie został wykorzystany, a lokalny gubernator, Narongsak Osotthanakorn, stwierdził, że jest ona "niepraktyczna". Doprowadziło to do kłótni obu panów, która skończyła się publicznymi przeprosinami Muska.
Jaskinia Riesending. Dramatyczna akcja ratunkowa
W pobliżu granicy z Austrią na terenie Niemiec znajduje się jaskinia Riesending-Schachthöhle. Jest to najdłuższa i najgłębsza jaskinia w tym kraju, położona w Alpach Berchtesgadeńskich. Jej znane korytarze ciągną się na długość ponad 20 000 metrów, a głębokość wynosi 1149 m.
W czerwcu 2014 roku 52-letni niemiecki speleolog Johann Westhauser oraz jego dwaj współtowarzysze brali udział w ekspedycji w jaskini Riesending. Na głębokości kilometra na Westhausera spadła kamienna lawina, raniąc go poważnie w głowę i klatkę piersiową. Nie był w stanie samodzielnie opuścić jaskinię, więc jeden z jego kolegów z nim został, a drugi ruszył po ratunek. Samo wyjście na powierzchnię zajęło mu 12 godzin.
Z powodu ekstremalnie ciężkich warunków pracy na zgłoszenie o pomoc odpowiedziało jedynie trzech lekarzy specjalistów z całej Europy: z Mediolanu. Frankfurtu i Austrii. Ratownicy nieustannie pracowali nad wydostaniem rannego. Z niemałymi problemami utworzono biwaki, jako miejsca postojowe w drodze na powierzchnię.

W międzyczasie pogoda zaczęła się załamywać, przewidywano burze i deszcz, wskutek czego część jaskini mogła zostać zalana. Po pięciu dniach od wypadku rozpoczęła się długa wędrówka poszkodowanego speleologa z głębi jaskini na powierzchnię. Przewidywany czas całej podróży wynosił około tygodnia.
Po drodze lekarze wymieniali się między sobą opieką nad Westhauserem, a ekipa ratownicza nieustannie pracowała nad przedłużaniem linii telefonicznej oraz usprawnieniem przejść. Nie przez całą drogę poszkodowany mógł przebywać w pozycji leżącej, więc należało jak najbardziej ułatwić mu tę trasę. Na szczęście pogoda się ustabilizowała i nie stwarzała dodatkowych utrudnień.

W końcu 19 czerwca tuż przed południem rannego speleologa wyniesiono na powierzchnię. Czekali na niego lekarze oraz helikopter, który od razu przetransportował go do szpitala.
W całej akcji brało udział około 700 osób, a jej koszt wyniósł prawie milion euro. Trwała 11 dni. Od momentu wypadku do wydobycia rannego na ziemię minęły 274 godziny.
Te wydarzenia przypominają, że pod ziemią nie ma miejsca na pomyłki, ponieważ każdy błąd może kosztować życie. Nie każda historia kończy się tragicznie - wiele osób mimo dramatycznych warunków zostało uratowanych. Jaskinie wciąż fascynują i przyciągają ludzi - jednak należy pamiętać o sile natury, z którą zawsze trzeba się liczyć.










